Zdjęcia uwięzionego samochodu zrobił jeden mieszkańców Katowic, a opublikował profil Prowokator na Facebooku i tam można je podziwiać. Od razu wywołały kontrowersje wśród katowiczan i nie tylko ich. Stawianie słupków parkingowych to jedno z zadań Miejskiego Zarządu Ulic i Mostów w Katowicach. Internauci nie zostawili na nich suchej nitki, twierdząc, że tylko "dyletanci" mogą zablokować w ten sposób samochód, skoro zadaniem słupków jest właśnie zapobieganie przed wjazdem na chodnik. Na początku wszystko wskazywało na to, że cupra leon sportstourer zostanie tam na dłużej. Później okazało się, że sytuacja została rozwiązana i że za ten drogowy absurd niekoniecznie trzeba winić miasto. Za to można mieć pretensje do władz z innego powodu.
Więcej wiadomości o sytuacji na polskich ulicach znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Łatwo się domyślić, jaki był najbardziej prawdopodobny przebieg zdarzeń. Miasto postanowiło ograniczyć liczbę miejsc parkingowych, ale nie przebudowało w tym celu drogi dla pieszych i nie zlikwidowało wnęki parkingowej. Zamiast tego przesunęło znak, ale kierowca się tym nie przejął. Co gorsze zostawił auto na dłużej i zarząd ulic postanowił je zablokować, dlatego zlecił firmie-podwykonawcy postawienie słupków. Logiczne byłoby odholowanie go na publiczny parking przed postawieniem słupków. Tam cupra mogłaby czekać swojego właściciela i nikomu nie wadzić.
Jednak katowicki radny, który wraz z Maciejem Biskupskim, przewodniczącym Rady Miasta Katowice został oznaczony pod postem na Facebooku, twierdzi, że było zupełnie inaczej. Adam Skowron udał się na miejsce i zrobił zdjęcie tego samego miejsca, z którego zniknął zaparkowany samochód. Jak to możliwe?
Według mnie mała szansa, by firma instalująca słupki ryzykowała odszkodowanie. Raczej podejrzewam wjazd na wstecznym przez chodnik od Fliegera lub miejsce dla niepełnosprawnych i kilka dobrych manewrów parkowania
- napisał Adam Skowron w komentarzu pod postem.
Dodatkowo radny zawiadomił o sytuacji MZUIM w Katowicach o zaistniałym problemie. Przedstawiciele urzędu odpowiedzieli, że... kiedy podwykonawca stawiał słupki... samochodu tam nie było. To oczywiście możliwe, ale na pierwszy rzut oka mało wiarygodne wytłumaczenie. Kierowca cupry musiałby długo manewrować, żeby dostać się zablokowane miejsce. Wydaje się mało prawdopodobne, żeby poczynił taki wysiłek, a na końcu idealnie zaparkował na wyznaczonym miejscu do parkowania. A jednak...
Zdjęcia na fanpage FB Prowokator 3 września i okrasił je następującym komentarzem: "Na ulicy Barbary #poKatowicku weszło zdecydowanie za mocno. Auto zaparkowane prawidłowo zostało osłupkowane z zaskoczenia i na bezczelnego. Szanse na wyjechanie raczej małe". Okazało się, że szanse jednak są, a wytłumaczenie sytuacji może nie być tak oczywiste, jak się pozornie wydaje.
Sprawa rozniosła się w mediach społecznościowych. Oprócz władz miasta i katowickiego urzędu MZUIM odnalazł się również kierowca cupry, który przyznał, że zaparkował swoje auto już po zablokowaniu miejsca słupkami, a później wyjechał z niego bez problemu. To Adam Sroka, kierowca rajdowy, trener sportu samochodowego i kierowca precyzyjny. Gratuluję umiejętności w kręceniu kierownicą, ale z drugiej strony nie ma się czym chwalić. Niezależnie od sprytu, kierowca zaparkował samochód w niedozwolonym miejscu, bo skoro słupki już stały, kiedy to robił, znak również musiał zostać przesunięty wcześniej.
W całym wydarzeniu najbardziej dziwi sposób działania urzędów zarządzających drogami, nie tylko w Katowicach, ale i innych polskich miastach. Bo sytuacja ze zdjęcia wcale nie jest wyjątkiem. To zrozumiałe, że miasto z różnych powodów może likwidować część miejsc przeznaczonych do parkowania, ale dziwny jest sposób, w jaki to robi. Skoro ta przestrzeń ma zostać przeznaczona na inne potrzeby (np. dla pieszych lub rowerzystów), to nie wystarczy jej odgrodzić słupkami. Żeby zaczęła pełnić nową funkcję, nawierzchnię trzeba zmodernizować. Inaczej powstaje bezużyteczny potworek architektoniczny. Pojawiają się słupki, które psują estetykę, a nie ma z tego żadnego zysku dla mieszkańców