Aby uruchomić silnik w większości aut wyposażonych w przycisk start/stop, wystarczy mieć w kieszeni pilot. Ale nie w Hondzie. Tu najpierw trzeba włożyć kluczyk do stacyjki, przekręcić go i voil?, można wbić guzik startera. Nie lepiej było zostać już przy tradycyjnym odpalaniu kluczykiem? Uważamy, że ten kawałek metalu wciąż ma w sobie wiele uroku.
Zgadzamy się, automatycznie uruchamiane wycieraczki służą bezpieczeństwu. Gdy tylko przednia szyba zostanie ochlapana, błyskawicznie wkraczają do akcji (o ile są włączone). Niestety, w trakcie deszczu rzadko działają tak, jak życzyłby sobie tego kierowca. Bez względu na to, czy prowadzimy auto japońskie czy niemieckie - albo obracają się za wolno, albo gnają jak szalone zupełnie bez potrzeby. Dlaczego producenci nie pozostawili możliwości samodzielnego regulowania interwału ich pracy?
Jest jednak nacja, która okiełznała czujnik deszczu. To Francuzi. Automatycznie uruchamiane wycieraczki działają dobrze zarówno w Renault, jak i w Citroenach, gdzie pozbawiono je regulacji intensywności pracy.
W pogoni za "optymalizacją kosztów", jak to się ładnie nazywa, z tablic zegarów japońskich aut zaczął znikać wskaźnik temperatury. Zastąpiła go niebiesko-czerwona lampka, oznaczająca zbyt niską lub zbyt wysoką temperaturę płynu chłodniczego. Nie wiemy, ile udało się zaoszczędzić, ale zastanawiamy się, jak za kilka lat kierowca ma zdiagnozować lekkie niedogrzanie lub lekkie przegrzanie układu chłodzenia.
A jeśli już o tym mowa, jak oceniacie cyfrowy wskaźnik doładowania, montowany na przykład w Alfach Romeo? Naszym zdaniem nic nie zastąpi analogowych zegarów, no chyba że mamy do czynienia z cyfrową tablicą rozdzielczą rodem z filmu science fiction, spotykaną w autach z lat 80.
Producenci mają na to wiele sposobów - guziki na kierownicy, pierścień na dźwigni kierunkowskazów (Opel) albo guzik na desce rozdzielczej (Mitsubishi). Sterowanie komputera pokładowego w Nissanie odbywa się za pomocą przycisku na panelu zegarów i wymaga sięgania ręką przez kierownicę, co podczas jazdy okazuje się karkołomnym zajęciem.
Niegdyś tylko tempomat, z czasem audio i telefon - gdzieś te wszystkie funkcje trzeba pomieścić. Wciąż są producenci, którzy starają się trzymać w ryzach liczbę guzików na kierownicy (na przykład BMW) lub regulacją nagłośnienia obarczają dodatkowy pilot za wolantem (wybrane auta francuskie). Niestety, w Maździe albo w Citroenie trudno połapać się w gąszczu małych, podobnych do siebie przycisków. W nowej C-czwórce zarezerwowano wśród nich nawet miejsce dla obsługi... lampki oświetlenia wnętrza.
Nie, nie mamy zamiaru przywoływać starych Renówek. Nie musimy, bo ich duch wciąż drzemie w całkiem świeżych modelach Dacii. I o ile chwalimy ich relację ceny do jakości, to pewnych "reminiscencji" wolelibyśmy się pozbyć. Na przykład klaksonu ukrytego nie w kierownicy, ale w dźwigni kierunkowskazów.
Ekologia ekologią, ale dlaczego w menu komputera pokładowego nowych aut zabrakło możliwości wyłączenia układu start-stop na stałe? Pół biedy, jeśli jeździmy Volkswagenem albo Mercedesem, gdzie motor uruchamia się w mgnieniu oka, ale próba szybkiego ruszenia ze skrzyżowania Fiatem 500 1.3 Multijet z dużym prawdopodobieństwem skończy się zdławieniem silnika. Powód? Mozolne działanie systemu start-stop.
Wygoda uzależnia - w mieście szybko docenimy jazdę autem, które "miga" 3-krotnie po muśnięciu dźwigni kierunkowskazów. Trzy brzmi w porządku, ale pięć? Tyle właśnie razy sygnalizują zamiar skrętu kierunkowskazy w Fiacie Punto Evo. Miało być bezpieczniej, ale włoscy inżynierowie chyba przedobrzyli. Zawsze można się przecież rozmyślić.
Inne, odważne, zachwycające - określeń na nie jest wiele, ale jak wytłumaczyć wielką ulgę, która towarzyszy przesiadce z Nissana Primery czy Lancii Y do samochodu z zegarami umieszczonymi konwencjonalnie, tuż za kierownicą?
Praca na otwartym sercu lub tylko jego osłuchanie wymaga w Fordzie wyjęcia kluczyka ze stacyjki, otworzenia maski, wrócenia do auta i ponownego uruchomienia silnika. Cóż, zawsze można mieć przy sobie zapasowy komplet kluczyków.
Nie mniej osobliwe jest pod tym względem pierwsze "nowe" MINI - dźwigni otwierania pokrywy silnika szukajcie w nim w okolicach... nóg pasażera. Jeden z brytyjskich akcentów w całkiem niemieckim samochodzie.