Od razu na początku chciałbym zaznaczyć, że nawet w kilku procentach nie czuję się ekspertem w dziedzinie silników przeznaczonych do łodzi. Z silnikami do samochodów mają one niewiele wspólnego. Mimo to polski oddział Suzuki postanowił zaprosić przedstawiciela naszej redakcji na prezentację kilku nowości w gamie jednostek zaburtowych. Padło na mnie.
W trakcie prezentacji miałem okazję przyjrzeć się pracy redaktorów, którzy na co dzień zajmują się tematem sportu motorowodnego. Ich praca, pomiary hałasu i działania silników już ostatecznie przesądziły o tym, że nie będę nawet starał się w tym tekście próbować profesjonalnie opisać Wam nowe jednostki DF20A, DF25A i DF30A. W trakcie spotkania z nimi naszły mnie jednak pewne przemyślenia
Wymienione silniki zaliczane są do kategorii "portable fun", czyli mają być w miarę lekkie i przy niewielkiej mocy dawać sporo radości. Nie mogąc skupić się na technicznych detalach takich jednostek i porównaniu produktów Suzuki postanowiłem, że zacznę doszukiwać się podobieństw i różnic w odczuciach jakie dostarczają w porównaniu do samochodów.
Pierwsze napotkałem już podczas statycznej prezentacji. Tak jak w przypadku jednostek montowanych w samochodach, świat silników zaburtowych również nie oparł się szukaniu rozwiązań, które ograniczają spalanie i emisję trujących związków chemicznych. W tym przypadku ma to jednak głębszy sens bo pamiętajmy, że większość spalin trafia do wody, w której później pływamy lub, z której pochodzą ryby lądujące na naszym obiadowym talerzu. Właśnie w celu ograniczenia spalania, które przyczynia się również do możliwości dalszego pływania na jednym baku, Suzuki wprowadziło technologię LeanBurn, który ogranicza spalanie na bieżąco monitorując warunki pracy silnika i dobierając mieszankę paliwa i powietrza.
Sprawdź oferty specjalne na nowe Suzuki
W trakcie testów w nasze ręce trafiły trzy zestawy - łódź z silnikiem o mocy 30 KM sterowaną za pomocą rumpla, czyli pałąka przymocowanego do silnika, który bezpośrednio wpływa na kurs łodzi. Drugi zestaw stanowiła łódka z silnikiem o mocy 25 KM, która była wyposażona system sterowania najbardziej podobny do tego znanego z samochodów, czyli w kierownicę i manetkę obrotów i kierunku. Jest też kluczyk i stacyjka. Trzeci zestaw to mały, niespełna 4 metrowy, ponton z silnikiem o mocy 20 KM. Po wypłynięciu na jezioro mogliśmy zasiąść za sterami każdej z tych jednostek
To co od razu rzuciło mi się w oczy, a w zasadzie w uszy, to bardzo cicho pracujące trzycylindrowe jednostki Suzuki. Podczas spokojnego wypływania z portu pracują one prawie tak cicho jak silniki elektryczne. Oczywiście gdy wypływając na pełne jezioro odkręcimy manetkę do końca, to wkręcające się do około 6000 obr./min silniki stają się znacznie głośniejsze, ale ich pracę zagłusza rozcinana spodem łodzi woda. Osiągając około 40 - 50 km/h na wodzie można poczuć prawdziwą przyjemność i wiatr we włosach.
Dwie podobne cechy silników zaburtowych i jednostek montowanych w samochodach to ilość cylindrów, opisane silniki są trzycylindrowe, a w trakcie pływania spalają około 8-9 litrów paliwa. Mimo zapowiedzi producentów właśnie tyle palą też silniki w małych miejskich autach. Różnią się jednak pojemnością i mocą, bo DF25A i DF30A mają jedynie 490 cm3.
Ku mojemu zdziwieniu największy "fun" można było poczuć zasiadając za sterami pontonu z 20-konną jednostką. To jakie wrażenia zapewnia taki zestaw można porównać mniej więcej do jazdy KTM X-Bow. Lekka konstrukcja pontonu pozwala w mgnieniu oka rozpędzić się do tej samej prędkości co większe łodzie, ale odczucia są więcej niż podwójne. Szczególnie jeżeli zdecydujemy się na mocniejsze odkręcenie manetki przy dużej fali, którą powodują motorówki lub silny wiatr.
Dawno tak dobrze nie bawiłem się za "kierownicą" żadnego urządzenia. Nie jestem użytkownikiem motocykla i może dlatego takie emocje są mi nieco obce, ale zdecydowanie wolę środowisko wodne niż twardy motocrossowy tor. To co odróżnia pływanie pontonem od nawet małej łodzi to dodatkowe wrażenia wynikające z faktu, że miękka podłoga pontonu wraz z całą konstrukcją pracuje i przenosi na nas znacznie większe drgania wynikające z falowania wody.
Dodatkowo aby sterować pontonem musimy usiąść na jednej z pompowanych burt, co przybliża nas do lustra wody. Wniosek nasuwa się sam. Łódki są dla wędkarzy, a do prawdziwej zabawy jest ponton. Oczywiście z silnikiem zaburtowym. Takich emocji nie doświadczycie w żadnym aucie.
Druga strona medalu to koszty bo najtańszy z wyżej wymienionych silników kosztuje 11 tys. zł. Szczegółowe informacje uzyskacie na stronie www.marine.suzuki.pl i autoryzowanych salonach Suzuki, ale jeżeli zastanawiacie się co zrobić z taką kwotą to zdecydowanie polecam zastanowić się nad wydaniem właśnie na taki zestaw. Pamiętajcie wtedy o wodnym "prawie jazdy", czyli karcie sternika motorowodnego.
ZOBACZ TAKŻE: