Utarło się, że Henry Ford, twórca modelu T, pierwszego masowo produkowanego samochodu, był tyranem i miał poczucie humoru, bo oferował klientom auto w każdym możliwym kolorze, o ile tylko był to kolor czarny. To prawda i nieprawda zarazem. Przez pierwszych kilka lat produkcji klienci mogli zamówić Forda T w jednym z wielu kolorów, ale potem paletę ograniczono do jednego, właśnie czarnego, bo najszybciej wysychał i nie zakłócał ekspresowej produkcji w fabryce.
Teraz wiele firm z wyższej półki oferuje auta w każdym możliwym kolorze, a nawet jeśli jakiejś barwy jeszcze nie ma w świecie samochodów, to specjaliści są w stanie ją wyczarować, dopasowując ją na przykład do barwy ulubionego lakieru do paznokci wybrednej klientki. Warto jednak pamiętać, że pierwszy w świecie personalizacji z najwyższej półki był McLaren. Podobno kiedyś do firmy przyszedł klient zainteresowany modelem F1 i stwierdził, że chciałby mieć to auto w kolorze oberżyny. Dostał takowe i co by nie mówić, taki kolor do dziś najmocniej kojarzy się z McLarenem.
Czerwony Rosso Corsa i Ferrari w jednym stoją domu, są jak Adam i Ewa, Paweł i Gaweł czy Tango i Cash. Ferrari oferuje swoje bryki w wielu barwach, ale czerwony zawsze jest najodpowiedniejszy, zawsze jest na miejscu.
Osobnym tematem są kolorowe modele BMW przygotowywane przez znanych artystów od 1975 roku. Nadwozia niemieckich modeli posłużyły jako płótna takim tuzom jak Andy Warhol, Jeff Koons czy Ernst Fuchs. Wiele innych firm próbuje stosować podobne zabiegi marketingowe (m.in. Citroën Survolt Art Car przygotowany przez Francoise Nielly), ale to zupełnie nie to samo. Art Car to BMW, BMW to Art Car. I kropka.
Jak powstały modele z serii Harlequin? Podstawą było nadwozie w jednym z czterech kolorów i elementy nadwozia z trzech innych egzemplarzy danego modelu. Kolorową stronę swojej osobowości pokazały tylko Golf III i Polo III, potem Volkswagen jakby stracił kolorystyczną wenę i popadł w bezbarwny marazm.
Papamobile, którymi papież porusza się w czasie spotkań z wiernymi, nie zawsze były białe. Na niewinny kolor malowane są od kilkunastu lat i tak chyba będzie już zawsze, bo żadna inna barwa nie pasuje do głowy kościoła. No bo co, papież w żółtym aucie? No nie bardzo.
Prototyp Volkswagena, spalający średnio 1 l/100 km, zadebiutował w 2002 roku i choć technologicznie był perełką, to najbardziej interesuje nas kolor jego nadwozia. Czarny? Niezupełnie. Tak naprawdę auto nie było w ogóle pomalowane, bo lakier zwiększyłby masę, która z kolei źle wpłynęłaby na spalanie. Czerń nadwozia to naturalna barwa włókna węglowego. Można więc powiedzieć, że kolor tego VW to bezkolor.
Podobne przygody ma na koncie Mercedes. Legenda głosi, że w 1934 roku Mercedes W25 miał stanąć do wyścigu, ale zanim do tego doszło, stanął na wadze. No i się okazało, że ważył 751 kg, o kilogram więcej niż dopuszczały przepisy. Ważni i zdolni do podjęcia decyzji ludzie z Mercedesa uznali więc, że zdrapią z auta biały lakier, tym samym go odchudzając. Jak wymyślili, tak zrobili, odsłaniając aluminiowe nadwozie Mercedesa, który następnego dnia miał odpowiednią masę i stanął do wyścigu. Z czasem utarło się, że niemieckie auta wyścigowe są srebrne, podczas gdy ich rywale z Wielkiej Brytanii zielenieją (niekoniecznie z zazdrości), ci z Francji myślą o niebieskich migdałach, a ci z Włoch wybierają namiętną czerwień.
Druga generacja Forda Focusa ST dodała światu sportowych kompaktów nieco koloru. Wcześniej nikt za bardzo nie zwracał uwagi na barwy bojowe nadwozia w tej klasie, ale po tym, jak w 2005 roku na drogach pojawił się wściekle pomarańczowy Focus ST, konkurencja nabrała kolorystycznego wiatru w żagle. Renault Megane RS rzucało się w oczy za sprawą swoich żółtych barw bojowych, Volkswagen Scirocco przypomniał sobie o swoim poprzedniku, wybierając dla siebie wściekle zielone wdzianko, a Mazda 3 MPS postawiła na pełną namiętności czerwień.
Kolor niebieski, turkusowy, akwamaryna, niebieski morski, kobaltowy, modry czy pochodne tych niebieskawych barw to bardzo twarzowe barwy nadwozia. Renault Avantime najlepiej wygląda wtedy, gdy jest niebieski, pierwsza generacja Chevroleta Corvette w kolorze turkusowym wygląda bardzo dobrze na tle innych wersji kolorystycznych, a Ford Mustang pomalowany na kolor morski czy Subaru Impreza w tym kolorze, obowiązkowo ze złotymi felgami, to bardzo dobre przykłady na to, że niebieskie auto to jest to. Wie o tym Opel, który swoje szybkie modele z serii OPC maluje właśnie na niebiesko. Widzisz niebieskiego Opla i wiesz, że zaraz ci zniknie z pola widzenia, bo jest szybki jak błyskawica. Poza Ferrari nie ma chyba drugiego tak silnego związku między sportowym autem a jego kolorem, prawda?