Mitsubishi Lancer 1.8 Sportback - test | Za kierownicą

Jego zadziorne spojrzenie krótko pozostawia obojętnym. Dodajmy do tego legendarną japońską niezawodność i atrakcyjną cenę, a przepis na sukces mamy gwarantowany. Czy reszta wypada równie dobrze, skoro Lancer tak łatwo znajduje klientów?

Ubiegły rok upłynął w polskim oddziale Mitsubishi pod znakiem Lancera. Odkąd jesienią 2008 r. do sedana dołączył 5-drzwiowy wariant Sportback, sprzedaż modelu wzrosła ponad 2-krotnie. W 2009 r. z polskich salonów wyjechały 3732 egzemplarze, w tym 2182 sztuki Sportbacka. Jeszcze przed końcem roku, w październiku, Lancer zyskał tytuł najchętniej kupowanego japońskiego kompaktu w Polsce.

Skąd ten sukces? Bez wątpienia Mitsubishi pomaga japoński rodowód, którym nie mogą pochwalić się niektórzy konkurenci z własnego podwórka. Mimo że nastała epoka globalizacji, a niemal wszyscy producenci zaliczają jakościowe wpadki, metka "made in Japan" wciąż budzi u klientów zaufanie. Nie bez znaczenia jest też polityka cenowa importera. Dzięki regularnym rabatom Lancera 1.8 z klimatyzacją i radiem CD/mp3 można dziś kupić za niespełna 55 tys. zł.

Jest jednak coś jeszcze. Coś, co sprawia, że każdy Lancer wygląda trochę jak cywilizowana rajdówka. Japończycy odcięli kupony od wersji Evolution, zaszczepiając jej geny "zwyczajnym" odmianom. W przeciwieństwie do grzeczniejszego sedana, grill Sportbacka nie jest przedzielony lakierowanym pasem i z daleka zdaje się grozić palcem innym uczestnikom dróg. 18-calowe koła i spore skrzydło nad tylną szybą tylko dopełniają dzieła.

Dzięki profilowanej osłonie pod korkiem wlewu paliwa, właścicielowi Lancera nie grozi zachlapanie błotnika benzyną.

Niestety, ten blask gaśnie po zajęciu miejsca w kabinie. O ile na przestronność nie można narzekać, o tyle wykończenie wnętrza reprezentuje poziom niższy od niejednego europejskiego auta klasy B. Morze czarnego, twardego plastiku pokrywa bezpłciową deskę rozdzielczą i boczki drzwi. Niczym ubogi krewny, Mitsubishi nie może poszczycić się dwupłaszczyznową regulacją kolumny kierownicy, zbyt obszernymi fotelami czy automatycznym domykaniem elektrycznych szyb w drzwiach pasażerów. Bagażnik mieści przeciętne 344 l - tyle co Mazda 3 i Volkswagen Golf, ale o 60 l mniej od Renault Megane czy Fiata Bravo. Mniej wybrednych pocieszą czytelne zegary, poprawna ergonomia i solidny montaż. Możliwościami zadziwia audio Rockford Fosgate, czyniąc z wnętrza Lancera małą salę koncertową.

Kierowcy przyda się dawka energii wypalona na krążku, bo na drodze nie ma co liczyć na zdolności godne Evo. Łagodnie zestrojone zawieszenie nie boi się dziurawych dróg, choć bardziej dotkliwe potyczki przekazuje pasażerom w postaci cichych łupnięć. Sprzymierzeńcem Mitsubishi nie są natomiast kręte odcinki. Dlaczego? O ile zapas stabilności jest wystarczający, o tyle układ kierowniczy okazuje się mało rozmowny i na polecenia reaguje z chwilą zastanowienia. Sytuacji nie poprawiają przeciętne hamulce.

A co ze 143-konnym benzyniakiem? Nie poraża osiągami, ale polubi go każdy, kto chce czasami poczuć zew wysokich obrotów. Motor przyjemnie mruczy, a im bliżej czerwonego pola, tym więcej ikry. Lancer nie obrazi się, jeśli podczas wyprzedzania kierowca sięgnie do zgrabnej dźwigni biegów i wrzuci "trójkę". Sięgać będzie chętnie, bo skrzynia pracuje posłusznie i z delikatnym oporem. Niestety, ma tylko pięć biegów. Szósty z pewnością przyniósłby nieco ukojenia uszom pasażerów. Jeszcze jakieś wady? Jedna, ale poważna. Poganiane Mitsubishi nie ma litości dla portfela. Przy delikatnym traktowaniu zużywa 7 l/100 km. Za miastem łatwo zahaczyć o 10 l/100 km, natomiast w korkach apetyt rośnie do ponad 13 l/100 km.

W listopadowej ofercie Mitsubishi za topowego Lancera 1.8 Instyle ze skórzaną tapicerką, biksenonami i systemem bezkluczykowym trzeba zapłacić 76,9 tys. zł (rok modelowy 2010) lub 87,3 zł (rok modelowy 2011). Porównywalny Auris Prestige z nieco słabszym, 132-konnym motorem o pojemności 1,6 litra to wydatek 77 tys. zł, a Honda Civic Executive 1.8 (140 KM) - 76,8 tys. zł. Najmocniejsza w japońskim towarzystwie Mazda3 2.0 i-stop (150 KM) w topowej wersji Sport kusi przyzwoitym wyposażeniem, ale i najwięcej kosztuje - 90,4 tys. zł. Konkurencja ze Starego Kontynentu stawia na mniejsze, turbodoładowane silniki. Astrą 1.4T (140 KM) Cosmo wyjedziemy z salonu za 77 tys. zł, a Megane 1.4 TCe (130 KM) - za 73 tys. zł (66 tys. zł po rabacie). W europejskich autach na liście seryjnego wyposażenia nie uświadczymy jednak ksenonowych reflektorów.

GAZ Zadziorna stylizacja, zadowalająca przestronność kabiny, dobra jakość montażu, niezły komfort jazdy, precyzyjna skrzynia biegów, niskie ceny podstawowych wersji

HAMULEC Tandetne materiały wykończeniowe, przeciętna precyzja prowadzenia, paliwożerny i niezbyt dynamiczny silnik

SUMMA SUMMARUM Pod wieloma względami Lancer plasuje się w klasowym ogonie, ale braki skutecznie nadrabia agresywnym wyrazem twarzy i niską ceną. Niestety, w przypadku 1,8-litrowego benzyniaka oszczędności szybko rozpłyną się z uwagi na duże pragnienie. Kierowców o spokojnej naturze zadowoli nowy motor o pojemności 1,6 litra, a prawdziwym talentem - dynamicznym i oszczędnym - jest nowy, 150-konny turbodiesel ze zmiennymi fazami rozrządu. Najpierw Mitsubishi musi jednak poprawić wnętrze. W ASX-ie jest już znacznie lepiej, czas na Lancera.

Kompendium | Mitsubishi Lancer 1.8 Sportback Instyle

Mitsubishi i-MIEV - pierwsza jazda

Czy powinniśmy bać się aut elektrycznych? - WIĘCEJ

Mitsubishi Lancer - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA