"Bestia" czekała pod bramą Pałacu Prezydenckiego kilka minut. "Ktoś nie dopilnował protokołu dyplomatycznego"

Podczas wizyty Joe Bidena w Warszawie nastąpił dyplomatyczny zgrzyt. Prezydent USA przez kilka minut czekał na wpuszczenie za bramę pałacu w swojej limuzynie. To nie powinno tak wyglądać.

Najprawdopodobniej to nieszczęśliwy zbieg okoliczności, ale cały świat zobaczył, jak najwyższy amerykański urzędnik nie został niezwłocznie wpuszczony do siedziby prezydenta RP. I cały świat zinterpretuje to nie jak niedopatrzenie, tylko brak uprzejmości. Więcej informacji na temat wizyty prezydenta USA Joe Bidena w Polsce znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Staropolskie powiedzenie mówi: "Gość w dom, Bóg w dom" i jest symbolem polskiej gościnności. Nie powinniśmy jej zaprzeczać nawet w symboliczny sposób i naruszać dyplomatycznego protokołu.

Niezręczność, którą uchwyciły kamery to drobiazg. Najprawdopodobniej szybko pójdzie w zapomnienie, ale właśnie z takich szczegółów składa się protokół dyplomatyczny. Jeśli ranga odwiedzającego nas gościa jest tak wysoka, jak w tym przypadku, organizacyjne detale powinny być dopięte na ostatni guzik. Ewidentnie nie były.

Zawiodła organizacja albo komunikacja. Trudno znaleźć winnego tej sytuacji, ale odpowiedzialność za powodzenie każdej uroczystości musi wziąć na siebie jej organizator, tak samo, jak gospodarz przyjęcia, który kaja się za niefortunne zdarzenie, nawet jeśli nie jest temu winien.

Prezydent USA Joe Biden przez kilka minut czekał w limuzynie. Brama pałacu była zamknięta

Co dokładnie się wydarzyło pod bramą siedziby prezydenta RP na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie? Najprawdopodobniej amerykańska kolumna pojazdów wyruszyła wcześniej, niż oczekiwała tego polska strona. Być może nikt nie dał jej o tym znać, ale mimo to powinniśmy być przygotowani na taką sytuację.

Tymczasem prezydencki orszak z limuzyną zwaną "Bestią" dotarł na miejsce przed akredytowanymi dziennikarzami i musiał na nich czekać. To nie wyglądało dobrze, bo zwyczajowo, zgodnie z zasadami savoir vivre'u i protokołu dyplomatycznego, najważniejsza osoba przybywa na końcu.

To nie wszystko. Nawet jeśli najważniejszy gość dotarł zbyt wcześnie, powinien natychmiast zostać wpuszczony na pałacowy dziedziniec. Tymczasem podjęcie decyzji o opuszczeniu zapory i otwarciu bramy zajęło kilka minut. 

Spytaliśmy, co o tym wszystkim sądzi specjalista od dyplomacji. Dr Janusz Sibora jest autorem protokołu dyplomatycznego i ceremoniału państwowego. Natychmiast wychwycił kłopotliwy moment i skomentował go na Twitterze. Oto co nam powiedział:

Głowa państwa przyjeżdża zawsze na końcu. To jest jedna z podstawowych zasad protokołu dyplomatycznego. Chodzi o jej uhonorowanie. Na uroczystość urzędnicy powinni przybywać w kolejności uzależnionej od rangi, od najniższej do najwyższej. Dlatego sytuacja pod prezydenckim pałacem wyglądała bardzo źle. W relacji na żywo można było zobaczyć, jak prezydencka limuzyna stała prawie trzy minuty przed zamkniętą bramą i podniesioną zaporą. To sytuacja bez precedensu tworząca w oczach widzów obraz amerykańskiego prezydenta, który nie jest wpuszczony przez polską stronę. To wyglądało na brak gościnności, jednak znając charakter Joe Bidena, pewnie machnie na to ręką

- skomentował sytuację dr Janusz Sibora.

Prezydent USA Joe Biden czekał na wpuszczenie za bramę Pałacu Prezydenckiego w Warszawie przez kilka minutPrezydent USA Joe Biden czekał na wpuszczenie za bramę Pałacu Prezydenckiego w Warszawie przez kilka minut Fot. Czarek Sokolowski / AP Photo

Nie powinniśmy dostarczać paliwa wrogom. Kłopotliwy moment w Warszawie natychmiast wykorzystają osoby nieżyczliwe oraz przeciwnicy polityczni obu prezydentów, zwłaszcza amerykańskiego. Szczególnie świat mediów społecznościowych jest bezlitosny. Już pojawiły się w nim komentarze sugerujące złe intencje Andrzeja Dudy, który rzekomo "kazał czekać Bidenowi w rewanżu za spóźnienie".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.