W ostatnich latach, do Polski napływa około 800 tysięcy używanych samochodów rocznie. Ich wiek ociera się o 14 lat, ale nie brakuje też młodszych konstrukcji. To propozycje wciąż godne uwagi i dostępne dla dość szerokiej grupy odbiorców. Co więcej, można je użytkować za kilkaset złotych netto miesięcznie.
W naszej kalkulacji przyjęliśmy, że opłata wstępna wyniesie od 10 do 15 procent. Okres kredytu konsumenckiego to 5 lat, a miesięczna rata brutto ukształtuje się na poziomie 700 złotych brutto. To pozwoli nam szukać samochodów o wartości 35-38 tysięcy zł. Pamiętajmy jednak, że to usługa bankowa, zatem przez cały okres programu oddamy do instytucji pożyczającej kwotę rzędu 9-12 tys. zł. Nie umniejsza to atrakcyjności tej formy korzystania z pojazdu, zatem postanowiliśmy zajrzeć do oferty rynku wtórnego. Oto nasze propozycje.
Budżet na poziomie 35-38 tysięcy złotych wystarczy na trzecią generację Lexusa GS. Kolejna japońska alternatywa dla BMW serii 5 czy Mercedesa Klasy E, produkowana była tylko jako sedan od 2005 do 2012 – wyłącznie w Japonii. Jak na Lexusa przystało, obłe nadwozie jest nienagannie wykonane. O problemach z korozją nie ma więc mowy. Uporządkowane wnętrze nie zdradza oznak zużycia niezależnie od przebiegu. Materiały są wytrzymałe i wysokiej jakości, co trafnie koreluje z klasą premium. Pozycja za kierownicą jest relaksacyjna, a w drugim rzędzie miejsca nie brakuje dla wysokich osób. Jedyną wadą GS-a w hybrydowej odmianie jest skromny bagażnik. Jego pojemność ogranicza zespół baterii (od 280 do 330 litrów).
W klasycznej hybrydzie napęd przekazywany jest na tylne lub wszystkie koła poprzez bezstopniową przekładnię planetarną. Serce układu stanowi wolnossący silnik 3.5 V6 i jednostka elektryczna. Zestaw generuje imponujące 343 KM, a sprint do setki trwa niewiele ponad 5 sekund. Jak pokazuje doświadczenie użytkowników, to rozwiązanie trwałe i oszczędne. W alternatywie pozostają benzynowe motory – 3.0 V6 250 KM, 3.5 V6 307 KM oraz 4.3 V8 300 KM i 4.6 V8 347 KM. Każdy wybór jest dobry.
Co kupimy za około 35 tysięcy złotych? Egzemplarze początku produkcji z 3-litrowym V6 i przebiegiem rzędu 200-250 tysięcy kilometrów. Pamiętajmy, że ten model nie należy do tanich w serwisie, ale odwdzięcza się wysoką bezawaryjnością.
Trudno sobie wyobrazić motoryzacyjną rzeczywistość bez Alfy Romeo, a kilkanaście lat temu nad tą marką wisiały czarne chmury. Sytuację miała naprawić kompaktowa Giulietta. Niestety, w Europie nie była w stanie nawiązać rywalizacji nie tylko z BMW i Mercedesem, lecz również z Volkswagenem i Oplem. Przepadła w rankingach sprzedaży, ale sytuacja na rynku wtórnym pokazuje, że cieszy się dobrą opinią i trzyma wartość. Alfa wykorzystuje architekturę Fiata Bravo i produkowana jest od 2010. W 2021 całkowicie zniknęła z oferty. Co ciekawe, do wyboru mamy wyłącznie jedną wersję nadwoziową – pięciodrzwiowego hatchbacka. Mimo znacznego stażu na rynku, design wciąż potrafi chwycić za serce. Włoskie premium ma 435 cm długości, 180 szerokości i 147 wysokości. Rozstaw osi wynosi 263 cm.
Kabina Alfy starzeje się wyjątkowo atrakcyjnie. We włoskim aucie mamy do czynienia z analogowym kokpitem i opcjonalnym ekranem systemu multimedialnego. Deska ma ciekawy klimat. Po latach potrafi lekko trzeszczeć, a przestrzeni w drugim rzędzie nie ma zbyt wiele, jednak czuć tu ducha włoskiej motoryzacji. Trzeba się też przyzwyczaić do sporej kierownicy.
Paleta silników Alfy jest dość rozpięta. Po latach, zwłaszcza te z początkowego okresu produkcji okazały się wyjątkowo trwałe i ochoczo współpracujące z instalacjami gazowymi. Niezłą dynamikę także w trasie zapewniają turbodoładowane warianty 1.4 T-Jet o mocy 105 i 120 KM. 1.4 MultiAir (150 i 170 KM) wyposażono w najnowsze osiągnięcia włoskich inżynierów sprzed dekady, istotnie wpływające na efektywność spalania mieszanki paliwowej. Są nieco bardziej awaryjne od poprzednika, ale wciąż dobre. Flagowa odmiana korzysta z dopracowanego, czterocylindrowego silnika 1.75 TBI wytwarzającego 235 i 340 Nm. Do setki w 6,8 sekundy i rozpędza się do 242 km/h.
Wszystkie dostępne silniki diesla wyposażono w bezpośredni wtrysk typu common-rail, turbosprężarkę i pasek rozrządu. Do wyboru mamy jednostki 1.6 MultiJet 105 i 120 KM oraz flagowy 2.0 MultiJet 140 i 175 KM. To porządne, trwałe i całkiem oszczędne konstrukcje. 35 tysięcy wystarczy na Alfy z lat 2012-2014.
Wraz z Alfą Romeo Giuliettą, to jeden z najstarszych przedstawicieli gatunku kompaktowego (od 2010 do 2022). Dekada rynkowego stażu sprawia, że CT mocno wyróżnia się na tle rywali. Mimo wszystko, starzeje się całkiem atrakcyjnie. Ma 435 centymetrów długości, a rozstaw osi wynosi 260 cm. W standardowej wersji Elegance mógł pochwalić się 16-calowymi obręczami ze stopów lekkich, czujnikami parkowania, a także światłami LED do jazdy dziennej. Mocną stroną modelu jest niska utrata wartości.
Ciekawie zaprojektowane nadwozie skrywa sporo przestrzeni w dwóch rzędach, gdzie wysokie osoby przyjmą dogodną pozycją także podczas długich podróży. Księgowi nie szczędzili na skórzanych obiciach tapicerskich i dekorach ze szlachetnych materiałów. Te jednak zarezerwowano dla bogatszych odmian. Całość natomiast dobrze spasowano i ułożono w ergonomiczny sposób. Można pokusić się o stwierdzenie, że CT w udany sposób łączy analogową tradycję z nowoczesnymi systemami. Do dyspozycji mamy archaiczne multimedia z 7-calowym ekranem, klimatyzację regulowaną w dwóch strefach i łączność Bluetooth. Skromny jest bagażnik o pojemności 375 litrów.
Lexus oferuje stricte ekologiczne źródło napędu. To sprawdzony tandem hybrydowy opierający się na 1.8-litrowym silniku benzynowym uzyskującym wsparcie od elektrycznej jednostki o mocy 82 KM i 207 Nm. Tandem generuje łącznie 136 koni mechanicznych, zaś przyzwoite parametry przenosi na asfalt za sprawą bezstopniowej przekładni planetarnej e-CVT. W CT 200h siedzi się nisko, a precyzyjny układ kierowniczy pozwala szybko zaprzyjaźnić się ze sprężyście zestrojonym zawieszeniem. Sprint do setki trwa 10,3 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 180 km/h. Zużycie paliwa w średnim rozrachunku to 4,8-5,3 litra.
Ustalając budżet na poziomie 35-38 tysięcy złotych, nastawmy się na samochody z pierwszych dwóch lat produkcji i z przebiegiem przekraczającym 150 tysięcy kilometrów.
To średniej klasy Audi jest jednym z naszych ulubionych modeli na rynku wtórnym. Od lat widnieje w czołówce najliczniej sprowadzanych, a dobre sztuki błyskawicznie znajdują nowych nabywców. Generację B8 produkowano w latach 2007-2015. Estetyczne nadwozie nie ma problemów z korozją, podobnie jak kabina nie notuje słabych punktów jakościowych. Przestrzeń nie powala, jednak jest wystarczająca dla czwórki pasażerów. Ciekawą wersję stanowi Allroad ze zwiększonym prześwitem i nakładkami ochronnymi karoserii. To dobra alternatywa dla SUV-a. Stawiając na rodzinne Audi, otrzymujemy bagażnik o pojemności 490 l.
Wybierając odmianę z napędem na cztery koła, otrzymujemy pancerny, permanentny układ quattro. Dostępny był z silnikami 2.0 TSI 180-225 KM, 3.0 V6 TSI 275-333 KM, a także z dieslami.
W pozostałych przypadkach napęd trafia na przednią oś. Rozsądną opcją pozostaje bazowy motor benzynowy 1.8 TSI 120-177 KM – dość popularny na rynku wtórnym. Mierzy się również ze znacznym zapotrzebowaniem na olej, ale im młodszy egzemplarz, tym ryzyko awarii mniejsze. Sytuacja się poprawiła w 2011 przy okazji modernizacji motorów z rodziny TFSI. Większość problemów zyskała marginalne znaczenie.
Jeśli benzynowe A4 B8, to najlepiej po 2011. Tutaj próżno szukać wolnossących napędów. Czasy się zmieniły i też konkurencja poszło mocno do przodu. Optymalna wersja to 1.8 TFSI o mocy 160 KM i 250 Nm. Do setki przyspiesza w 8,6 sekundy i rozpędza się do 225 km/h. W mieście spali około 10, a w trasie 7 litrów.
Amatorzy silników diesla mają do wyboru czterocylindrowe 2.0 TDI 120, 136, 143, 150, 170, 177 i 190 KM. Dostajemy bezpośredni wtrysk common-rail i trwały pasek rozrządu. Silnik zachwyca niskim spalaniem i dobrą dynamiką. Znacznie więcej oferują widlaste diesle 2.7 i 3.0 V6 TDI - generują 190 KM i 204-245 KM. Zapewniają świetne osiągi, kulturę pracy i wciąż niskie spalanie. Kupując widlasty motor musimy być świadomi kosztów związanych z wymianą łańcucha rozrządu - cała operacja poza ASO to koszt nawet 6-8 tysięcy złotych.
Znajdując w portfelu wolne 35-38 tysięcy zł, możemy sobie pozwolić na samochody z rocznika 2010-2012. Z niezłym wyposażeniem i przebiegiem dobiegającym do 180-200 tysięcy kilometrów.
Słyszeliście kiedyś o tej marce? Podejrzewamy, że tylko dzięki FX-owi, a Japończycy wypuścili na rynek znacznie więcej ciekawych modeli. Należy do nich M wytwarzany od 1989 i będący bezpośrednim konkurentem Lexusa GS i BMW serii 5. To marka stworzona przez Nissana. Z Polski wycofała się kilka lat temu. Obok limuzyn, miała w ofercie SUV-y. W Stanach wciąż ma się bardzo dobrze.
Naszą uwagę skupiamy wokół czwartej generacji M. Zadebiutowała w 2010 i trwała na posterunku do 2013. Wtedy zmieniono nazwę na Q70. Auto po lifcie pozostaje poza naszym zasięgiem finansowym. Czterodrzwiowy, muskularny sedan nie ma oczywiście problemów z korozją. Wnętrze w komfortowych warunkach mieści cztery dorosłe osoby, dla których zawsze przewidziane jest pełne wyposażenie ze skórzaną tapicerką, automatyczną 7-biegową przekładnią, nagłośnieniem Bose, systemami wsparcia kierowcy i szyberdachem.
Moc trafia na tylne lub opcjonalnie na wszystkie koła. Jeśli postawimy na okrzykniętą niegdyś najszybszą hybrydę na świecie, otrzymamy wolnossący motor 3.5 V6. Generuje 303 KM, a elektryk umieszczony w automatycznej przekładni dodatkowe 59 KM. Systemowa moc to 360 KM. W trasie z łatwością osiągniemy wynik na poziomie 7 litrów, natomiast w mieście 9-10 l. To niedoceniana i jedna z ciekawszych propozycji w klasie średniej. W alternatywie pozostaje wolnossące, benzynowe V6 3.7 330 KM. Są też diesle 2.2 R4 170 KM lub 3.0 V6 240 KM. Auto trzyma cenę, dlatego mając w kieszeni niespełna 40 tysięcy zł, przy odrobinie szczęścia, trafimy na egzemplarze z pierwszych dwóch lat produkcji.
Pierwsza generacja SUV-a klasy średniej produkowana była od 2008 do 2017 roku. Stonowana, typowa dla Volvo prezencja przypadła do gustu zarówno młodym, jak i starszym klientom ceniącym prostą elegancję. Jak przystało na Volvo, XC60 zostało wzorowo zabezpieczone przed korozją. Użytkownicy zwracają uwagę jedynie na delikatny lakier. Rdza praktycznie nie dotyczy bezwypadkowych egzemplarzy bez względu na rok produkcji. Z uwagi na 23-centymetrowy prześwit, auto wyróżnia się na tle rywali. Jest też całkiem spore. Ma 463 centymetry długości, 189 szerokości i 171 wysokości. Rozstaw osi wynosi 277 cm.
Wnętrze zaprojektowano z naciskiem na minimalizm. Brak zbędnych ozdób i dodatków, podkreśla elegancję i stateczność marki. Niezłej jakości materiały wykończeniowe utrudniają ocenę faktycznego przebiegu danego egzemplarza. Tekstylne oraz skórzane tapicerki wzorowo znoszą intensywne użytkowanie. Miejsca w dwóch rzędach jest pod dostatkiem. Piątej osobie będzie przeszkadzał wysoko poprowadzony tunel środkowy. Bagażnik zmieści od 495 do 1455 litrów.
Paleta silnikowa XC60 daje ogromne pole wyboru. Kierowcy rozważający montaż instalacji gazowej powinni zainteresować się wolnossącym 3.2 R6 o mocy 243 KM lub wariantem T6 3.0 R6 wyposażonym w turbodoładowanie i generującym 285-304 KM. Każdy z wymienionych wyposażony jest w wielopunktowy wtrysk paliwa. Bezpośredni wtrysk szwedzcy inżynierowie zastosowali w nowszym silniku 2.0 Turbo dysponującym mocą 203, 240, 245 lub 306 KM. W najmocniejszej odmianie zdecydowano się na doładowanie kompresorem i turbosprężarką.
Paleta silników diesla może zostać podzielona na dwie grupy - starsze silniki pięciocylindrowe i nowoczesne czterocylindrowe – obecne także we współczesnych modelach marki. Wśród urzekających dźwiękiem motorów R5, możemy wybierać pomiędzy jednostką 2.0 i 2.4. Słabszy wariant dysponuje mocą 136 lub 163 KM zapewniając wystarczające osiągi. Niestety, w porównaniu do większej konstrukcji nie zbiera możliwie wysokich ocen. Zgoła odmienne opinie mechaników otrzymuje kultowy już diesel 2.4 generujący 215 KM i 420 Nm. Sprawdza się w każdych warunkach, zużywając 7-10 litrów oleju napędowego na 100 kilometrów.
Nasz budżet pozwoli na XC60 z lat 2008-2011 z przebiegiem rzędu 200-250 tysięcy km. Z uwagi na półtorej dekady eksploatacji po różnej jakości drogach, zostawmy w kieszeni kilka tysięcy zł na ewentualne naprawy.