Firma DeTomaso powstała w 1959 roku. Jej założycielem był Alejandro De Tomaso (ciekawe, czy to ten Alejandro z piosenki Lady Gagi?), który chciał tworzyć szybkie, piękne i drogie samochody. Pierwszy model tej marki - Vallelunga - wytoczył się na drogi w 1964 roku i obecnie jest jednym z najrzadszych aut świata. Powstały tylko 53 egzemplarze coupe i jedna sztuka cabrio. Vallelunga miała silnik od Forda Cortiny (1,5 l 104 KM) oraz elementy zawieszenia od VW Garbusa i brytyjskiego Triumpha. Vellalunga, choć atrakcyjna nie tylko z nazwy, ale też z wyglądu, specjalnej kariery nie zrobiła. Nieco więcej szczęścia miał jej następca - model Mangusta.
Skąd ta nazwa? Pochodzi od zwierzaka mangusty (niewielki drapieżnik, taka świnka morska po tuningu), który znany jest z tego, że potrafi zjeść kobrę. Plotka głosi, że to ?imię? dla nowego auta zostało wybrane po to, by dopiec Fordowi, który jednostkę początkowo przewidzianą dla Mangusty oddał firmie Cobra. Nie oznacza to, że Mangusta znowu musiała zadowalać się jakimś rachitycznym silniczkiem - tym razem dostała rasowe V8 o mocy 306 KM (na rynek europejski) lub 220 KM (na rynek amerykański). Od 1967 do 1971 roku powstało około 400 sztuk tego modelu. Każdy osiągał prędkość 250 km/h i miał kilka poważnych wad. Na przykład ekstremalnie niski prześwit i kiepski rozkład masy (32/68), które sprawiały, że trudno było Mangustą jeździć, nie wspominając już o skutecznym polowaniu na Cobrę.
Kolejny model włoskiej firmy zwie się Pantera. Też był sportowym coupe i też wyglądał bardzo dobrze, ale w przeciwieństwie do poprzedników był niemalże produkowany masowo. Przez 21 lat (od 1970 do 1991 roku) powstało ponad 7,2 tys. sztuk. Dużo jak na włoski supersamochód małej, niezależnej firmy, choć da się to wytłumaczyć. Panterze postawiono bardzo ważne zadanie - miała podbić amerykański rynek. Włożono więc w nią silnik godny USA (5,8 l V8 335 KM) i hojnie obdarzono wszelkimi ekstrasami (klimatyzacja, elektryka i tak dalej). Można powiedzieć, że misja się udała. W pierwszym roku sprzedano ponad 1000 sztuk tego modelu (do 1975 - ponad 5 tys. sztuk). Ba, jeden egzemplarz trafił nawet do Elvisa Presleya. Potem jednak przyszedł kryzys paliwowy i Ford przestał sprzedawać Panterę w salonach Lincolna i Mercury'ego (nasza dzisiejsza firma z innej bajki nie miała swojej sieci dilerów za oceanem).
Kolejne sportowe DeTomaso wyjechało na drogi w 1993 roku. Model Guara dostępny był jako coupe, cabrio i barchetta (bez dachu i przedniej szyby). Co go napędzało? Najpierw silnik BMW (4,0 l V8 286 KM), a potem (od 1998 roku do końca produkcji w 2004 roku) silnik Forda (4,6 l V8 320 KM). Niby niewiele tej mocy, ale masa auta była niska (barchetta - 1050 kg, coupe - 1400 kg) dzięki szerokiemu zastosowaniu włókna węglowego, więc osiągi były bardzo dobre (około 5 s do setki, maksymalnie 270 lub 275 km/h w zależności od wersji). Poza tym Guara była de facto drogową wersją prototypowego, wyścigowego Maserati Barchetta Stradale, więc to sportowiec pełną gębą.
Następcą Guary była Mangusta, ale nie z rodziny DeTomaso, tylko Qvale. Już tłumaczę, o co chodzi. Qvale to amerykańska firma założona przez prężnego biznesmana, który zasłynął między innymi tym, że był pierwszym dystrybutorem Jaguara w USA i pomógł rozkręcić salon samochodowy w San Francisco. DeTomaso stworzyło model Bigua, który miał zastąpić Guarę i poprawić sytuację firmy. Niestety, wpadła ona w tarapaty finansowe i potrzebowała partnera. Pojawiła się firma Qvale, która pomogła dokończyć projekt auta i wprowadzić go do sprzedaży w USA jako DeTomaso Mangusta. Niestety, pan Alejandro zaczął w tym czasie pracować nad kolejnym modelem, który miał przejąć schedę po Guarze, co skończyło się kłótnią z szefem Qvale, w wyniku której DeTomaso zachowało prawo do swojej nazwy, a Qvale zatrzymało projekt auta i fabrykę. Efekt? Kilka pierwszych sztuk nowej Mangusty nazywa się DeTomaso, a kolejne, wyprodukowane po sprzeczce, mają znaczek Qvale. Ostatecznie powstało około 270 sztuk współczesnej świnki morskiej po tuningu.
DeTomaso to jednak nie tylko auta sportowe, ale także luksusowe. Na początku lat 70. pojawiły się dwa modele - Deauville i Longchamps. Pierwszy był luksusową limuzyną przypominającą Jaguara XJ. Co ciekawe, oprócz 244 sztuk sedana powstało jedno kombi (dla żony pana de Tomaso, która była kierowcą wyścigowym) oraz dwa opancerzone egzemplarze (jeden dla belgijskiej rodziny królewskiej, drugi dla włoskiego rządu). O tym, że rok 1985 nie był końcem kariery tego modelu, opowiem za chwilę, a teraz przedstawiam kolejne luksusowe DeTomaso.
Longchamps to dwudrzwiowa wersja Deauville o nowocześniejszym, bardziej kanciastym nadwoziu. Przez 17 lat produkcji (od 1972 do 1989 roku) powstało 395 sztuk coupe i 14 kabrioletów, z czego w ostatnich latach DeTomaso wypuszczało ledwie dwa egzemplarze rocznie. Jakby nie patrzeć, to unikalny i niepowtarzalny model. Poza tym był inspiracją dla Maserati Kylami. Choć nie, to przesada, nie był żadną inspiracją. Maserati po prostu wzięło Longchamps i przykleiło mu swój znaczek. Było to możliwe, ponieważ DeTomaso było właścicielem Maserati. W 1975 roku pan Alejandro wraz z włoskim rządem uratował słynnego producenta i w 1993 roku sprzedał go Fiatowi.
A teraz wróćmy raz jeszcze za kierownicę modelu Deauville. Otóż jest on od niedawna produkowany w nowej wersji. Niestety, nie przypomina ani poprzednika, ani żadnego swojego przodka. Zamiast tego wydaje się być wariacją na temat BMW serii 5 GT. Deauville A.D. 2011 to przysadzisty (ponad 5 m długości) crossover z napędem na cztery koła, wyposażony w silnik V6 o mocy 300 KM. Owszem, samochód jest pojemny (bagażnik połyka 700 l), luksusowy (skóra, drewno i wiele elektronicznych gadżetów) i szybki (6,7 s do setki, maksymalnie 250 km/h), ale brak mu charakteru dawnych DeTomaso. Nie jest ekstrawagancki, szalony, nieracjonalny.
Choć jest nadzieja, że będzie lepiej. Nowi właściciele marki chcą w najbliższym czasie sprzedawać 8 tys. sztuk aut rocznie - 3 tys. crossoverów, 3 tys. limuzyn i 3 tys. modeli sportowych. Czekamy więc na kolejne Mangusty, Pantery i Vallelungi.