Jak kupować samochody używane? Przeczytaj, by nie nadziać się na tzw. minę

Co roku do Polski trafia około miliona samochodów używanych. Szeroki strumień aut z importowanych z Zachodu zdaje się nie mieć końca. Mimo ogromnej podaży, niełatwo znaleźć zadbany egzemplarz. Podpowiadamy, jak kupować samochody używane?

Średnia wieku samochodów wjeżdżających zazwyczaj na lawetach do Polski przekracza 11 lat, a w większości ogłoszeń dominują "wychuchane i pozbawione wad" egzemplarze. Tymczasem, zadbane auta w Niemczech, Francji, Belgii, czy Holandii kosztują zdecydowanie więcej niż nad Wisłą. A rozbudowana sieć autostrad w krajach rozwiniętych, sprzyja budowaniu dużych przebiegów.

By nie rozczarować się podczas zakupu używanego samochodu, warto wnikliwie przyjrzeć się zdjęciom dołączonym do oferty sprzedaży. Wbrew pozorom, nawet te dobrze przygotowane, mogą zdradzić wiele na temat kondycji pojazdu.

Zobacz wideo

Jak kupować samochody używane? Zwróć uwagę na detale nadwozia

Pod zaślepką w przednim zderzaku kryje się gwint mocujący ucho holownicze. W samochodach, które nie doświadczyły transportu na lawecie lub holowania, ten element powinien się świetnie trzymać. Po latach się zapieka i zdjęcie zabezpieczenia bywa problematyczne. Co innego, jeśli użytkownik często z niego korzysta. Plastik się wyrabia i w większości przypadków po prostu odpada.

Tym samym brak zaślepki w zderzaku może wskazywać na wysoką awaryjność danego egzemplarza lub wypadkowość i częste korzystanie z usług holownika. Warto to wyjaśnić ze sprzedawcą. Wytłumaczenie może być jednak o wiele prostsze. Auta sprowadzane do Polski są mocowane na lawetach między innymi przy użyciu haka holowniczego wkręcanego w gwint ukryty za przednim zderzakiem. Tego typu transport może być przyczyną wyłamania zaślepki.

Zdjęcia obrazujące poszycia karoserii mogą zdradzić historię napraw blacharskich. Rzadko się zdarza, by różnice w wielkości szczelin, czy zachodzenia na siebie poszczególnych elementów, wynikały z błędów w produkcji konkretnego modelu samochodu. Takie przypadki notuje się niemal wyłącznie w autach zza wschodniej granicy, gdzie normy jakościowe pozostawiają wiele do życzenia, zwłaszcza wśród modeli sprzed dwóch, trzech dekad. Delikatnie podniesiona maska lub przesunięty o kilka milimetrów klosz lampy może wskazywać na pozostałości po stłuczce parkingowej.

Jeżeli sprzedawca jest to w stanie udokumentować stosownym oświadczeniem lub materiałem zdjęciowym, można temat zbagatelizować. Gorzej, jeżeli zaczyna mylić się w zeznaniach, a elementy karoserii wskazują na poważniejszą przeszłość wypadkową.

Wszelkie nierówne szczeliny, przesunięcia zderzaków, reflektorów, czy błotników świadczą o wykonanej niskim kosztem naprawie. Usunięcie niedoskonałości w przyszłości będzie się wiązać ze sporymi kosztami (ponowne spasowanie, malowanie). Kolejny problem może stanowić kiełkująca rdza. O ile jej ogniska są stosunkowo nieduże, da się je dość prosto usunąć. Gorzej, jeśli zaczyna szturmować metalowe poszycie. W 15-20-letnich pojazdach walka z zaawansowaną korozją może być po prostu nieopłacalna i przewyższać wartość maszyny.

Jak kupować samochody używane? Zaopatrz się w miernik i zaprzyjaźnionego eksperta

Jeśli ogłoszenie jest na tyle ciekawe, że warto wybrać się na oględziny, należy wziąć ze sobą kilka rzeczy. Podstawową stanowi miernik lakieru. Niezłej klasy urządzenie kosztuje około 100 złotych i pozwoli wykryć na metalowych elementach poszycia karoserii ingerencje blacharsko-lakiernicze.

W tym miejscu należy zdawać sobie sprawę, że fabryczne normy dopuszczają zazwyczaj około 80-160 µm. Fabryczna pokrywa powinna mieć zbliżoną grubość. Odstępstwa na jednym elemencie nie powinny przekraczać kilku procent. Jeśli elektroniczny pomiar wskaże wysokie wartości rzędu 300-500 µm należy domniemywać, że w tych miejscach doszło do ingerencji fachowca. W razie niedbałej naprawy, już po kilku miesiącach lakier zacznie się łuszczyć, a szpachla pękać.

To oznacza niemałe koszty. Wymiana błotnika, nadkola lub drzwi wiąże się z wydatkiem w wysokości przynajmniej kilkuset złotych. Malowanie pod kolor auta jednego elementu to wydatek na poziomie 300-500 złotych.

Kolejnym punktem w niezbędniku kupującego powinna być tektura, na której można swobodnie położyć się pod autem. Dlaczego? Nie dysponując podnośnikiem, trudno ocenić na parkingu stan podwozia.

Ewentualne rdzawe wykwity na elementach konstrukcyjnych w większości przypadków dyskwalifikują dany pojazd. Są nie tylko nieestetyczne, lecz również poważnie zagrażają życiu i bezpieczeństwu pasażerów. Oglądając podwozie można też dostrzec niedoskonałości niewidoczne z zewnątrz. To wszelkie pourywane zaczepy, brak osłony pod jednostką napędową, a także wycieki.

Należy też zajrzeć pod maskę. O ile z wierzchu silnik może błyszczeć i pachnieć środkami myjącymi, o tyle trudno ukryć nieszczelności od strony podwozia.

Ewentualne wycieki z układu chłodniczego, okolic miski olejowej, hamulców lub innych, kluczowych dla pracy maszynerii miejsc, zwiastują kosztowne kłopoty i są podstawą do mocnej negocjacji ceny.

Naturalnie eksploatowany i nieprzygotowywany do sprzedaży silnik będzie zakurzony i mało estetyczny. Dodatkowy problem stanowi rdza. O ile niewielki nalot zdarza się już w autach kilkuletnich, o tyle znaczne nagromadzenie rdzawego kłopotu może wskazywać na popowodziową przeszłość lub wielomiesięczny postój bez maski pod „chmurką”.

Na oględziny warto też zabrać zaprzyjaźnioną osobę mające chociaż ogólne pojęcie o sprawach mechanicznych. Spojrzy chłodnym okiem na samochód i pozwoli ostudzić emocje. Doradzi, wesprze dobrym słowem i ułatwi podjęcie odpowiedniej decyzji.

Jak kupować samochody używane? Nie daj się zwieść pachnącej i lśniącej tapicerce

Jeśli na zewnątrz samochód nie budzi większych zastrzeżeń, przechodzimy do wnętrza. Tutaj sprzedawcy mają ogromne pole do popisu. W autach z przebiegami rzędu 300-400 tysięcy kilometrów, rzadko kiedy fabryczne materiały wytrzymują próbę czasu i intensywnej eksploatacji. W związku z tym, handlarze imają się rozmaitych sposobów, by odświeżyć przedział pasażerski i zatuszować zmęczenie tworzyw sztucznych.

Na rynku wtórnym nietrudno znaleźć elementy wnętrza w bardzo dobrym stanie. Za kilkaset złotych można kupić niezniszczoną tapicerkę, a za kolejnych kilkadziesiąt złotych brakujące komponenty z tworzywa.

Handlarze samochodów korzystają też z usług specjalistów, którzy czyszczą i nabłyszczają plastiki w przedziale pasażerskim, co w rezultacie przynosi efekt świeżości. Skórzane poszycie foteli łatwo zregenerować poprzez malowanie, usuwanie plam i wszywanie łat. Doświadczony fachowiec nie pozostawi śladu. Gdzie zatem w droższych pojazdach szukać prób tuszowania przebiegu?
Przekładanie tapicerki, boczków drzwiowych lub elementów kokpitu, zawsze wiąże się z ryzykiem urwania zaczepu lub trudności z dobraniem odpowiedniego koloru.

Uwagę kupującego powinny też zwracać jakiekolwiek deformacje na styku poszczególnych paneli wykonanych z tworzywa, a także zbyt duże szpary między nimi. Wykonywana w pośpiechu kosmetyka może również pozostawić ślady w postaci zalegającej pasty lub pozostałości specyfików pielęgnujących.

Jeśli kupujący chce mieć pewność odnośnie przeszłości pojazdu, może skorzystać z numeru VIN. Na jego podstawie można odczytać pełną specyfikację danego egzemplarza i porównać ją ze stanem faktycznym. Różnice w kolorach i dodatkach podnoszących komfort świadczą o przekładaniu poszczególnych elementów z innych samochodów. Warto wiedzieć, że niektóre premium (między innymi BMW i Mercedes) udostępniają informacje odnośnie modeli wyprodukowanych nawet pod koniec lat 80.

Samochody używane na gaz

Oddzielny temat stanowią samochody używane zasilane gazem. Warto sobie uzmysłowić, że nikt nie montuje instalacji gazowej bez powodu. Użytkownik liczy przecież każdą wydawaną złotówkę.

W takich okolicznościach nie powinny nas dziwić liczne nieprzemyślane oszczędności na bieżącym serwisie mechanicznym samochodu. Kierowcy czasem stawiają na tanie części zamienne mizernej jakości, co tylko przekłada się na degradację ogólnej kondycji pojazdu. Chociażby z tej przyczyny wnikliwie sprawdźmy stan techniczny samochodu, wychwytując wszystkie oznaki nadmiernego oszczędzania.

Po latach intensywnej eksploatacji, normalnemu zużyciu podlegają kluczowe podzespoły instalacji gazowej, z reduktorem i wtryskiwaczami na czele. W zależności od intensywności użytkowania i regularności serwisowania, wytrzymują około 100-150 tysięcy kilometrów.

Po tym przebiegu powyższe elementy zdradzają już pewne oznaki zużycia - nierówna praca na wolnych obrotach, czy wyraźny spadek mocy silnika. To wszystko zwiastuje kres wytrzymałości reduktora i wtryskiwaczy. Nowy reduktor dostaniemy za około 200-300 złotych, zaś wtryskiwacze od 200 do 1000 złotych.

Ważny element instalacji stanowi też butla gazowa. Ma homologację na 10 lat. Po tym czasie, użytkownik ma do wyboru dwa rozwiązania - udać się na badanie legalizacyjne kosztujące 150-300 złotych (przedłuża okres przydatności butli o 2-3 lata) lub wymienić butlę na nową za około 600 złotych. Pamiętajmy, bez ważnej legalizacji tego elementu, nasze auto nie przejdzie pozytywnie przeglądu technicznego.

Warto też w specjalistycznym serwisie sprawdzić luzy zaworowe, zwłaszcza w samochodach z silnikami bez hydraulicznej kompensacji, a także stan przewodów odpowiedzialnych za doprowadzanie LPG. Po latach parcieją i pękają, powodując wycieki gazu i cieczy chłodzącej. Nadmierny ubytek chłodziwa skończyć może się nawet przegrzaniem silnika w czasie jazdy. Komplet przewodów pochłonie kilkadziesiąt złotych. To samo tyczy się filtrów.

Niemniej, nie trzeba od razu skreślać auta z LPG. Jeśli instalacja została zbudowana na markowych i dobrze ze sobą współgrających podzespołach oraz była sumiennie i regularnie serwisowana, z powodzeniem posłuży przez dłuższy czas. Potwierdzeniem tych słów powinny być faktury na montaż i warsztatową, cykliczną opiekę. Jeśli takimi rachunkami sprzedawca nie dysponuje, a auto szarpie, przerywa lub wykazuje niedobory mocy, można sobie dać spokój z dalszymi oględzinami.

Jak kupować samochody używane? Sprawdź książkę serwisową

Kolejny etap oględzin samochodu powinien dotyczyć dokumentacji papierowej. Książka serwisowa, z odpowiednimi adnotacjami odnośnie poszczególnych przeglądów i napraw ma być zazwyczaj potwierdzeniem zapewnień sprzedawcy dotyczących dobrej kondycji pojazdu.

Tymczasem, zamówienie fabrycznie nowej książki w internecie jest dziecinnie proste. Wystarczy wydać kilkadziesiąt złotych, aby spreparować historię serwisową auta. W autach pochodzących zza granicy, trudno o weryfikację zapisanych w książce informacji. Zwłaszcza w przypadku wydarzeń sprzed okresu, od którego obowiązuje elektroniczne rejestrowanie przeglądów i zapisywanie przebiegu (przy przeglądach technicznych) w ogólnodostępnej bazie danych.

Podejrzenia względem autentyczności książki serwisowej powinien wzbudzić ten sam charakter pisma przy każdym stemplu diagnosty, identyczny kolor używanego długopisu oraz równomierne blaknięcie wszystkich wpisów.

W razie wątpliwości stwierdzonych po lekturze książki serwisowej, warto skontaktować się z ASO celem weryfikacji informacji. Jeżeli auto pochodzi z Niemiec, Belgii, czy Holandii, można pokusić się o telefon do serwisu widniejącego na pieczątce przy adnotacji dotyczącej przeprowadzonych czynności serwisowych. Zachodni sąsiedzi zazwyczaj bez oporów udzielają informacji na temat przeszłości danego egzemplarza pojazdu.

Z pomocą przychodzi też internet i rządowa strona www.historiapojazdu.gov.pl. Ostrożnie natomiast należy podchodzić do wszelkich aplikacji kuszących dokładną weryfikacją każdego auta. Często są to próby wyłudzenia kilkudziesięciu złotych, a jeśli klient otrzyma jednak jakieś informacje, to będą one szczątkowe i zazwyczaj nieprecyzyjne.

Jak kupować samochody używane? Zrób jazdę próbną

Jeśli zaparkowane auto spełnia wszystkie nasze oczekiwania, należy bez dwóch zdań udać się na jazdę próbną. Wtedy uda się sprawdzić wydajność klimatyzacji, wszelkich udogodnień elektronicznych, a przede wszystkim pracy silnika i zawieszenia. Jakiekolwiek nieprawidłowości powinny wzbudzić niepokój i prośbę o wyjaśnienie.

W samochodach z segmentu B i C, usterki układu jezdnego da się wyeliminować stosunkowo niedużym kosztem. Gorzej, jeśli mamy do czynienia z pojazdami z pneumatyką lub wieloma elementami wykonanymi z aluminium. Wtedy na naprawę trzeba przeznaczyć od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.

Może się jednak okazać, że za nieprzyjemne odgłosy odpowiadają zużyte komponenty gumowo-metalowe, których wymiana kosztuje kilkadziesiąt zł. To nie zmienia faktu, że półmetkiem jazdy próbnej powinien być warsztat lub stacja diagnostyczna. Wstępne badanie wykrywające szereg defektów kosztuje od 150 do 250 złotych. Warto ponieść ten koszt, by przekonać się o faktycznej kondycji podzespołów mechanicznych i uzyskać kolejną kartę przetargową w negocjacjach ceny.

Kupujemy używane auto bez emocji

Nie warto nadmiernie emocjonować się kupowaniem używanego samochodu. Pośpiech i euforia ograniczy racjonalne podejście do sprawy i możliwość wychwycenia niedoskonałości. Tym bardziej, że na rynku wtórnym znajdziemy tysiące ofert rozmaitych pojazdów.

Może się też okazać, że akurat któryś z naszych znajomych sprzedaje interesujący samochód. To jedno z lepszych i bardziej wiarygodnych źródeł. Praktyka pokazuje też, że najlepiej poszukiwać upragnionego modelu w promieniu 100-150 kilometrów od miejsca pobytu.

To pozwoli ograniczyć wydatki na paliwo i czas na podróż. Pamiętajmy również, by oględzin używanego auta dokonywać za dnia. Wówczas dostrzeżemy znacznie więcej mankamentów.

Więcej o: