Wszystkie urządzenia z serii iPhone 14 maja wbudowaną funkcję wykrywania wypadków. Korzystając z danych pochodzących z m.in. żyroskopu czy akcelerometru, smartfony potrafią wykryć nagłą zmianę prędkości, silne uderzenie itp. Prowadzi to do wyświetlenia na ekranie specjalnego komunikatu, który wymaga reakcji użytkownika. Jeżeli nie odpowie on na alert wyświetlany przez urządzenie, wzywa ono na miejsce służby ratunkowe, przekazując im dokładną lokalizację. Problem w tym, że smartfony te niekiedy mylnie decydują się powiadomić ratowników, co powoli zaczyna irytować niektóre jednostki.
Jest tak m.in. w przypadku osób pełniących służbę w Alpach Japońskich. Twierdzą, że otrzymują dużą liczbę fałszywych zgłoszeń z iPhone'ów, które odczytują niegroźne upadki narciarzy na stokach jako potencjalne wypadki.
Jak przekazała redakcja Autoevolution, spośród 919 wezwań alarmowych otrzymanych przez straż pożarną z Gór Hida (Północne Alpy Japońskie), między 16 grudnia a 13 stycznia, co najmniej 134 było fałszywych i pochodziło z pobliskich ośrodków narciarskich - w większości zgłoszenia te wykonywane były przez iPhone'y należące do fanów białego szaleństwa. Co więcej, łącznie ok. 40 proc. wezwań odebranych przez straż pożarną z miasta Gujo (prefektura Gifu, wyspa Honsiu) okazało się fałszywymi alarmami wygenerowanymi przez smartfony kalifornijskiego producenta.
Lokalne władze przyznają, że takie wezwania mogą w końcu stać się istotnym problemem, jednak nie chcą, by właściciele iPhone'ów wyłączali funkcję — w końcu wielokrotnie dała już dowód swojej skuteczności. Proszą jedynie o szybkie reagowanie na wyświetlane na ekranach smatfonów alerty, a także o odbieranie połączeń od ratowników, którzy dzwonią, upewniając się o zasadności wezwań.
Apple już kilka tygodni temu przekazało, że współpracuje z władzami na całym świecie w celu ulepszenia systemu. Jak jednak pokazuje japoński przykład, jeszcze wiele pracy trzeba włożyć, by funkcja należycie spełniała swoje zadanie i nie alarmowała zbytecznie ratowników.