Spodobał Ci się ten artykuł? Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
Pod koniec zeszłego miesiąca w Bridgewater w stanie Massachusetts, spłonął Lucid Air przewożony na przyczepie. Zarówno samochód elektryczny, jak i pojazd go przewożący doszczętnie spłonęły. Teraz udostępniono oficjalny raport z tego zdarzenia.
Według raportu sporządzonego przez osobę, która była na miejscu zdarzenia, obejrzała nagrania wideo i przesłuchała świadków wynika jasno – pożar nie był efektem usterki w samochodzie elektrycznym.
Około godziny 22, ciężarówka przewożąca Lucida zatrzymała się na postój. Kierowca przekazał, że wraz z żoną chcieli skorzystać z toalety i napić się kawy. W pewnym jednak momencie zauważył dym wydobywający się z komory silnika ciężarówki.
O 22:38 otworzył maskę i zauważył dym wydobywający się z wlotu powietrza do turbosprężarki, ale nie zobaczył płomieni. Użył gaśnicy proszkowej, ale nie udało mu się zatrzymać pożaru.
Mężczyzna podbiegł do kabiny, aby wyciągnąć psa i portfel, a następnie oddalił się w celu zadzwonienia pod numer alarmowy. Zanim jednak przyjechała straż pożarna ogień zdążył strawić zarówno ciężarówkę, jak i przyczepę z Lucid Air.
Według raportu, nagranie z miejsca zdarzenia pokazywało, że wystarczyły 3 minuty, aby ogień rozprzestrzenił się na całą ciężarówkę i przyczepę. Chociaż to nie auto elektryczne zapoczątkowało pożar, to uszkodzony akumulator utrudniał ugaszenie żywiołu. Gdy strażakom udało się ugasić pożar, to dało się słyszeć spod spodu auta trzaski i ogień ponownie się pojawiał.
Ostatecznie Lucid został podniesiony i od dołu próbowano schłodzić akumulator, a jak to nie pomogło wrak auta został zanurzony w kontenerze na śmieci, który był wypełniony wodą. Chronił on również inne pojazdy na miejscu zdarzenia.
Dodatkowym utrudnieniem podczas całej akcji był fakt, że pożar powstał daleko od jakiegokolwiek hydrantu.
Pożar był na tyle duży, że w stopił część fasady pobliskiego budynku, w którym pękły również okna. Całe szczęście nikomu nic się nie stało.