Oczywiście przy takim budżecie nie ma co liczyć na wystrojone w chromy i wyposażone w wodotryski crossovery z najwyższej półki czy inne współczesne twory takie jak uterenowione coupé czy wszelkiej maści terenówki na niby, coraz popularniejsze w ostatnich latach. Zamiast tego możemy kupić wytrzymałe, przyjemnie oldschoolowe auto z napędem 4x4, które daje radę tam, gdzie wiele nowych, groźnie wyglądających aut terenowych z elektronicznymi mózgami szybciutko się poddaje.
Samurai rozpoczął swoją karierę jak auto typu kei, czyli malusieńka terenóweczka z niezauważalnym silniczkiem stworzona z myślą o zakorkowanej Japonii. Z czasem auto minimalnie urosło i doczekało się większych silników, więc trafiło do innych części świata. Za około 9 tys. zł można kupić drugą generację tego modelu z lat 90., czyli środkowego okresu produkcji (samochód wyjeżdżał z fabryk od 1981 do 1998 roku). Samurai jest lekki, zwinny i wytrzymały, więc jeśli potrzebujesz lekkiej, zwinnej i wytrzymałej terenówki za mniej niż 10 tys. zł, to, no cóż, już nie musisz szukać dalej.
Za Opla Monterey z 1992 roku trzeba zapłacić około 8 tys. zł. Czy warto? Ten Opel to tak naprawdę nie Opel, ale Isuzu Trooper, który sprzedawany był również jako Honda, Acura i Holden. Prawdziwy światowiec, ot co. Monterey urzeka swoją terenową oldschoolowością - na przykład w modelach z pierwszych lat produkcji (1992 - 1998) trzeba się zatrzymać, by załączyć napęd na cztery koła. Jakież to rozkoszne w swojej nienowoczesności! W ofercie były wersje 3- i 5-drzwiowe mieszczące 5 lub 7 osób. Silniki benzynowe to jednostki sześciocylindrowe, diesle natomiast mają cztery cylindry. Solidna rama i mocna konstrukcja sprawiają, że Monterey to dzielny zawodnik, jeśli idzie o podbój offroadu.
Musso ze znaczkiem Daewoo lub Ssangyonga (nie wnikajmy, jak do tego doszło, historia koreańskiej motoryzacji to skomplikowana sprawa) można mieć za około 8 tys. zł. Co ciekawe, mówimy o modelu z 2000 roku, więc to prawie nówka sztuka. Musso może i piękne nie jest, ale, co za ironia, wygrało kiedyś nagrodę za udany, nowoczesny design. Jeśli więc zamierzacie ten model sprzedać, pochwalcie się tym, pewnie przekonacie niezdecydowanego nabywcę. Możecie też wspomnieć o tym, że Musso wygrało kiedyś rajd w Egipcie i do dnia dzisiejszego produkowane jest w Iranie i Rosji. Możecie o tym mówić, jasne, ale do wyobraźni kupującego i tak najbardziej przemówi fakt, że pod maską tego auta pracuje jeden z silników Mercedesa - benzynowy może mieć cztery lub sześć cylindrów, a wysokoprężny dysponuje pięcioma. Mówiłem, że koreańska motoryzacja to skomplikowana sprawa?
Jak mowa o terenówkach, to nie może zabraknąć Land Rovera. Nasz budżet pozwala wyłącznie na zakup pierwszej generacji najmniejszego modelu tej marki - Freelandera, produkowanego od 1997 do 2006 roku. Egzemplarze z pierwszych lat produkcji kosztują około 9 tys. zł. Pamiętajmy, że swego czasu Freelander był najpopularniejszą małą terenówką Europy. Dostępny był w wersji trzy- lub pięciodrzwiowej z silnikami R4 i V6. Jeden z nich (turbodiesel 2,0 l oferowany w latach 2000-2006) był produkcji BMW, a jakże!
W doborowym towarzystwie tanich terenówek gwiazdą numer 1 jest Łada Niva. W miarę nowy egzemplarz (to ważne, bo Niva narodziła się w 1977 roku i wciąż żyje) można mieć za 6 tys. zł. Niva w zamyśle projektantów miała być hybrydą Renault 5 i Land Rovera i taka jest ? tania, bezpretensjonalna, właściwie niezniszczalna. Nie ma na pokładzie żadnych luksusów i trzyma formę lepiej niż amerykańskie celebrytki, więc jest godna polecenia. To pewna, radziecka technologia. Tym autem można albo śmigać po niezdobytych terenach i wyrwać jeszcze trochę naturze w imię rozwoju naszej cywilizacji, albo po prostu szpanować na mieście. Gwarantujemy, że za kierownicą Nivy zrobicie większe wrażenie na dziewczynach lub chłopakach niż ci wszyscy kierowcy w terenówkach za kilkaset tysięcy złotych.
Filip Otto