Wjechał rowerem w zaparkowane auto. Uszkodził je i szybko odjechał z miejsca. Miał jednak pecha...

W bocznej uliczce rowerzysta z pełnym impetem wjechał w zaparkowany samochód. Obejrzał uszkodzenia i zniknął. Co mu zrobisz? Tu brak odpowiedzialności nie jest taki oczywisty. Cyklista został bowiem nagrany przez kamerę.

Więcej ciekawostek z polskich dróg znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.

Rowerzysta jedzie uliczką osiedlową, nagle traci równowagę, z impetem uderza w zderzak auta i upada na jezdnię. Uszkodzenie samochodu jest oczywiste, całe szczęście cykliście nic się nie dzieje. Ten niestety bez słowa znika i pozostawia właściciela auta z uszkodzeniami. Niestety miał pecha, bo sytuacja została nagrana. Pani Ani filmik udostępniła w serwisie Facebook (a za nią udostępnił go kanał PARD w serwisie YouTube), ale także ma zamiar zgłosić sprawę na policji. Co więcej, okrasiła wpis tekstem:

Poszukuję genialnego rowerzysty, który w niedzielę o godzinie 5:48 wybrał się na wycieczkę i zaliczył bliskie spotkanie z moim autem. Kolego musisz mieszkać blisko bo wysłałeś kogoś 3 min później na oględziny.
Zobacz wideo Sekundy od tragedii! Przejechał przez przejście dla pieszych, gdy przechodziły przez nie dzieci

Niedziela rano, chwiejny tor jazdy i kolizja roweru z zaparkowanym autem

Ten film jest szczególnie ciekawy z czterech powodów.

  • Po pierwsze dlatego, że do zdarzenia doszło w niedzielę o godz. 5:48. Kto wstaje tak wcześnie rano w dzień wolny od pracy i jeszcze jeździ na rowerze?
  • Po drugie dlatego, że tor jazdy rowerzysty jest mocno dziwny. Porusza się jakby wężykiem, szczególnie na chwilę przed zderzeniem z autem Pani Ani i prawie zahaczając zaparkowaną wcześniej Toyotę. Czyżby kierujący był nietrzeźwy?
  • Po trzecie tak naprawdę to rowerzysta spowodował większe uszkodzenia. Upadając na asfalt wgniótł błotnik auta.
  • Po czwarte rowerzysta dość szybko zbiera się z jezdni, ocenia szkody, wsiada na rower i znika za kadrem. Według relacji Pani Ani po 3 minutach przysyła jednak "poplecznika", który ma dokładniej ocenić spowodowaną szkodę.
 

Zachowanie rowerzysty to szczyt bezczelności. Uszkodził auto i uciekł

Pamiętacie takie kawały modne kilkanaście lat temu, które zawsze zaczynały się od słów: "Czy wiesz jaki jest szczyt bezczelności?" Patrząc na powyższy przypomniał mi się właśnie ten tekst. Szczytem bezczelności jest uderzenie w cudzy pojazd rowerem, uszkodzenie auta, odjechanie z miejsca i wysłanie osoby, która w twoim imieniu oceni szkody i również oddali się. Tyle że ten szczyt bezczelności wcale śmieszny nie jest. Dlatego pozostaje nadzieja, że policjantom po nagraniu uda się znaleźć sprawcę i że poniesie on zasłużone konsekwencje.

Mandat z pewnością nie okaże się dotkliwy. Dotkliwy będzie jednak fakt, że ujawnienie danych rowerzysty stanie się podstawą do pociągnięcia go do odpowiedzialności za wyrządzone szkody. Będzie musiał zwrócić pieniądze za naprawę samochodu właścicielce auta lub firmie ubezpieczeniowej (w przypadku finansowania z AC).

Podobne sprawy prowadzą do jednego tematu. OC dla roweru powinno być obowiązkowe?

Na koniec warto poruszyć jeszcze jeden temat. Ucieczki rowerzystów w takich przypadkach wynikają nie tylko z poczucia bezkarności czy braku poszanowania dla przepisów. To też kwestia obawy przed ewentualną odpowiedzialnością. W tym przypadku rowerzysta uszkodził zderzak i błotnik auta. To oznacza pewnie naprawę wycenioną na kwotę wynoszącą ponad 1000 zł. Rower nie musi posiadać obowiązkowego OC. To oznacza, że kwotę cyklista musi wyłożyć z własnej kieszeni.

Może zatem pomysł objęcia rowerów obowiązkowym OC nie jest taki zły? Może i tak. Tyle że do jego wprowadzenia koniecznych jest ustalenie kilku reguł i regulacji. OC przypisane do roweru musiałoby oznaczać uzupełnienie go znakami identyfikacyjnymi (np. tablicami rejestracyjnymi). OC przypisane do cyklisty z kolei wymagałoby dalszych zmian w prawie i rejestrze CEPiK. W skrócie i do pierwszego, i drugiego rozwiązania jest naprawdę długa droga w polskiej rzeczywistości legislacyjnej.

Więcej o: