Kolejne przetasowania w ElectroMobility Poland. Co z polskim samochodem elektrycznym?

Powiedzieć, że polski samochód elektryczny rodzi się w bólach, to jak powiedzieć nic. A teraz do listy problemów spółki doszedł kolejny. Po raz piąty w tym roku zmienił się prezes. Poprzedni rządził zaledwie kilka tygodni.

Historia spółki ElectroMobility Poland od początku tego roku przypomina trochę motoryzacyjną Modę na sukces. Prezesi spółki zmieniają się na stanowisku średnio co kilka tygodni. A sytuacja jest na tyle dynamiczna, że mało uważni obserwatorzy naprawdę mogą się pogubić.

Zobacz wideo Zatrzymana w bezpośrednim pościgu. Podczas ucieczki nazbierała aż 236 punktów karnych

ElectroMobility Poland ma nowego prezesa. Jest piąty w tym roku

Przetasowania wystartowały na początku kwietnia. To wtedy na stanowisku prezesa ElectroMobility Poland pojawił się Paweł Poneta. Zastąpił Piotra Zarembę. 20 maja – czyli nieco ponad miesiąc później – Poneta stracił stanowisko na rzecz Piotra Regulskiego. Ten również długo nie nacieszył się nową pracą. Bo już 5 czerwca musiał ustąpić miejsca ponownie Pawłowi Ponecie. Teraz Poneta wraca do rady nadzorczej. Prezesem ElectroMobility Poland zostanie z kolei Tomasz Kędzierski. Ciekawe tylko na jak długo...

Tomasz Kędzierski to osoba z mocnym menedżerskim doświadczeniem. Był szefem regionalnej praktyki motoryzacyjnej w Boston Consulting Group. W ciągu ostatnich 15 lat brał udział m.in. w budowie i uruchomieniu produkcji takich marek, jak TOGG czy Vinfast. Ma zatem cenne z punktu widzenia Izery doświadczenie.

Czy Kędzierski utrzyma dłużej w dłoniach "gorącego kartofla"?

Profil dotychczasowej kariery Tomasza Kędzierskiego dobrze pasuje do przyszłych planów ElectroMobility Poland. Szczególnie że nowy rząd wcale nie ma zamiaru wygaszać projektu. Poszukuje jedynie nowego pomysłu na jego rozwój. I ten nowy pomysł może przynieść właśnie nowy prezes. Prawda jest jednak taka, że przetasowania na stanowisku szefa trwające od miesięcy i oznaczające zmianę dowodzącego co kilka tygodni, nie wysyłają dobrego komunikatu.

Projekt polskiego samochodu elektrycznego mimo blisko dekady trwania jest trudny. To coś na kształt gorącego kartofla. Nikt nie chce dłużej utrzymać go w dłoniach. Przynajmniej nikt z "nowego rozdania". Być może decydują o tym nadmiernie ambitne plany, a być może bałagan organizacyjny. Żaden z prezesów nie chce brać za niego odpowiedzialności. I to akurat może się wydawać zrozumiałe.

Nazwa polskiego samochodu elektrycznego Izera ma pochodzenie celtyckie
Nazwa polskiego samochodu elektrycznego Izera ma pochodzenie celtyckie Fot. @MinKlimatu / Twitter

Czy polski samochód elektryczny powstanie?

Teoretycznie tak. Nowy rząd nie podjął bowiem decyzji o wycofaniu się z projektu. Teraz coraz jaśniejsze staje się jednak to, że wdrożenie modelu do produkcji może być większym wyzwaniem, niż mogłoby się wydawać. Nietrudno odnieść bowiem wrażenie, że poprzednicy przez 8 lat działalności stworzyli jedynie makietę auta. W skrócie głównie trwonili czas i pieniądze. Poza tym nadal nie poradzili sobie z głównym problemem. Mowa o sfinansowaniu budowy fabryki.

Postawienie zakładu w Jaworznie według analiz sprzed dwóch czy trzech lat ma kosztować 6 mld zł. Ponoć 5 mld zł z tej kwoty ma pochodzić z KPO. Co jednak z brakującym miliardem? Na to pytanie nikt w ElectroMobility Poland nie potrafi dziś odpowiedzieć. Spółka środków własnych nie ma. Jej założyciele – a więc m.in. Energa, Enea, Tauron czy PGE – pieniędzy wyłożyć nie chcą. Strategicznego partnera natomiast cały czas brak. Skutek jest zatem taki, że budowa zakładu powinna dawno ruszyć. Nadal jednak działka pod fabrykę jest polem w środku lasu. Choć w sprawie pojawia się też mocny plus. Tym niewątpliwie jest partnerstwo z Geely. Geely, które ma dostarczyć platformę motoryzacyjną.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.