Więcej ciekawostek z polskich dróg znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.
Rowerzysta jedzie uliczką osiedlową, nagle traci równowagę, z impetem uderza w zderzak auta i upada na jezdnię. Uszkodzenie samochodu jest oczywiste, całe szczęście cykliście nic się nie dzieje. Ten niestety bez słowa znika i pozostawia właściciela auta z uszkodzeniami. Niestety miał pecha, bo sytuacja została nagrana. Pani Ani filmik udostępniła w serwisie Facebook (a za nią udostępnił go kanał PARD w serwisie YouTube), ale także ma zamiar zgłosić sprawę na policji. Co więcej, okrasiła wpis tekstem:
Poszukuję genialnego rowerzysty, który w niedzielę o godzinie 5:48 wybrał się na wycieczkę i zaliczył bliskie spotkanie z moim autem. Kolego musisz mieszkać blisko bo wysłałeś kogoś 3 min później na oględziny.
Ten film jest szczególnie ciekawy z czterech powodów.
Pamiętacie takie kawały modne kilkanaście lat temu, które zawsze zaczynały się od słów: "Czy wiesz jaki jest szczyt bezczelności?" Patrząc na powyższy przypomniał mi się właśnie ten tekst. Szczytem bezczelności jest uderzenie w cudzy pojazd rowerem, uszkodzenie auta, odjechanie z miejsca i wysłanie osoby, która w twoim imieniu oceni szkody i również oddali się. Tyle że ten szczyt bezczelności wcale śmieszny nie jest. Dlatego pozostaje nadzieja, że policjantom po nagraniu uda się znaleźć sprawcę i że poniesie on zasłużone konsekwencje.
Mandat z pewnością nie okaże się dotkliwy. Dotkliwy będzie jednak fakt, że ujawnienie danych rowerzysty stanie się podstawą do pociągnięcia go do odpowiedzialności za wyrządzone szkody. Będzie musiał zwrócić pieniądze za naprawę samochodu właścicielce auta lub firmie ubezpieczeniowej (w przypadku finansowania z AC).
Na koniec warto poruszyć jeszcze jeden temat. Ucieczki rowerzystów w takich przypadkach wynikają nie tylko z poczucia bezkarności czy braku poszanowania dla przepisów. To też kwestia obawy przed ewentualną odpowiedzialnością. W tym przypadku rowerzysta uszkodził zderzak i błotnik auta. To oznacza pewnie naprawę wycenioną na kwotę wynoszącą ponad 1000 zł. Rower nie musi posiadać obowiązkowego OC. To oznacza, że kwotę cyklista musi wyłożyć z własnej kieszeni.
Może zatem pomysł objęcia rowerów obowiązkowym OC nie jest taki zły? Może i tak. Tyle że do jego wprowadzenia koniecznych jest ustalenie kilku reguł i regulacji. OC przypisane do roweru musiałoby oznaczać uzupełnienie go znakami identyfikacyjnymi (np. tablicami rejestracyjnymi). OC przypisane do cyklisty z kolei wymagałoby dalszych zmian w prawie i rejestrze CEPiK. W skrócie i do pierwszego, i drugiego rozwiązania jest naprawdę długa droga w polskiej rzeczywistości legislacyjnej.