To jeden z ważniejszych modeli koreańskiego producenta (od 2017 do 2023). Przede wszystkim z uwagi na przynależność do coraz modniejszego segmentu crossoverów B. Drugi aspekt dotyczy zespołów napędowych. Nie ma na rynku konkurenta oferująca aż trzy dostępne źródła napędu. Spalinowa Kona znana jest od kilku lat. Interesująco przedstawia się natomiast odmiana hybrydowa i elektryczna.
Najmniejszy w gamie crossover to przedstawiciel segmentu B. Ma 416,5 cm długości, 180 szerokości i 156,5 wysokości. Rozstaw osi wynosi 260 cm. Konę można osadzić na 18-calowych felgach ze stopów lekkich i wyposażyć w pełni LED-owe reflektory o przeciętnej wydajności. Prześwit wynosi przyzwoite 17 cm.
Przedział pasażerski to złudzenia przypomina ten stosowany w Konie z napędem spalinowym. Główna różnica polega na nieco wyższym umiejscowieniu podłogi. Pod nią ukryto akumulatory. Siedzi się trochę wyżej, ale widoczność w każdym kierunku jest dobra. W miejsce lewarka zmiany biegów, mamy do dyspozycji przyciski. Miejsca w dwóch rzędach w zupełności wystarczy dla czterech dorosłych osób. Bagażnik zmieści 332, a po złożeniu oparcia 1114 litrów.
Kona występuje w dwóch wersjach. Podstawowa ma 136 KM i baterie o pojemności 39,2 kWh. To wystarcza, by pokonać 289 kilometrów na pełnym „baku" (według WLTP). Znacznie ciekawiej przedstawia się najmocniejsza specyfikacja o mocy 204 KM. W tym przypadku otrzymujemy akumulatory 64 kWh i zasięg przekraczający 440 km. Warto jednak wiedzieć, że podczas typowo miejskiej jazdy można przejechać jeszcze więcej. Przyspieszenie do setki wynosi 7,6 sekundy. Mając w kieszeni 120 tysięcy złotych, możemy pokusić się o egzemplarze ze skromnym przebiegiem z lat 2020-2021.
Powojenną Europę zmotoryzował Volkswagen Garbus. Samochód z założenia funkcjonalny, pojemny i wystarczająco dynamiczny, by pokonywać komfortowo długie trasy. Do tego przystępny cenowo. Przez kilka dekad sprzedano ponad 20 milionów egzemplarzy na całym świecie. Kolejny rozdział otworzył Golf w 1974. Zapoczątkował segment kompaktów i do dziś wyznacza standardy oraz bije wszelkie rekordy sprzedaży. Na początku 2020 na rynku pojawiło się 8 wcielenie niemieckiego bestsellera.
Początek 2020 to dla Volkswagena kolejny ważny krok. Do klientów trafiły pierwsze sztuki ID.3. To model mający przebić popularnością Garbusa i Golfa, a także wyznaczyć nowy kierunek dla świata motoryzacji, przynajmniej w pierwotnym założeniu. Realia rynkowe pokazały, że droga nie jest lekka.
Z zewnątrz elektryczny VW wygląda dość nowocześnie. Ma LED-owe światła do jazdy dziennej, 19-calowe obręcze ze stopów lekkich oraz sporą powierzchnię przeszkloną. Liczne akcenty odcinające się kolorystycznie od lakieru mogą się podobać. Ponadto, jest o 3 mm dłuższe, 10 mm szersze i 60 mm wyższe względem kultowego Golfa. Spory jest również rozstaw osi. Wynosi 276,5 cm, co zbliża ID.3 do Passata B8 (o 2 cm więcej).
W podstawowej otrzymujemy baterię o pojemności 45 kWh. Elektryczny silnik generuje 150 koni mechanicznych i pozwala przejechać na pełnym „baku" 330 km. Drugi poziom to akumulator mieszczący 58 kWh. Tutaj moc to 204 KM, a zasięg to 420 KM (dane producenta). Na szczycie gamy znajduje się VW potrafiące pokonać aż 550 kilometrów (według WLTP). Korzystanie ze stacji szybkiego ładowania (100 kW) zapełni magazyn energii do 80 procent w 45 minut. Jej maksymalna pojemność to 77 kWh.
Utrata wartości aut elektrycznych jest wyraźnie większa względem spalinowych. Tym samym, dysponując założonym budżetem, możemy pozwolić sobie na ID.3 z lat 2020-2021. Większość egzemplarzy ma baterię o pojemności 58 kWh netto.
Elektryczna Corsa zadebiutowała w 2021 i jest rzadkim widokiem na polskich drogach. Tym bardziej, że w momencie debiutu cena była dwukrotnie wyższa względem podstawowej odmiany spalinowej. Niemniej, Opel wciąż trwa na posterunku.
136-konna Corsa-e zapewnia sporo frajdy podczas jazdy. Ma silnik o mocy 136 KM i 260 Nm dostępnych już od 300 obr./min. Tym samym, maksymalny potencjał otrzymujemy już na starcie. Dobrą dynamikę potwierdzają liczby – 8,1 sekundy trwa sprint do 100 km/h. Z akumulatorem litowo-jonowym o pojemności 50 kWh, auto pozwala pokonywać zarówno odcinki miejskie, jak i autostradowe. W średnim rozrachunku zużywa 16,8 kWh na 100 km. To oznacza, że w cyklu mieszanym przejedziemy do 337 kilometrów (według normy WLTP).
W kwestii czynnego bezpieczeństwa możemy liczyć na zestaw radarów wychwytujących zagrożenie w postaci pieszych i rowerzystów. Na liście gadżetów znajdziemy też adaptacyjny tempomat połączony z asystentem utrzymującym auto w pasie ruchu, kamerę cofania oraz system multimedialny z 7-calowym ekranem dotykowym. Wybierając się w dłuższą podróż, mamy do dyspozycji bagażnik o pojemności od 267 do 1081 litrów. Gdy auto debiutowało, kosztowało niewiele ponad 120 tysięcy złotych. Dziś za tę kwotę możemy znaleźć samochody z rocznika 2022 lub 2023 z przebiegiem rzędu kilku tysięcy kilometrów. Podobnie wyceniane są elektryczne Ople Mokka sprzed dwóch lat.
Zgodnie z bieżącymi trendami, Mazda jest crossoverem (od 2020). Z uwagi na innowacyjne rozwiązania, mocno wyróżnia się jednak na tle konkurencji. Przede wszystkim masą własną, która nieznacznie przekracza 1600 kilogramów. Kolejną nieszablonową kwestią są drzwi. Druga para otwiera się pod wiatr, co ułatwia dostęp do drugiego rzędu. MX-30 ma 439,5 cm długości, 179,5 szerokości i 155,5 wysokości. Kabina oferuje sporo miejsca w dwóch rzędach i pomieści czterech pasażerów w komfortowych warunkach. Bagażnik w standardowej konfiguracji mieści 366 litrów, ale wystarczy złożyć asymetryczne oparcie drugiego rzędu, by zyskać dostęp do 1171 l.
Dość nisko umieszczony środek ciężkości w połączeniu z rozkładem masy w stosunku 50:50 sprawiają, że crossover pewnie zachowuje się na drodze. Elektryczny silnik generuje 145 koni mechanicznych i 270 Nm. Nie za dużo, ale to wystarczy, by przyspieszyć do 100 km/h w 9,7 sekundy. Tutaj musimy się jednak martwić się o częste ładowanie, bowiem akumulator o pojemności 35,5 kWh pozwala przejechać 200 kilometrów w cyklu mieszanym. Oryginalna Mazda nie jest szczególnie popularnym modelem, ale 120 tysięcy wystarczy na zadbany egzemplarz z rocznika 2022.
Za 120 tysięcy złotych znajdziemy także pochodzącą z 2013-2015 Teslę Model S. Amerykańska ikona cieszy się sporym uznaniem i popularnością nie tylko za oceanem. Pokaźnych rozmiarów liftback wciąż skutecznie przyciąga spojrzenia, a trzeba zaznaczyć, że zadebiutował w 2011. Wnętrze wykonano przeciętnie, a do poziomu europejskich marek premium wiele brakuje. Plastiki potrafią trzeszczeć i bywają niedokładnie spasowane. Model S oferuje jednak komfortowe warunki dla czterech osób. Na pokładzie znajdziemy rozbudowane multimedia, nawigację, skórzaną tapicerkę, dopracowane nagłośnienie i systemy bezpieczeństwa.
Za napęd odpowiada przeszło 420-konny silnik gwarantujący świetne osiągi (4,4 sekundy do setki). Realny zasięg to imponujące 250-350 kilometrów. To wariant z akumulatorem o pojemności 85 kWh. Dostępne są też warianty zapewniające 40, 60 i 10 kWh. Decydując się na używaną Teslę, musimy być przygotowani na ogólne zmęczenie konstrukcji i awarie wynikające z dużego przebiegu.
To kultowy model. Jest z nami od wielu lat i regularnie przechodzi modernizacje. Przy okazji powstają też limitowane edycje specjalne, a także sportowy Abarth. 500e to propozycja wytwarzana od 2021. Tutaj wzrok przyciągają dzielone reflektory LED i chromowane listwy przenikające w kierunkowskazy. Klamki są zwalniane elektrycznie, a w nadkolach mogą gościć rozmaite wzory aluminiowych obręczy w udany sposób kontrastujące z wyrazistymi lakierami. Kolejne, unikatowe rozwiązanie to nadwozie 3+1. Z jednej strony mamy do dyspozycji jedne drzwi, zaś z drugiej parę. Tylna otwiera się pod wiatr i ułatwia dostęp do wnętrza. Dodatkowy punkt za rozmiary – 363 cm długości i 168 szerokości. Zaparkujemy wszędzie.
Wnętrze Fiata pachnie świeżością. Spłaszczona u dołu, wielofunkcyjna kierownica łączy retro z nowoczesnością. Za nią wpisano wirtualne zegary ze zmienną i czytelną grafiką. Największe wrażenie robi jednak centralny ekran, który w topowej odsłonie ma 10,25 cala. Potrafi bezprzewodowo łączyć się z urządzeniami opartymi na Android Auto lub Apple CarPlay. Ma dotykową obsługę i szerokie możliwości personalizacji. Z lewej strony mamy do dyspozycji szereg skrótów do najważniejszych funkcji. Resztę przestrzeni dopasowujemy do własnych preferencji.
Producent przewidział dwa rodzaje napędu. Słabszy generuje 95 KM i dysponuje akumulatorem o pojemności 21,3 kWh netto, zaś mocniejszy ma 118 KM i baterię 37,3 kWh netto. Jeśli zdecydujemy się na topową wersję, sprint do setki zajmie 9 sekund. Moment obrotowy w postaci 220 Nm dostępny jest od startu, zatem Fiat całkiem żywiołowo reaguje na dociskanie gazu. Mamy też do dyspozycji trzy tryby jazdy i efektywną rekuperację, która pozwoli na znaczne ograniczenie korzystania z pedału hamulca.
Stylowa pięćsetka jest najmniejszym elektrykiem w gamie i jednocześnie jednym z najdroższych aut w palecie Fiata. 120 tysięcy złotych wystarczy na egzemplarze ze znikomym przebiegiem z lat 2021-2022.