17-latka z Józefowa uciekła chłopakowi wprost pod koła toyoty. Zdążył się tylko złapać za głowę
29-letni mieszkaniec gminy Baboszewo (woj. mazowieckie) ubiegłej niedzieli nie zaliczy do udanych. Wszystko przez ciąg wypadków, w których brał udział. W ciągu 24 godzin rozbił dwa auta, dwa razy trafił do szpitala i został zatrzymany za prowadzenie pod wpływem alkoholu. Ale zacznijmy od początku.
>>> TRWA PLEBISCYT THE BEST OF MOTO. ZAGŁOSUJ NA SAMOCHÓD ROKU MOTO.PL I WYGRAJ NOWĄ HONDĘ CIVIC <<<
W niedzielę rano pechowy 29-latek jechał drogą krajową 60 w stronę Glinojecka. Wezwanej później na miejsce wypadku powiedział, że przed jego dostawczego Opla wybiegło jakieś zwierzę. Chcąc uniknąć zderzenia, zjechał na przeciwległy pas i stracił panowanie nad samochodem. W efekcie uderzył w barierę energochłonną i dachował. W tym wypadku 29-latek nie ucierpiał. To był jego pierwszy kontakt z policją tego dnia. Ale nie ostatni.
Około godziny 20:00 patrol drogówki zauważył mężczyznę na motorowerze, którego tor jazdy wskazywał na jazdę na podwójnym gazie. Policjanci skontrolowali mężczyznę. Badanie alkomatem wykazało ponad pół promila alkoholu w organizmie. Okazało się, że nietrzeźwy motorowerzysta to ten sam 29-latek, który rankiem dachował, jadąc dostawczym Oplem. Pojazd zabezpieczono, mężczyzna wrócił do domu.
Przed północą policjanci otrzymali zgłoszenie, że w miejscowości Śródborze Volkswagen uderzył w drzewo. Na miejscu okazało się, że samochód prowadził ten sam 29-latek. Z tego wypadku nie wyszedł bez szwanku. On i jego pasażer trafili do szpitala. Jeszcze tej samej nocy został z niego wypisany. To jednak nie koniec jego przygód.
Około 4 nad ranem 29-latek przebiegał na drugą stronę ulicy w nieoznakowanym miejscu. Nie zauważył nadjeżdżającego dostawczaka. Mężczyzna wpadł pod jego koła. Urazy, których doznał, były na tyle poważne, że pechowiec znów musiał trafić do szpitala.