Mini Morris - opinie Moto.pl

Ponad czterdzieści lat w produkcji, w wielu fabrykach w różnych krajach. Mini Morris to bez dwóch zdań legenda. Ale czy auto nadaje się do codziennej eksploatacji po polskich drogach?

Metryczka

W drugiej połowie lat 50. Alec Issigonis, konstruktor British Motor Corporation, rozpoczął prace nad prototypem ADO 15. Auto miało być niewielkie, w miarę wygodne i tanie. Zaprezentowany w sierpniu 1959 roku Austin z miejsca podbił serca Brytyjczyków (a był przy okazji jednym z tańszych aut w Wielkiej Brytanii), a następnie cały świat. Bardzo pomogły w tym sukcesy sportowe Mini Cooperów (auta specjalnie podrasowane przez Johna Coopera) - m.in. na rajdzie Monte Carlo w połowie lat 60.

Konstrukcja okazała się tak doskonała, że z biegiem lat dokonywano zaledwie kosmetycznych zmian w wyglądzie auta. Mini sprzedawano z silnikami 848, 998, 1098 i 1075 ccm.

Eksploatacja

By jeździć Mini Morrisem, trzeba go pokochać. Nie jest to szczególnie trudne, wystarczy raz na niego popatrzeć, raz do niego wsiąść, raz poczuć ten niezwykły zapach zabytkowego pojazdu, słodką nutę spalin, benzyny. Osoby wrażliwe na piękno błyskawicznie docenią nie tylko nieśmiertelną linię nadwozia, ale także wspaniałe, niespotykane w innych autach wnętrze. Klameczki, wskaźniki, lusterka, nawet korbka do opuszczania szyby - na każdy detal auta możemy się patrzeć godzinami. Wszelkie wątpliwości powinien rozwiać dźwięk silnika (najlepiej z lekko zmodyfikowanym układem wydechowym) i łatwość, z jaką te - niewielkie przecież - silniczki wchodzą na wysokie obroty.

W Mini jest naprawdę dużo miejsca - oczywiście pod warunkiem że nie oglądamy się na współczesne konstrukcje. Pozycja za kierownicą jest wygodna. Osoby o wzroście powyżej 180 cm będą na początku ze zdziwieniem patrzeć na kierownicę między kolanami, ale tak naprawdę w niczym to nie przeszkadza. A na pewno nie w czerpaniu przyjemności z każdego przejechanego metra, bo nie można nie wspomnieć o doskonałym układzie kierowniczym i zawieszeniu. W niewielu autach można się poczuć tak blisko związanym z maszyną - chyba tylko motocykliści mają podobne odczucia

Trochę techniki:

Mini nadaje się do codziennej eksploatacji, jednak tylko wtedy, gdy nie przemierzamy tysięcy kilometrów miesięcznie. Silnik i skrzynia biegów pracują na jednym oleju i jeśli wymieniamy go często (co 8 tys. km), przedłużamy ich żywotność - zadbane egzemplarze potrafią zrobić nawet ponad 180 tys. km bez remontu. Kolejna ważna rzecz, o której musimy pamiętać, decydując się na klasyczne Mini, to punkty smarowania zawieszenia, niespotykane we współczesnych konstrukcjach. I układ kierowniczy, w którym niewielki luz może doprowadzić do sytuacji, że kierownica będzie się obracać, a koła nie będą skręcać. Oby podczas parkowania, a nie wyprzedzania

Chyba nieco lepiej sprawdzają się egzemplarze na kołach 12-calowych, z hamulcami tarczowymi z przodu. W razie jakichkolwiek problemów można liczyć na życzliwość klubowiczów ( www.mini.org.pl - pozdrawiamy).

Nasze typy:

Czy chcemy Mini? Oczywiście!!! Najchętniej z końca produkcji, z silnikiem 1275 z jednopunktowym wtryskiem paliwa (prawie 65 KM). Chociaż oryginalny Mini Cooper z lat 60. kusi chyba jeszcze bardziej...

Czy wiesz że

Początkowo Mini miał być sprzedawany pod nazwą Austin Seven, jednak protesty dilerów Morrisa spowodowały, że auta różniące się tylko znaczkami sprzedawano także jako Morris Mini Minor. Od 1965 roku produkowano je także we włoskich zakładach Innocenti i, co ciekawe, to Włosi jako pierwsi postanowili zbudować następcę - w 1975 roku powstał Innocenti Mini, z nadwoziem zaprojektowanym przez Bertone. Na szczęście nie zaprzestano produkcji klasycznej wersji...

Ceny modelu sprawdzisz tutaj .

Od redakcji:

Balkan ma chyba słabość do brytyjskich klasyków - w przeciwnym razie napisałby coś takiego:

"Auto wygląda ciekawie, ale chyba na tym kończą się jego zalety. Wnętrze po kilkudziesięciu latach eksploatacji - z całym szacunkiem - ale śmierdzi trochę mokrym psem, do tego ten zapach benzyny, nie do wyeliminowania w silniku gaźnikowym. Podczas jazdy przeszkadza brak wspomagania i łatwość, z jaką Mini wpada w dziury. Przynajmniej nie jest zbyt głośno, ale tylko dlatego, że kolanami zasłaniamy uszy. Ciekawe auto, ale raczej jako muzealny eksponat"

Jacek Balkan

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.