Chcą zabronić używania silników spalinowych

Brytyjscy Demokraci chcą by w przyszłości używanie pojazdów napędzanych silnikami spalinowymi było zabronione

Walkę z przedmiotami powszechnego użytku, które uznano za zło wcielone można prowadzić w dwójnasób. Radykalna metoda to zakazanie sprzedaży. Drugie podejście, o wiele rozsądniejsze i mniej bolesne dla konsumentów, to metoda małych kroczków.

Przyszłość motoryzacji pełna wad

Przeciwnicy palenia papierosów, wiedząc do jakiej agresji zdolni są palacze, wybrali powolne nękanie. Jednak nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć do czego ma to prowadzić. Najpierw zakazano palenia w miejscach publicznych. Teraz na celowniku są papierosy mentolowe i slimy. Pierwszym krajem w którym w ogóle zakazano sprzedaży papierosów na wolnym rynku jest Islandia. Inne kraje pójdą jej śladem. To tylko kwestia czasu.

Podobną metodę wybrali przeciwnicy silników spalinowych. Problem w tym, że znana nam technika uniemożliwia już dalsze skuteczne eliminowanie szkodliwych substancji ze spalin. Spełnienie normy Euro6 jest problematyczne dla większości producentów, o kolejnych nie ma mowy. Powód jest prosty. Nikt ich nie spełni.

Brytyjscy Demokraci doszli więc do wniosku, że trzeba zakazać ich stosowania. Chcą by od roku 2040 po drogach Wielkiej Brytanii mogły poruszać się jedynie pojazdy elektryczne, bądź "wysokowydajne" hybrydy. Hasło zostało rzucone. Producenci już wiedzą, nad czym mają pracować. Pytanie czy podołają? I czy nas będzie na to stać?

Zabawne w tym całym zakazywaniu są dwa fakty. Po pierwsze znane zasoby ropy naftowej mają wystarczyć na ok. 50 lat. Ponieważ ropy będzie już tylko ubywać, nie ma szans na niższe ceny. Najpierw skończą się zasoby łatwo dostępne, eksploatacja pozostałych będzie jeszcze bardziej windować ceny. To oznacza, że zanim ropa się skończy, będzie już tak droga, że i tak nie będzie opłacalnym źródłem zasilania silników samochodowych. Drugi "zabawny" fakt to obłudna wiara w poprawę naszego zdrowia spowodowana takim zakazem. Przemysł motoryzacyjny od czterech dekad walczy z toksycznymi substancjami zawartymi w spalinach. Nikt jednak takich wymogów nigdy nie postawił producentom silników przemysłowych (w tym okrętowych, używanych do napędu statków).

Klienci nie chcą aut elektrycznych

Największy silnik spalinowy świata ma moc 109 tys. KM i zużywa ponad 278 l oleju napędowego na minutę. Doba pracy to ponad 200 000 litrów spalonego oleju napędowego. Oczywiście nie ma tam żadnych filtrów cząstek stałych. W użyciu jest przynajmniej 25 takich silników. W sumie po morzach i oceanach pływa 100 tys. okrętów różnej wielkości. Samochód napędzany silnikiem wysokoprężnym w trakcie całego swojego życia - przy założeniu średniego zużycia na poziomie 7 l/100 km i całkowitym przebiegu 300 tys. km - zużyje w sumie 21 000 litrów oleju napędowego.

Co więcej, silniki okrętowe - jak wszystkie silniki przemysłowe - mogą być zasilane najtańszym paliwem. W przypadku ropy naftowej oznacza to m.in. dużą zawartość siarki. Fred Pearce z The New Scientist twierdzi, że 16 największych kontenerowców świata emituje tyle siarki do atmosfery, co wszystkie samochody na ziemi.

O ile wyeliminowanie silników spalinowych z własnego podwórka pozwoli odetchnąć nam pełną piersią, to o zbawiennym wpływie na planetę raczej nie ma co myśleć. Rygorystyczne normy emisji spalin obowiązują głównie w Europie, Ameryce Północnej i Japonii. Reszta świata przyjęła co najwyżej normę Euro3 (z Rosją, Indiami i Chinami na czele). Po wyczerpaniu zasobów ropy naftowej kierowcy w bardziej liberalnych krajach przejdą na paliwa alternatywne, jak alkohol, czy olej rzepakowy. Tylko my, mieszkańcy krajów wysokorozwiniętych, będziemy co 100 km musieli ładować swoje pojazdy przez kilka kolejnych godzin.

Więcej o: