Nie jest tak, że amerykańskie portfolio Toyoty nie ma nic wspólnego z europejskim, jednak niewiele je łączy. Tak naprawdę tylko Yaris, Corolla, Prius i RAV4, choć też tak nie do końca. Poprzedniego Yarisa można było kupić w USA także jako sedana (był pokraczny i koślawy, jak każdy mały sedan), natomiast Priusa można mieć nie tylko w standardowej wersji, ale także w bardziej ekologicznej Plug-in (można ją podłączyć do gniazdka i na dłuższym dystansie przejechać w trybie elektrycznym, ten model niedługo dojedzie do Europy) i bardziej pojemnej Prius V (większy tył, większy bagażnik, więcej miejsca z tyłu). Corolla natomiast odgrywa za oceanem rolę niemalże sportowego sedana (najbogatsza wersja ma spoilery i wygląda niczym Mitsubishi Lancer Evo, a ten jej silnik 1,8 l 132 KM z czterobiegowym automatem - palce lizać!), a terenówka RAV4 udowadnia, że choć jest mała, to może mieć pod maską silnik V6 (wersje dla Europy mają tylko R4). No dobrze, to są jednak niuanse, przyjrzyjmy się naprawdę amerykańskim Toyotom.
Oprócz Yarisa, jedynym hatchbackiem w ofercie jest Matrix. Nie jest to aż tak emocjonujące auto, by jeździłby nim Neo i Morfeusz. To raczej crossoverowa, ciut bardziej szalona wersja Corolli. Pierwsza generacja miała bliźniaka w postaci Pontiaca Vibe, ale przy okazji drugiej generacji Pontiac przestał istnieć na mapie motoryzacyjnego świata, więc Toyota sama z nim została. Obecny model wygląda jak podwyższony Auris. Szkoda, bo poprzedni miał w sobie coś ze sportowej terenówki.
Gdyby nie model Camry, Toyota nie miałaby czego szukać w USA. Camry (obecnie debiutuje 9. generacja) to ucieleśnienie tego, co Amerykanie kochają w limuzynach. Jest duża, komfortowa, wygodna i banalna. Żadnego szaleństwa, żadnego oryginalnego elementu, niczego nadzwyczajnego. Ot, zwykły samochód dla przeciętnego zjadacza amerykańskiego chleba tostowego (z masłem orzechowym). Camry ma napęd na przednie koła i dostępna jest albo z silnikiem 2,5 l R4, albo 3,5 l V6. Jest jeszcze wersja hybrydowa (łączy mniejszy silnik z elektronami), ale skupmy się na kolejnym sedanie.
Model Avalon, bo o nim mowa, to tak naprawdę Camry, ale ciut większy i ciut przestronniejszy, a przy tym równie wygładzony, nudny, niepociągający. Można powiedzieć, że Avalon jest dla tych, którzy dłużej zostawali w pracy, dostali większą premię, ciężej pracowali w weekendy. Tak naprawdę to trzeba sporo dłużej zostawać w pracy, dostawać zdecydowanie większe premie i naprawdę ciężko pracować, bo o ile Camry kosztuje 22 tys. dolarów, o tyle Avalon jest aż o 10 tys. dolarów droższy. I nie daje wyboru w kwestii silnika - jest tylko V6.
Sienna daje wybór zarówno między silnikiem (2,7 l R4 lub 3,5 l V6), jak i ilością miejsc siedzących (7 lub 8) i rodzajem napędu (przód lub 4x4, jedyny taki model w klasie). Sienna to wielki van dla wielkich rodzin. Ma przesuwane drzwi, mnóstwo miejsca i niezliczone schowki. Bazuje na płycie Camry i reklamowana jest hasłami "Mommy likes" i "Daddy likes". A gdzie hasło "Children like"? Czyżby dzieci nie miały w tym przypadku nic do powiedzenia?
Są sedany, jest van, a gdzie pikapy? Toyota też je ma, spokojnie. Mniejsza Tacoma kosztuje niecałe 17 tys. dolarów i może mieć jedno z trzech nadwozi (trzydrzwiowe krótkie, trzydrzwiowe ciut dłuższe i jeszcze dłuższe pięciodrzwiowe). Pod maską albo 2,7 l R4 159 KM, albo 4,0 l V6 236 KM. Chcesz mieć japońskiego pikapa z Ameryki z silnikiem V8? Wtedy musisz wydać minimum 27 tys. dolarów na Tundrę.
Tundra jest ogromna, można powiedzieć, że są na świecie mniejsze państwa niż ona. Na dodatek wulgarny design bezceremonialnie podkreśla czystą, amerykańską, wręcz bezczelną wielkość tego pikapa. Podstawowa wersja ma silnik 4,0 l V6, ale bogatsza może mieć silnik 5,7 l V8 o mocy 381 KM. I tu ważna rzecz z punktu widzenia historii - Tundra V8 to pierwszy nieamerykański pikap z sercem V8, ot co! Tundra dostępna jest w wersji 5- lub 6-miejscowej. I to jest dziwne, bo wygląda na auto zdolne pomieścić dwie drużyny baseballowe.
W Polsce można kupić cztery terenowe modele Toyoty - to sporo. Do momentu, gdy nie poznamy oferty tej firmy w USA. Oprócz RAV4 jest tam jeszcze pięć innych modeli (sześć, jeśli liczyć znany u nas model Land Cruiser V8). Najbardziej osobowy z nich to Venza. To raczej taki duży hatchback z nieco wyższym prześwitem niż auto terenowe, choć ma napęd na cztery koła (standardowo napędzane są jednak przednie koła). Auto bazuje na płycie Camry, więc ma te same co ona silniki. Venza powstała z myślą o USA i tam jest produkowana, zresztą w tym samym stanie co kurczaki KFC (nie ma ich w wyposażeniu standardowym).
Highlander wygląda bardziej terenowo niż osobowo, bazuje na płycie podłogowej Camry (chyba wszystko na niej bazuje), ma 7 miejsc, napęd na przednie lub cztery koła i dostępny jest nie tylko z silnikiem benzynowym R4 lub V6, a także jako hybryda. No i wygląda jak model RAV4, tyle tylko że o 20% większy. Highlander kosztuje 28 tys. dolarów, o tysiąc więcej niż Venza.
Kolejna terenówka to 4Runner. Na pierwszy rzut oka to ten sam model co Highlander - też ma 7 miejsc i też ma silnik V6, tylko inaczej wygląda. Gdzie więc jest haczyk? Highlander bazuje na aucie osobowym i ma nadwozie samonośne, a 4Runner to terenówka z krwi i kości, bo ma konstrukcję ramową.
Toyota FJ Cruiser jest dziwna. Dlaczego? Wygląda jak zabawka, jest szalona, nonkonformistyczna i rozrywkowa, a przecież Toyota takich aut nie robi (znacie kogoś, kto piszczy z radości na widok Avensisa?). Poza tym to tak naprawdę prototyp z 2003 roku, który nie miał nigdy wyjechać na drogi, ale tak się ludziom spodobał, że Toyota zaczęła go produkować. Auto ma napęd na tylne lub cztery koła, silnik V6 i fajne nadwozie. Zdaje się, że FJ Cruiser nie traktuje wszystkiego na poważnie, puszcza do nas oko, wie, że jest komiczny w tej swojej komiksowości, ale kogo to obchodzi?! Fajny model, naprawdę.
Tyle luzu i dystansu do siebie nie ma Sequoia. Może dlatego, że nazywa się jak drzewo? A może dlatego, że bazuje na Tundrze, ale w przeciwieństwie do niej ma niezależne tylne zawieszenie? A może dlatego, że mieści osiem osób i gdyby nie Land Cruiser, to byłaby flagową terenówką Toyoty? A może to efekt tego, że ma 5,2 m długości i ponad 2 m szerokości? Nie wiem, trudno na to pytanie odpowiedzieć. Sequoia może mieć jeden z dwóch silników V8 (4,6 l 310 KM lub 5,7 l 381 KM) i w podstawowej wersji kosztuje 40 tys. dolarów. I wygląda tak, jakby ważyła 10 ton i była w stanie przesunąć ziemię na inną orbitę.
O prawie 30 tys. dolarów więcej niż za Sequoię trzeba zapłacić za Land Cruisera. Mowa oczywiście o tym wielkim, z silnikiem V8, który możemy mieć i my. Amerykanie tego mniejszego nie dostają, może dlatego, że by się do niego nie zmieścili?