Metoda "na stłuczkę" lub "na wypadek" nie jest niczym nowym. Stosowana jest od lat, jednak w ostatnich miesiącach zyskuje na popularności. Jak zabezpieczyć się na wypadek kłopotów?
Mechanizm jest dość prosty i stosowany zazwyczaj na niewielkich skrzyżowaniach. Sprawcy najczęściej jeżdżą do skrzyżowań równorzędnych i czekają na auto pojawiające się z lewej strony. Gdy takie zauważą, przepuszczają je dając znak ręką lub światłami. Jeśli nieświadomy oszustwa kierowca połknie haczyk i ruszy, oszust stojący po prawej stronie dodaje gazu wjeżdżając w ofiarę. Po przyjeździe policji sprawca kolizji wszystkiego się wypiera i twierdzi, że to drugi z kierowców wymusił pierwszeństwo.
Od pewnego czasu wersja metody "na stłuczkę" funkcjonuje też na rondach. Oszust jeździ po nich prawym pasem czekając na kierowcę, który z lewego pasach spróbuje zjechać z ronda. Korzystający z metody "na stłuczkę" ustawia się wtedy w martwym polu jadącego lewym pasek kierowcy i w odpowiednim momencie przyspiesza doprowadzając do kolizji.
Celem oszustów w obu przypadkach jest oczywiście oszukanie policji i wyłudzenie odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej ofiary. Dla kierowcy, który dał się nabrać oznacza to z kolei kłopoty, strata czasu i nerwów oraz oczywiście koszty - wyższe składki i konieczność sfinansowania naprawy własnego auta w przypadku braku AC.
Jak donosi agencja Newseria, w Polsce ponad 6,6 mln szkód likwidowanych jest w ubezpieczeniach majątkowych każdego roku. Wypłaca się też prawie 4,7 mln świadczeń z indywidualnych ubezpieczeń na życie. Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika z kolei, że ok. 10 proc. z nich wypłacono w wyniku oszustwa.
W 2019 roku wykryto i udowodniono 17,1 tys. prób oszustwa (na łączną kwotę 393,8 mln zł). Rok wcześniej było ich znacznie mniej - 12,2 tys. (na kwotę 232,7 mln zł). Cztery na pięć wszystkich oszustw to wyłudzenia dotyczące ubezpieczeń komunikacyjnych.
Jak tłumaczy sierż. sztab. Mariusz Kurczyk z Komendy Głównej Policji w rozmowie z Newserią, oszustwem "na stłuczkę" parają się m.in. kilkuosobowe grupy, które po kolizji sporządzają dokumentację i oświadczenia, a na ich podstawie wyłudzają odszkodowania. Drugim typem oszustów są indywidualni kierowcy, którzy chcą sobie w tej sposób za darmo naprawić lekko uszkodzony samochód.
Policjant radzi, aby w przypadku spowodowanej przez oszustwa stłuczki (przynajmniej w przypadku wersji na skrzyżowaniu) poszukać świadków, którzy mogliby poświadczyć, że oszust faktycznie przepuszczał ofiarę, po czym w ostatniej chwili "zmienił zdanie". Uratować niewinnego kierowcę może też monitoring miejski lub np. sklepowy, o ile tylko na nagraniu będzie widać całe zdarzenie.
Zdaniem policjanta najskuteczniejszą metodą jest jednak montaż wideorejestratora, który nagra próbę oszustwa i będzie stanowił dowód niewinności.
W razie potrzeby mamy wtedy dowód, że ktoś faktycznie machnął ręką i ustąpił nam pierwszeństwa. Warto, żeby w miarę możliwości taka kamera była w samochodzie zainstalowana. Materiał z takiego nagrania może posłużyć do tego, żeby udowodnić swoją niewinność
- tłumaczy sierż. sztab. Mariusz Kurczyk z Komendy Głównej Policji w rozmowie z Newserią.