Subaru Impreza 2.0 R Sport - test | Za kierownicą

Koncern Fuji Heavy Industries LTD. najwyraźniej lubi przyprawiać fanów aut spod znaku plejad o lekki zawał serca. Tym razem opakował swój kultowy model w całkiem współczesne, ale anonimowe, niewyróżniające się niczym nadwozie

Czy to jakiś nowy Lanos? - rzucił zza pleców Lemski, gdy nachyleni nad monitorami ocenialiśmy bryłę nowej Imprezy. Cóż, na zdjęciach wygląda tak sobie: przód w stylu Chevroleta Lacetti, nieco przestylizowane tylne światła i pozbawiona zęba stylistyka - nie jest dobrze. By zobaczyć je na żywo, no i przetestować, wybrałem się do Pragi. I co? Wygląda lepiej. Szczególnie w wersji 2,0 R Sport w opatentowanym i jedynym słusznym dla Imprezy kolorze WR blue mica z dodatkowymi spoilerami, 17-calowymi obręczami i dyfuzorem w zderzaku. Niewątpliwie jednak poprzednik był dużo bardziej charakterystyczny. Już wiadomo, że w Europie nie będzie sprzedawana Impreza wwersji sedan (oferowana np. w Stanach). A więc tylko hatchback. I może kombi. A co pod maską? Na razie albo silnik 1,5 107 KM, albo 2,0 150 KM. Oba benzynowe typu boxer, oba bez turbosprężarki. Ale spokojnie - 150-konny turbodiesel pojawi się w przyszłym roku, a 230-konny WRX jest już prawie gotów. Ponieważ tytuł zobowiązuje, biorę mocniejszą, 150-konną wersję Sport z 5-biegową skrzynią mechaniczną (jest też 4-biegowy automat, nie polecam - do setki rozpędza się o 2 s dłużej).

Pierwsze wrażenia? Kubełkowe fotele są świetne, mógłbym mieć takie w domu. Deska rozdzielcza nie zachwyca linią i miękkością materiałów, ale wykonanie stoi na przyzwoitym poziomie. Podszybie jest twarde, aluminium plastikowe, ale przynajmniej nic nie trzeszczy. Obok dźwigni zmiany biegów dostrzegam reduktor przydatny w terenie lub podczas holowania przyczepy. Dzięki niemu Impreza jest jedynym oferowanym obecnie dziesięciobiegowym kompaktem. Co dalej? W kieszeniach drzwi mieści się prawie litrowa butelka, w schowku przed pasażerem 12 płyt CD. W ogóle sporo się tu mieści. Wnętrze urosło - szerokość zwiększyła się o 4,5 cm, rozstaw osi prawie o 10. Efekt? Nie opanowałem jeszcze sztuki bilokacji (pracuję nad tym), ale zapewniam, że siedząc wygodnie z przodu, mógłbym równie komfortowo usiąść z tyłu. Miejsca w drugim rzędzie jest pod dostatkiem i na głowy, i na nogi. Ale nie ma nic za darmo. Skrócenie nadwozia o 5 cm przy jednoczesnym przesunięciu tylnej osi do krawędzi auta ograniczyło pojemność bagażnika do skromnych 301 litrów (538 ze złożonymi siedzeniami).

Rozpoczynam procedurę startową - obniżam fotel, ustawiam trójramienną kierownicę (regulacja w dwóch płaszczyznach, choć na wysokość w zbyt małym zakresie), duże lusterka są w odpowiedniej pozycji, pas zapięty. Przekręcam kluczyk i czerwone wskazówki zegarów wędrują na koniec skali i wracają. W drogę!

Dyfuzor w zderzaku plus wielkie koła w testowym aucie wypaczyły mi nieco obraz rzeczywistości. To dlatego mam wrażenie, że Imprezie nieco brakuje mocy. - Ale nie jest tak źle - myślę, przypominając sobie o istnieniu 107-konnej wersji. Setka "pęka" tu w mniej niż 10 s, a prędkość maksymalna to prawie 200 km/h. Choć przy wyższych obrotach silnik zaczyna dawać po uszach, najbardziej przeszkadza mi nie natężenie dźwięku, lecz brzmienie - brak tego charakterystycznego bulgotu silników przeciwsobnych.

Układ kierowniczy chodzi lekko, ale angażuje i zachęca do ofensywnej jazdy. Podobnie jest ze skrzynią biegów - pracuje dużo lżej i przyjemniej niż w poprzedniej Imprezie. Doceniam to tym bardziej, że organizatorzy wybrali trasę krętą iwąską. Nie brak tu górek i odcinków o tragicznej wręcz nawierzchni. W dodatku zaczyna padać. Ale nawet w takich warunkach Imprezą kieruje się z uśmiechem na twarzy. Jest pewna i przewidywalna. Wręcz żałuję, że tak trudno zbliżyć się nią do granicy utraty przyczepności. Nadwozie mogłoby się nieco mniej przechylać, ale na szczęście kubeł trzyma mnie jak imadło. Niewielka kierownica pozwalała na szybkie i zdecydowane manewry (zmieniono przełożenie na bardziej bezpośrednie), a świetne zestopniowanie skrzyni (nieznacznie wydłużono biegi od dwójki w górę) pozwala wykorzystać potencjał silnika. Podobnie jak nisko umieszczony środek ciężkości (w nowej Imprezie powędrował jeszcze o centymetr niżej), no i - rzecz jasna - napęd na cztery koła. Wyjściowo moc (obniżona o 10 KM względem poprzednika) przenoszona jest w proporcji 50:50 (w wersjach z automatem 40:60 na korzyść przodu), a o ilości momentu obrotowego (jest go o 10 Nm więcej niż dotąd) trafiającego do poszczególnych kół decyduje ich przyczepność. Nie będę wnikał w szczegóły i skomplikowane terminy. Powiem tylko, że to wszystko działa perfekcyjnie. Impreza wgryza się w asfalt i nie daje za wygraną nawet wówczas, gdy ją brutalnie traktujemy.

Na koniec znajduję odcinek szutrowej, krętej drogi. Udaje mi się wzniecić sporo kurzu, wyjść z zakrętu niemalże bokiem i nadużyć hamulca ręcznego. Teraz więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że kompaktowe Subaru ma jednak w sobie szczyptę sportu. Ale by zatracić się za jego kierownicą tak jak czterech niemieckich naukowców w rewelacyjnej reklamie Imprezy (pędzą nią po torze w rytm "Rock me Amadeus" austriackiej gwiazdy lat 80. Falco), musiałbym mieć pod maską znacznie większy silnik. Nie oszukujmy się, gdyby nie mocarne WRX i STi Impreza wzbudzałaby tylko nieco cieplejsze emocje niż, powiedzmy, Daihatsu Charade. Hasło, które pojawia się na końcu reklamy "The Japanese Car The Germans Wish They'd Made" - japońskie auto, które Niemcy chcieliby zbudować - nikomu nie przyszłoby do głowy w 107-konnej odmianie, rozpędzającej się do setki w prawie 14 s. Dlatego z niecierpliwością czekam na flagowe wersje, które w swym najnowszym wcieleniu zyskają lepsze, obdarzone znacznie mocniejszym "dołem" silniki. Dopiero wtedy będzie można ocenić, czy nowa Impreza stanie się równie kultowym autem, co jej poprzedniczki.

Subaru Impreza 2.0 R Sport - kompendium

Ceny według kursu 1 euro - 3,795 zł (z dnia 11 września 2007)

GAZ

Stały napęd na cztery koła, reduktor dublujący liczbę biegów, wysoka jakość montażu, rajdowe DNA, wysoki poziom bezpieczeństwa

HAMULEC

Anonimowy wygląd, twarde tworzywa, smutne wnętrze, wysokie spalanie, niewielki bagażnik, słabe osiągi silnika 1.5, kierownica nieco przesunięta względem osi fotela

SUMMA SUMMARUM

Poprawiono skrzynie biegów i układ kierowniczy (dwie najsłabsze strony poprzedniej Imprezy), zlikwidowano archaiczne długie zwisy, wydłużono rozstaw osi, poszerzono wnętrze, obniżono Cx, polepszono charakterystykę silników. Słowem, zrobiono dużo dobrego. Ale też chyba nadmiernie upodobniono to auto do konkurencji. Dotąd Imprezy można było poznać na kilometr - stylistycznie opóźnione o dobre 15 lat (podobne proporcje nadwozia miało... FSO 1500) wyróżniały się z morza innych aut. Wielkie spojlery i mocne przetłoczenia też nie pozwalały zginąć im w tłumie. Dziś pozostał z tego głównie jaskrawy lakier, a fani marki muszą upewniać się, czy aby nie kryje się pod nim Kia lub Hyundai. Impreza nigdy nie wyglądała tak nowocześnie, ale też tak grzecznie i anonimowo. Ponoć ma to przysporzyć jej klientów unikających ekstrawagancji i ostentacji. Historia uczy, że niezależnie od tego, jak kontrowersyjne byłoby nadwozie Imprezy, zawsze kryje się pod nim bezdyskusyjnie bezbłędna mechanika.

Więcej o:
Copyright © Agora SA