Wydawałoby się, że przypadki nieuczciwości na stacjach diagnostycznych odeszły w niepamięć. Jak pokazuje sytuacja z Białegostoku - jest inaczej.
Prokuratura zarzucała 33-letniemu mężczyźnie, że w czerwcu 2014 r. potwierdził dokonanie badań technicznych ciągnika rolniczego, przyczepy campingowej i skutera, które tak naprawdę nie miały miejsca.
Sąd orzekł o winie mężczyzny, skazując go na pół roku więzienia, 1000 zł grzywny, a także roczny zakazu wykonywania zawodu. Wyrok jest jednak nieprawomocny.
"W ocenie sądu, zestawiając zabezpieczone w sprawie nagrania z zeznaniami świadków (...) należało przyjąć, że te badania diagnostyczne pojazdów wymienionych w tych trzech zarzutach niestety nie były przeprowadzone tak, jak być powinny, zgodnie z obowiązującą procedurą diagnostyczną" - uzasadniła sędzia Barbara Paszkowska cytowana przez PAP.
Prokuratura, mimo iż nie jest zadowolona z wyroku, nie będzie wnosić apelacji. Obrońcy jednak żądają uniewinnienia mężczyzny, co może skutkować kolejną rozprawą.
Omawiany przypadek jest kontynuacją dużo większej sprawy. Dotyczyła ona jeszcze dwóch mężczyzn. W ich przypadku oskarżenia było o wiele liczniejsze i dotyczyły ponad 470 przypadków fałszowania wyników przeglądów, a także przyjęcia kilku łapówek.
Według śledczych, którzy opierali się na nagraniach i zeznaniach świadków, auta w ogóle nie pojawiały się na stacji lub jedynie wjeżdżały na stanowiska, bez dalszej weryfikacji ze strony diagnostów.
W lutym sąd skazał nieuczciwych diagnostów na wyroki więzienia w zawieszeniu, grzywny i wieloletnie zakazy pełnienia zawodu. 33-latek wówczas nie przyznał się do winy, co poskutkowało dalszymi postępowaniem w jego sprawie.