Nissan króluje w segmencie kompaktowych SUV-ów od momentu debiutu jego pierwszej generacji. W Polsce nie idzie mu tak dobrze, jak w Europie. Drugie wcielenie bestsellera w maju zajęło 10. miejsce wśród klientów indywidualnych. Klienci doceniają zachowawcze linie nadwozia i wiele elementów podnoszących komfort codziennej eksploatacji. Auto można doposażyć w pełni LED-owe światła, a także przyciemnione szyby boczne, relingi i felgi ze stopów lekkich o średnicy od 17 do 19 cali.
Te największe wyglądają efektownie, ale w połączeniu z niskoprofilowymi oponami miewają problemy z poprzecznymi przeszkodami i większymi ubytkami asfaltu.
Wnętrze Nissana jest przytulne i w komfortowych warunkach mieści cztery rosłe osoby. Fotele są obszerne, choć brakuje im lepszego podparcia bocznego. Opcjonalnie, można je wyposażyć w elektryczną regulację w kilku płaszczyznach.
Za kierownicą siedzi się dość wysoko, a duża powierzchnia lusterek bocznych poprawia przegląd pola. W drugim rzędzie miejsca nie brakuje przed kolanami, nad głowami i na wysokości barków.
To jeden z bardziej przestronnych przedstawicieli segmentu C. Bagażnik o pojemności 430 litrów ma foremny kształt, ale na tle Volkswagena Tiguana jest po prostu skromny. W razie potrzeby przewiezienia większych przedmiotów, można złożyć oparcie asymetrycznej kanapy i uzyskać 1585 litrów.
Jakość zastosowanych tworzyw jest dobra, a całość solidnie spasowana. Kuleją natomiast multimedia. Szata graficzna nie przekonuje nasyceniem kolorów i animacjami, a obraz z kamery cofania pozostawia wiele do życzenia.
fot. Nissan
Pod maską może pracować jedna z czterech jednostek napędowych. Podstawowa to turbodoładowany silnik o pojemności 1.2 l. Generuje 115 KM i 190 Nm. Z manualną skrzynią biegów gwarantuje sprint do setki w 10,6 sekundy. Najmocniejszy motor to 1.6 DIG-T. Ma 160 KM, 240 Nm w zakresie 2000-4000 obr./min, co pozwala przyspieszyć do 100 km/h w 8,9 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 200 km/h.
fot. Nissan
Zwolennicy oszczędnych napędów powinni skierować swą uwagę na wersje wysokoprężne. 1.5 dCi o mocy 110 KM potrafi w cyklu średnim zużyć około 5-5,5 l. Niewiele większą konsumpcją cechuje się 1.6 dCi - 6 litrów. Ponadto, generuje 130 KM, 320 Nm i jako jedyny w gamie występuje z napędem na obie osie. Za taką odmianę trzeba zapłacić przynajmniej 89 750 złotych. Podstawowa odmiana ze 115-konną jednostką benzynową została wyceniona na 73 750 zł.
Pierwsze wcielenie Tiguana było niewątpliwym hitem na Starym Kontynencie. Utrzymywano je w sprzedaży od 2007 do 2016 r. Druga generacja powstała na modułowej platformie MQB, z której korzysta większość modeli koncernu VAG.
Decydując się na pakiet R-Line, możemy liczyć na lakierowane elementy nadwozia, 20-calowe obręcze ze stopów lekkich oraz liczne chromowane akcenty. Dwubryłową karoserię uatrakcyjniono srebrnymi relingami, dwiema trapezoidalnymi nakładkami na końcówki układu wydechowego, a także w pełni LED-owym oświetleniem, które staje się powoli standardem w segmencie C. W kwestii wymiarów, Volkswagen jest jednym z większych przedstawicieli segmentu. Nadwozie ma 449 centymetrów długości, 184 szerokości i 164 wysokości.
fot. Volkswagen
Wnętrze Tiguana zostało podporządkowane ergonomii i czystości formy. Brak tu miejsca na fajerwerki stylizacyjne. Mamy za to kokpit przeniesiony niemal w całości z Golfa. Bardzo dobre materiały wykończeniowe wraz z solidnym spasowaniem.
Miejsca w dwóch rzędach jest wystarczająco dla czterech rosłych osób. Fotele są dość twarde, przyzwoicie wyprofilowane i opcjonalnie wyposażone w elektryczną regulację. Kanapę można przesuwać w zakresie kilkunastu centymetrów, co istotnie wpływa na pojemność bagażnika. Kufer mieści od przeciętnych 400 do imponujących 615 l. Po złożeniu asymetrycznej kanapy, jego możliwości przewozowe wzrosną do 1655 l.
fot. Volkswagen
Na tle bezpośrednich konkurentów, wybór jednostek napędowych jest naprawdę szeroki. Podstawowy, 1.4 TSI dysponuje mocą 125 (93 790 zł) lub 150 KM (97 890 zł). Ma napęd na przednią oś, a w mocniejszej wersji może współpracować z 7-stopniowym DSG i 4Motion. 2.0 TSI (180 lub 220 KM) występuje tylko z dwusprzęgłowym automatem i napędem na cztery koła. Dostępny jest wyłącznie w najbogatszej specyfikacji Highline - odpowiednio 146 990 i 159 790 zł.
Diesel jest jeden, ale aż w czterech wariantach mocy. 115-konny silnik wyceniono na 94 590 zł. 150-konna odmiana wymaga dopłaty w wysokości niecałych 9 tysięcy zł i występuje z manualną, 6-biegową skrzynią, DSG, napędem na przednia lub obie osie. Na szczycie gamy znajduje się 2.0 TDI o mocy 190 i 240 KM. Najmocniejszą wersję sprzężono z dwusprzęgłowym automatem, systemem 4Motion i w topowej specyfikacji Highline wyceniono na 165 890 zł.
Renault Captur w zeszłym roku przeszedł spory lifting. Zmienił się pas przedni, wewnątrz pojawiły się lepszej jakości materiały wykończeniowe, a pod maską kilka nowości. Renault Captur jest tylko o 6 centymetrów dłuższy od Clio, ale na tle rywali nie ma się czego wstydzić. Może mieć dwukolorowe nadwozie i diody do jazdy dziennej w kształcie litery C.
W środku miejsca jest tyle, co w niejednym przedstawicielu klasy kompaktowej.
Z tyłu z powodzeniem zmieszczą się wysokie osoby. Nie zabraknie im przestrzeni przed kolanami i nad głowami. Gorzej z wyprofilowaniem kanapy. Ponadto, jest ustawiona zbyt pionowo, co w dłuższej trasie może męczyć.
Spory jest też bagażnik. W standardowej konfiguracji ma 377 l, ale wystarczy przesunąć siedzisko drugiego rzędu, by wygospodarować aż 455 l. Po złożeniu asymetrycznego oparcia, możliwości przewozowe rosną do 1235 l.
fot. Renault
Paletę jednostek napędowych otwiera trzycylindrowy motor o pojemności 898 ccm. Dzięki doładowaniu uzyskuje 90 KM i 140 Nm. Współpracuje z manualną, 5-biegową skrzynią. W trasie przydałoby się szóste przełożenie, co ograniczyłoby zużycie paliwa i hałas w kabinie.
Kolejny na liście jest 1.2 TCe o mocy 118 KM i 205 Nm. To optymalne źródło energii pozwalające rozpędzić 1200-kilogramowe auto w niecałe 10 sekund do setki. Żądni mocniejszych wrażeń mogą zdecydować się na 150-konny silnik o pojemności 1.3 litra. Nowość francuskich inżynierów trafi również pod maski większych modeli koncernu.
Zwolennicy silników wysokoprężnych nie mają dużego wyboru. Przewidziano dla nich jednego diesla 1.5 dCi o mocy 90 KM i 220 Nm dostępnych przy 1750 obr./min. Silnik można połączyć z manualną, 5-stopniową przekładnią lub 6-biegowym mechanizmem dwusprzęgłowym.
Automat poprawia komfort eksploatacji, ale nie jest doskonały. W połączeniu z benzynowymi silnikami potrafi nieprzyjemnie szarpać i wykazywać się zwłoką przy mocnym dociśnięciu gazu.
fot. Renault
Najtańszy Captur 0.9 TCe kosztuje 51 500 zł. 120-konną odmianę wyceniono na 68 tysięcy, a za 150 KM trzeba zapłacić minimum 83 400 zł. Diesel startuje z pułapu 60 500 zł. Najbogatsza odmiana Initiale Paris to wydatek rzędu 100 tysięcy złotych. Na korzyść Captura przemawia szeroka możliwość personalizacji kolorystycznej i wiele rozsądnie wycenionych dodatków z długiej listy opcji.
Po Astrze i Corsie, to trzeci najchętniej wybierany model Opla w Polsce. Po liftingu, najmniejszy crossover w gamie zyskał literkę X, która ma świadczyć o lekko terenowym 'charakterze' auta. Wersja sprzed modernizacji w ciągu czterech lat znalazła ponad pół miliona klientów. Żeby podtrzymać dobrą passę, odświeżono przedni pas, dołożono LED-owe reflektory, a nadwoziu nadano większej lekkości.
Klienci z pewnością docenili jej wnętrze. Jak na niecałe 4,3 metra długości, kabina oferuje sporo przestrzeni dla czterech osób. Fotele są wygodne, ale przestrzeń na nogi ogranicza trochę rozbudowany tunel środkowy.
W drugim rzędzie też nie można przesadnie narzekać, choć oparcie mogłoby być nieco lepiej wyprofilowane. Bagażnik w podstawowej konfiguracji mieści 356 l, a po złożeniu oparcia kanapy akceptowalne 1372 l. Jakość materiałów wykończeniowych nie odstaje od konkurentów z pogranicza segmentu B i C. Plastiki w dolnej części środkowej części kokpitu są twarde, lecz solidnie spasowane. Lepiej jest w górnych partiach, gdzie zdecydowano się na montaż miękkich tworzyw.
fot. Opel
Paleta jednostek napędowych jest szeroka. Podstawowa benzynowa, wolnossąca odmiana 1.6 o mocy 115 koni mechanicznych kosztuje 70 050 złotych.
Zdecydowanie lepszym wyborem dla osób ceniących dynamiczną jazdę będzie doładowany silnik 1.4 140 KM. Współpracuje z manualną, 6-stopniową przekładnią lub klasycznym, hydrokinetycznym automatem.
Wersja z ręczną skrzynią została wyceniona na 78 450 zł. Fabryczne LPG wymaga dopłaty w wysokości 6500 zł. Diesel jest jeden, ale występuje w dwóch wariantach mocy: 110 i 136 KM. Mocniejszy motor można połączyć z napędem na obie osie - 97 150 zł.
Dwubryłowe nadwozie ma 438 cm długości, 184 szerokości i 160 wysokości. 176 mm prześwitu i opcjonalny napęd na cztery koła pozwalają poważnie myśleć o zjechaniu z utwardzonych szlaków. Crossover bez problemu radzi sobie z piaszczystym podłożem i koleinami wypełnionymi błotem. Nie należy jednak przesadzać z trudnością off-roadowych przeszkód, bowiem możliwości tego auta są ograniczone.
Wewnątrz znajdziemy kokpit nawiązujący do Octavii i Kodiaqa. To akurat duży plus, bo całość jest bardzo przejrzysta i funkcjonalna. Logicznie rozmieszczone przełączniki skracają czas potrzebny do aklimatyzacji.
Jakość materiałów wykończeniowych jest na dobry poziomie. Znaczna część tworzyw jest miękka i solidnie spasowana. Twarde plastiki umieszczono na wysokości kolan i wokół środkowego tunelu. Pojemność bagażnika zależna jest od ustawienia kanapy drugiego rzędu - 479-588 l. Jak na segment C, to bardzo dobry wynik. Po złożeniu asymetrycznego oparcia, możliwości przewozowe rosną do 1610 l.
fot. Skoda
Skoda ma 'leniwy' układ kierowniczy i podobną charakterystykę zawieszenia. Harmonijnie wybiera wszelkie nierówności, choć te poprzeczne potrafią wprowadzić lekką nerwowość.
Pod maską może pracować jeden z czterech silników. Katalog otwiera 1.0 TSI o mocy 115 KM. Z manualną, 6-stopniową skrzynią kosztuje 87 900 zł, a z 7-biegowym DSG 95 400 zł. 1.5 TSI to nowa jednostka w gamie koncernu VAG, ale godna polecenia. Generuje 150 KM i cechuje się dobrą dynamiką. W zestawie z kompaktową Czeszką trzeba za nią zapłacić niewiele ponad 95 tysięcy (z 6-biegowym 'manualem').
fot. Skoda
Diesle są dwa: 1.6 TDI (115 KM) i 2.0 TDI (150 KM). Mocniejszy z nich występuje tylko z napędem na obie osie i kosztuje 116 400 zł (6-biegowy manual) lub 123 900 zł (7-stopniowe DSG). Bazowa jednostka wysokoprężna została wyceniona na 99 900 zł. DSG wymaga dopłaty w wysokości 7 500 zł.
Kia Sportage to jeden z największych koreańskich hitów ostatnich lat. Zadebiutowała pod koniec 2015 r. i od razu szturmem wdarła się na szczyty list przebojów. W stosunku do poprzednika, Kia ma wszystkie nowe części, co dumnie podkreślają przedstawiciele marki w licznych komunikatach prasowych. Auto mierzy 448 cm długości, 185,5 szerokości i 163,5 wysokości.
Na tle rywali, jest jednym z większych przedstawicieli segmentu C. Karoserię można wzbogacić 19-calowymi felgami, lotką przytwierdzoną do pokrywy bagażnika, chromowanymi wykończeniami, a także panelami ochronnymi w przedniej i tylnej części pojazdu.
Jeszcze dekadę temu, Kia i Hyundai stały w cieniu Opla, Forda, Volkswagena i Skody. Dziś różnice jakościowe są bardzo małe, co można odczuć zajmując miejsce za kierownicą koreańskiego auta.
Materiały wykończeniowe nie są tandetne. Spora część tworzyw jest miękka, a całość spasowana bez zarzutu. Rozmieszczenie przełączników też nie pozostawia wiele do życzenia. Większości przycisków przypisano po jednej funkcji. Zestaw multimedialny ma przyzwoitą szatę graficzną i przejrzyste menu. Połączono go z całkiem wydajnym systemem dźwiękowym sygnowanym przez firmę JBL.
Fot. Kia
Kia potrafi rozpoznawać znaki drogowe, wykrywa przeszkody i automatycznie uruchamia hamulce, a także ostrzega przed opuszczeniem pasa ruchu i utrzymuje żądaną prędkość. Na liście wyposażenia znajdziemy też panoramiczne okno dachowe z otwieraną przednią częścią, bezkluczykowy dostęp oraz niezłej jakości kamerę cofania połączoną z czujnikami parkowania.
Miejsca w dwóch rzędach nie brakuje. Przednie fotele mogłyby być trochę lepiej wyprofilowane, a siedzisko drugiego rzędu nieco dłuższe. Bagażnik o pojemności 491 l ma foremny kształt, ale stosunkowo wysoki próg załadunku. Po położeniu oparć asymetrycznej kanapy, możliwości przewozowe rosną do 1590 l.
fot. Kia
Pod maską Kii może pracować jeden czterech silników. Podstawowy, wolnossący motor benzynowy 1.6 GDI ma 132 KM, manualną, 6-stopniową skrzynię biegów i kosztuje 75 990 zł. Lepszym wyborem będzie jego doładowana wersja. 177 koni w zupełności wystarczy do sprawnego połykania kilometrów zarówno w mieście, jak i w trasie. Dodatkowo, 1.6 T-GDI występuje z napędem na cztery koła i automatyczną, dwusprzęgłową przekładnią DCT - 117 990 zł.
Amatorzy oszczędnej jazdy mogą wybierać między 1.7 CRDI (115 lub 141 KM) oraz 2.0 CRDI - 136 lub 185 KM. Najtańszy diesel z napędem na przednią oś i ręczną skrzynią kosztuje 92 990 zł. Najmocniejsza wersja z automatem i AWD została wyceniona na 128 490 zł.
Niewiele osób wierzyło, że przedstawiany na przedprodukcyjnych wizualizacjach C-HR wejdzie do sprzedaży w tak odważnym opakowaniu. A jednak. Nieszablonowe nadwozie skutecznie przyciąga spojrzenia nawet największych motosceptyków. Żadna Toyota w ostatnich latach nie wywoływała designem tylu emocji. Nadwozie ma 4,36 metra długości i sylwetkę nawiązującą do coupe. Wszystko przez dynamicznie opadającą linię dachu i wiele przetłoczeń znanych wcześniej z Lexusa.
Poza oryginalnym projektem nadwozia, magnesem na klientów jest również dość bogate wyposażenie bazowych odmian. W standardzie dostajemy między innymi system antykolizyjny wykrywający także pieszych, aktywnego asystenta pasa ruchu oraz adaptacyjny tempomat. U konkurentów takie dodatki wymagają dopłaty.
fot. Toyota
Wnętrze pozornie wygląda na atrakcyjne, ale cierpi na niedobory w zakresie funkcjonalności. Brakuje większej ilości schowków. Przydałaby się półka na telefon i portfel. Dwa uchwyty na kubki to stanowczo za mało.Skrytka przed pasażerem mieści jedynie instrukcję obsługi.
Niedociągnięcia nadrabia natomiast prosta i łatwa w obsłudze deska rozdzielcza, a także przyzwoite materiały wykończeniowe. Kokpit lekko zwrócono w stronę kierowcy i zredukowano ilość przycisków do niezbędnego minimum.
Całość robi naprawdę niezłe wrażenie. Wygodne są też fotele, choć ze stosunkowo wąskimi i krótkimi siedziskami. Z tyłu w komfortowych warunkach podróżować będą osoby o wzroście do 180 centymetrów. Niestety, mogą narzekać na niewielką powierzchnię szyb i tandetne plastiki na boczkach drzwiowych. Bagażnik o pojemności 377 l jest jednym z najmniejszych w segmencie.
fot. Toyota
Wybór jednostek napędowych jest mocno ograniczony. W ofercie nie występuje diesel, do czego Toyota stara się nas przyzwyczajać od dłuższego czasu. Japończycy stawiają na hybrydy i dobrze na tym wychodzą. W modelu C-HR zainstalowano napęd wprost z Priusa. To 1.8-litrowy silnik benzynowy połączony z elektrycznym agregatem.
Zestaw rozwija 122 konie mechaniczne i w zupełności wystarcza do sprawnego poruszania się po zatłoczonym mieście. Na korzyść należy też zapisać zużycie paliwa. Co prawda odbiega od deklaracji producenta, ale 4,5-5 litrów w korkach to bardzo dobry rezultat.
Gorzej ma się rzecz na drogach szybkiego ruchu. Hybryda się męczy i nie pozwala pojechać szybciej niż 170 km/h. W takich warunkach lepiej się sprawdzi benzynowy motor doładowany o pojemności 1.2 litra. Generuje 116 KM i 185 Nm w zakresie 1500-4000 obr./min. Pozwala przyspieszyć do setki w 10,9 sekundy i zapędzić wskazówkę prędkościomierza do 190 km/h.
Oryginalność kosztuje. C-HR ze 116-konnym źródłem napędu kosztuje w podstawowej specyfikacji 81 900 zł. Za hybrydę w rozsądnie wyposażonej wersji Premium trzeba zapłacić 104 900 zł.
Technologicznie bardzo blisko mu do Kii Sportage. To stosunkowo świeży model w portfolio koreańskiego producenta. Jego pierwsza generacja pojawiła się na rynku w 2004 roku, by pięć lat później zmienić nazwę na ix35. Koreańczycy postanowili jednak wrócić do korzeni i zaprezentowane przed trzema laty wcielenie wróciło do pierwotnego oznaczenia. Auto zaprojektował Peter Schreyer i trzeba przyznać, że to jeden z jego ciekawszych projektów.
Naznaczona licznymi krągłościami karoseria mierzy 447 cm długości, 185 szerokości i 164 wysokości. W kwestii dodatków, Tucson nie ma się czego wstydzić. Auto można wyposażyć w 19-calowe obręcze ze stopów lekkich z oponami w rozmiarze 245/45. Dostępne są też LED-owe światła, dachowe relingi i pokrywa bagażnika z elektrycznie sterowanymi siłownikami.
fot. Hyundai
Kokpit zaprojektowano bez udziwnień, dzięki czemu nikt nie powinien mieć problemów z obsługą podstawowych urządzeń. Wyświetlacze są czytelne, a kolorystyka jednolita. 8-calowy ekran zawiadujący systemem multimedialnym jest standardem w dwóch najwyższych wersjach wyposażenia. Ma dobrą grafikę, przejrzyste menu i szybko reaguje na polecenia wydawane palcem. Przeciętnej jakości jest natomiast kamera cofania, która nie radzi sobie przy słabym oświetleniu. Nocą trzeba się domyślać, jakie przeszkody znajdują się za samochodem.
Fotele wyposażone w elektryczną regulację są przeciętnie wyprofilowane, ale okazują się komfortowe. Bagażnik o pojemności 513 l można doposażyć w siatkę mocującą bagaż. Po złożeniu asymetrycznego oparcia, kufer zmieści 1503 l. Górna część kokpitu została wyłożona miękkimi i przyjemnymi w dotyku tworzywami. Zdecydowanie gorzej jest w dolnych partiach, gdzie zastosowano twarde plastiki. Nie przekonują też materiały na boczkach drzwiowych.
fot. Hyundai
Klienci mają do dyspozycji takie same silniki, jak w Kii Sportage. 1.6 GDI o mocy 132 KM koni kosztuje 79 490 złotych. Za doładowaną wersję o tej samej pojemności (177 KM) trzeba zapłacić 110 490 zł. Odmiana 4x4 z automatem występująca w bogatszej specyfikacji wyposażeniowej została wyceniona na 137 490 zł.
1.7 CRDI o mocy 115 KM łączy się z manualną przekładnią i napędem na przednią oś - 92 490 zł. Do mocniejszej, 141-konnej odmiany trzeba dopłacić 20 tysięcy. Najbogatsza specyfikacja Premium sprzężona ze 185-konnym silnikiem wysokoprężnym, AWD i 6-stopniową skrzynią automatyczną kosztuje 166 490 złotych.
Nowe wcielenie Suzuki Vitary zerwało z korzeniami poprzednika, który był jedną z najtańszych i najbardziej dzielnych terenówek dostępnych w rozsądnej cenie. Obecnej generacji bliżej do SUV-a, choć w ofercie wciąż występuje kilka odmian z napędem na cztery koła.
Nadwozie japońskiego auta jest proste w formie i nie szokuje wymyślnymi detalami. Dwubryłowa karoseria osadzona na 17-calowych obręczach ze stopów lekkich ma w sobie dużo lekkości. Warto ją uatrakcyjnić srebrnymi relingami oraz przyciemnionymi szybami bocznymi. Na tle rywali, gabaryty samochodu przedstawiają się skromnie. Suzuki ma 417,5 cm długości, 177,5 szerokości i 161 wysokości.
fot. Suzuki
Wewnątrz dominują szare i twarde plastiki. Zdecydowana większość tworzyw jest twarda, ale solidnie spasowana. Podczas jazdy po nierównych drogach, trudno wychwycić jakiekolwiek niepokojące dźwięki. Fotele oferują niezły poziom wygody, ale wyprofilowanie oparć pozostawia wiele do życzenia. W drugim rzędzie miejsca nie zabraknie nad głowami, przed kolanami i na wysokości barków. Narzekać można za to na zbyt pionowo ustawione oparcie. Za plecami pasażerów wygospodarowano 375 l przestrzeni bagażowej. Kufer maksymalnie zmieści jedynie 1120 l.
Zestaw wskaźników jest wyjątkowo prosty, dzięki czemu aklimatyzacja na pokładzie Vitary będzie błyskawiczna. W centralnej części kokpitu wpisano 7-calowy ekran zawiadujący multimediami. Niestety, to jeden ze słabszych punktów programu. Działa niespiesznie, ma ubogą szatę graficzną i niską rozdzielczość. Można natomiast przenieść na wyświetlacz aplikacje ze smartfona i sparować go z zewnętrznymi nośnikami pamięci. Nawigacja swoje czasy świetności miała przynajmniej dekadę temu.
fot. Suzuki
Zdecydowanie lepiej przedstawiają się właściwości jezdne auta. Zawieszenie zestrojono sprężyście, a układ kierowniczy stosunkowo wiernie oddaje aktualną pozycję kół. Dobre noty zbiera też nowa w gamie jednostka o pojemności 1.4 litra. BoosterJet generuje 140 KM i 220 Nm. Może współpracować z manualną lub automatyczną przekładnią, a także występuje z napędem na jedną lub dwie osi. Jest dynamiczny, oszczędny i w podstawowej wersji kosztuje 85 900 zł. Drugi z silników to wolnnossący 1.6 VVT. 120 koni wystarczy do miasta, ale w trasie będzie brakować mocy. Do bazowej odmiany może przekonać cena - 61 900 zł.
Rumuńskie auto nie ma sobie równych w kwietniowym rankingu sprzedaży. 421 egzemplarzy oznacza pierwsze miejsce i zostawienie w tyle Toyoty Yaris, Skody Fabii, a także Opla Astry. W czym tkwi fenomen Dustera? Pierwsza generacja zaskoczyła ceną. 39 900 złotych za funkcjonalnego crossovera sprawiło, że czas oczekiwania na nowy model wynosił od 6 do 8 miesięcy.
Auto stało przebojem nie tylko na polskim rynku. Mimo przeciętnych materiałów wykończeniowych i niezbyt wytrzymałego zawieszenia, popularność wraz z mijającymi latami nie słabła.
Drugie wcielenie jest znacznie dojrzalsze. Można je wyposażyć LED-owe oświetlenie do jazdy dziennej, wydatne osłony z tworzywa na zderzakach i progach, okazałe relingi i aluminiowe obręcze o średnicy 17 cali z oponami w rozmiarze 215/60. Karoseria mierzy 434 cm długości, 180,5 szerokości i 168 wysokości. Rozstaw osi wynosi 267,3 cm.
fot. Dacia
W stosunku do poprzednika, w kabinie poprawiono jakość materiałów wykończeniowych, choć wciąż dominują twarde i szare tworzywa. Niemniej, nie można za wiele zarzucić spasowaniu. Wśród udogodnień, warto wyróżnić zestaw multimedialny z kamerą cofania, asystenta martwego pola, automatyczną klimatyzację regulowaną w jednej strefie, tempomat, a także system bezkluczykowy.
Miejsca w dwóch rzędach jest sporo, a pozycja za kierownicą optymalna. Wyprofilowanie foteli nie zapewnia odpowiedniego trzymania ciała w zakrętach, a samo siedzisko mogłoby być trochę dłuższe. Bagażnik zmieści 411 l w 5-osobowej konfiguracji, a po złożeniu oparcia drugiego rzędu zadowalające 1478 l. Co ciekawe, ładowność Dustera wynosi 512 kg.
fot. Dacia
Podstawowa cena Dustera się nie zmieniła i wynosi 39 900 zł. Za tę kwotę dostaniemy napęd na przednią oś, 5-biegową skrzynię manualną i silnik 1.6 o mocy 115 koni mechanicznych. Wersja z napędem na obie osie kosztuje 53 400 zł. Na liście jest też diesel. 1.5 dCi (90 KM) został wyceniony na 55 400 zł. Jego 110-konna odmiana z AWD i manualną przekładnią potrafi zużywać w cyklu mieszanym zaledwie 5,5 litra - 65 200 zł.