O popularności automatów niech świadczy fakt, że w niektórych modelach w ogóle nie ma ofercie manualnych przekładni. To nie tylko luksusowe wozy, lecz również chociażby kompaktowe Volvo XC40 czy Renault Arkana. Automatyczne przekładnie znajdziemy też w Oplu Corsie, Toyocie Aygo lub Dacii Duster. Chwilę przed wybuchem pandemii w Europie, ich udział w rynku wynosił 25 procent. Z każdym rokiem coraz częściej stawiamy na to rozwiązanie. Warto jednak pamiętać, że automaty potrzebują specjalnego traktowania. Proste błędy mogą przełożyć się na zniszczenie mechanizmu i wygenerować wielotysięczne koszty serwisowe. Oto rzeczy, których nie należy robić.
Obciążanie silnika w momencie, gdy nie osiągnie temperatury roboczej może nieść poważne i jednocześnie kosztowne konsekwencje nie tylko dla osprzętu. Podobnie sytuacja przedstawia się ze skrzynią biegów. Pamiętajmy, że tryby pracują w oleju. Do układu wchodzi kilka litrów. Ciecz potrzebuje czasu, by rozejść się po wszelkich zakamarków. Tym samym, bezpiecznie jest przez pierwszych kilkanaście minut jazdy delikatnie obchodzić się z akceleratorem. Pełne korzystanie z mocy motoru już od pierwszych metrów mocno obciąża także przekładnię automatyczną. Zimny olej nie zapewnia wymaganego smarowania. Dopiero po osiągnięciu optymalnej temperatury w pełni spełnia swoje zadanie.
Destrukcyjny wpływ na kondycję automatu mają także zjazdy ze wzniesień w trybie N. Ciśnienie oleju spada w takiej sytuacji do minimalnego poziomu. Niestety, obracające się koła wprawiają w ruch koła zębate w skrzyni, prowadząc do rozgrzania całej mechaniki i spadku efektywności smarowania z niskim ciśnieniem oleju. Większość nowoczesnych automatów daje możliwość ręcznej zmiany przełożeń, dzięki temu kierowca może wymusić hamowanie silnikiem w górskich warunkach, odciążając przy okazji układ hamulcowy.
W starszych przekładniach możemy wykorzystać ograniczenie do 2 lub 3 biegu – skrzynia ograniczy zakres swojej pracy, co pozwoli także oszczędzić tarcze i klocki w układzie hamulcowym. Ten sam system warto stosować podczas dojazdu do skrzyżowania. Widząc na horyzoncie czerwone światło, polecamy manualnie zbijać kolejne przełożenia, by powoli wytracać prędkość i doturlać się do skrzyżowania bez konieczności wciskania pedału hamulca. Korzyści odczujemy również pod dystrybutorem.
Na pozór użytkowanie auta z automatyczną skrzynią biegów jest banalnie proste. Dwa pedały obsługujące układ hamulcowy i potencjometr oraz wybierak trybów jazdy. Ot, wszystkie urządzenia dostępne dla kierowcy. Co ciekawe, wielu użytkowników zapomina jednak o elementarnej zasadzie obsługi automatu – tryby jazdy zmieniamy wyłącznie na postoju trzymając jednocześnie pedał hamulca. Wszystkie manewry parkingowe wymuszające kilkukrotną zmianę przełożeń musimy wykonywać dokładnie, za każdym razem całkowicie zatrzymując pojazd. Zmiana przełożenia z D na R podczas toczenia się pojazdu w krótkim czasie doprowadzi do uszkodzenia mechaniki.
Wiele nowoczesnych konstrukcji wyposażono w zabezpieczenia uniemożliwiające zmianę przełożeń w czasie przemieszczania się pojazdu – ucierpiałyby wówczas koła zębate. Niemniej, szkodliwym błędem ogromnej rzeszy kierowców jest notoryczne przełączanie skrzyni podczas stania w korku lub hamowania w tryb N. Przekładnia w czasie jazdy w trybie D utrzymuje odpowiednie ciśnienie oleju, gwarantujące odpowiednie smarowanie dla wszystkich elementów. Przesuwając wybierak w pozycję N ciśnienie oleju mocno spada, odpowiadając jedynie potrzebom pracy na postoju. Równie pozbawione sensu jest przełączanie skrzyni w tryb parkingowy stojąc na światłach. W przypadku nawet niewielkiego uderzenia w tył auta mamy gwarancję poważnych uszkodzeń skrzyni.
Przekładnie automatyczne są bardzo wrażliwe na jakiekolwiek przegrzania wynikające chociażby z holowania ciężkich przyczep. O ile większość dostępnych w Europie pojazdów dysponuje chłodnicami oleju zapewniającymi stabilne warunki pracy, o tyle za oceanem podobne wyposażenie mają zazwyczaj auta terenowe i pickupy. Kilkuset kilometrowa podróż z przyczepą może doprowadzić do niebezpiecznego przegrzania przekładni, po którym konieczny okaże się kompleksowy remont, a ten może wynieść nawet kilkanaście tysięcy złotych. Planując wykorzystywanie auta do podobnych zadań, warto dowiedzieć się, czy nasz egzemplarz wyposażony jest w seryjną bądź dodatkową chłodnicę oleju. Kolejny krok stanowi przegląd instrukcji obsługi. Każdy producent musi poinformować użytkownika o masie własnej przyczepy z lub bez hamulca najazdowego.
Jeszcze kilkanaście lat temu w instrukcjach obsługi większości producentów interwał wymiany oleju w automatycznej skrzyni biegów określany był konkretnym przebiegiem. Mimo, że pancerne przekładnie hydrokinetyczne potrafiły pokonać nawet kilkaset tysięcy kilometrów na oryginalnym środku smarnym. Obecnie, producenci przeważnie nie przewidują takiego zabiegu. Specjaliści zalecają jednak profilaktyczną wymianę smaru w skrzyni co 40-60 tysięcy kilometrów – w zależności od intensywności użytkowania. W ten sposób pozbędziemy się wszelkich zanieczyszczeń z wnętrza mechanizmu, zapewniając optymalne warunki smarne. Bagatelizowanie tej czynności serwisowej wycenianej na kilkaset złotych, może doprowadzić do pokaźnych kosztów związanych z regeneracją skrzyni, wynikającą z przyspieszonego zużycia. W zależności od skomplikowania układu, remont pochłonie od 5-6 do 20-25 tysięcy złotych. Najdroższe są skrzynie dwusprzęgłowe.
Zgubna dla trwałości skrzyni może okazać się również próba wydostania się ze śnieżnej zaspy lub grząskiego podłoża. Technika doskonale sprawdzająca się w przypadku przekładni manualnych – bujanie auta, może zniszczyć mechanikę automatu. Rozbujanie auta wymaga szybkiego przełączania trybów jazdy tak, aby auto nie zdążyło ponownie stanąć w miejscu. Niestety, bezpieczne dla przekładni automatycznej zmiany przełożeń wymagają dokładności i pełnego zatrzymania auta. Jedynym bezpiecznym sposobem jest wybór niskiego przełożenia i mozolna próba wydostania się z pułapki. W ostateczności musimy wezwać pomoc. Lepsze takie rozwiązanie, niż uszkodzenie mechanizmu i naprawa za kilka tysięcy złotych.
Stare skrzynie automatyczne cechowały się wyjątkową trwałością na trudy codziennej eksploatacji. Mechanizmy z przełomu lat 80. i 90. bez przeszkód pokonywały setki tysięcy kilometrów właściwie bez większej troski mechanika. Świetnym tego przykładem są Mercedesy czy Lexusy z taksówkarską przeszłością. Z uwagi na skomplikowanie i zaawansowanie technologiczne współczesnych przekładni, warto przestrzegać zaleceń mechaników, by wydłużyć działanie osprzętu i uniknąć tym samym kosztów sięgających w skrajnych przypadkach kilkunastu tysięcy złotych.
Otoczony troską serwisową hydrokinetyczny automat, z powodzeniem pokona 350-400 tysięcy kilometrów. Dwusprzęgłowe rozwiązania potrafią otrzeć się o 300 tysięcy km, a najniższą trwałość wykazują zautomatyzowane skrzynie manualne. Tych lepiej się wystrzegać. Dobre noty zbierają natomiast bezstopniowe przekładnie planetarne stosowane głównie w japońskich autach. W przyrodzie zanotowano wiele przypadków z kilometrażem rzędu pół miliona kilometrów. To dotyczy jednak wozów traktowanych delikatnie.