- Jestem piękna, wiem - zdaje się szeptać Mazda 6 przy każdym chwyceniu za klamkę. Mój wzrok biegnie od łezkowatych reflektorów, obejmuje napompowane błotniki i kończy gdzieś w okolicach talii, podkreślonej przez szerokie lampy. Zapytajcie któregokolwiek właściciela "szóstki", dlaczego właśnie ona. - Niezawodna? Nie tylko. Po prostu mi się podoba.
W tych drapieżnych, smukłych rysach odbija się jednak coś więcej niż echa Dalekiego Wschodu. Japończycy porzucili udział w wyścigu na rozstawy osi i postawili na proporcje. "Szóstka" wygląda atrakcyjnie nawet bez Photoshopa, 19-calowych obręczy czy martwych biurwców w tle. Chirurgiczne ostrze dosięgło zeszłej jesieni przedni zderzak i wlot powietrza, naznaczone teraz falistymi akcentami. Tu akurat zdawało się zbędne, bowiem już wersji sprzed faceliftingu - szczególnie z pakietem ospojlerowania i grafitowymi wkładami reflektorów - niczego do szczęścia nie brakowało.
Z cichym westchnieniem wsiadam do kabiny, której wystrój nie był do tej pory najmocniejszym punktem Mazdy 6. Zupełnie jak mieszkania w eleganckich blokowiskach, kupione pod wynajem i urządzone przypadkowymi, niekoniecznie nowymi meblami. Zmiany są niewielkie, ale efektowne - z kokpitu zniknął misz-masz pseudoaluminiowych wstawek oraz pulsujące podświetlenie regulacji audio, przybyło za to lśniących dekoracji, wcześniej obecnych tylko w tunelu środkowym. Poszczególne elementy są porządnie zmontowane i odporne na zarysowania, choć Japończycy nie wyrzekli się kreatywnej księgowości. Prawą stronę deski rozdzielczej "szóstki" wykonano z miękkiego, lewą zaś - z twardego tworzywa.
Kokpit Mazdy 6 wypada teraz odrobinę szlachetniej i... bardziej logiczne, a to za sprawą uproszczonego sterowania komputerem pokładowym. Z poziomu kierownicy nie można już co prawda zmieniać ustawień wentylacji (osobliwa, ale po krótkim kursie przydatna funkcja), łatwiej natomiast dotrzeć do danych dotyczących średniego zużycia paliwa czy zasięgu. Wciąż jednak wolant "szóstki" przeciążony jest guzikami. Jeszcze w latach 90. do obsługi tempomatu wystarczyły trzy przyciski, dziś - pięć (w tym jeden przełącznik). A nadal chodzi tylko o utrzymanie prędkości. To samo dotyczy osobnego pstryczka do wyświetlania zegarka, który można było "wciągnąć" do opcji komputera pokładowego. Niestety, powiew świeżości nie dotarł też do mało efektownych przełączników podgrzewania foteli oraz wyświetlacza na konsoli środkowej. Cała reszta reprezentuje praktyczną, japońską szkołę ergonomii. Poszczególne instrumenty są czytelne i umieszczone w zasięgu ręki, a każdy z systemów bezpieczeństwa ma osobny wyłącznik na panelu po lewej stronie kierownicy.
Co z przestronnością? Mazda 6 to stany średnie klasy średniej. Z rozstawem osi 272,5 cm daleko jej do Superba czy Mondeo, ale więcej tu miejsca niż w Insignii czy Lagunie i porównywalnie jak w nieco większym C5. Słowem, w sam raz na "średniaka". Lista schowków ogranicza się do standardowych, ale pojemnych skrytek między fotelami, w podłokietniku, w drzwiach i przed pasażerem. Największy pojemnik - ten pod tylną klapą - mieści od 519 do 1751 l. Wynik przyzwoity, choć daleki Passatowi czy Superbowi. Japończycy stawiają jednak na funkcjonalność, nie na cyferki. Pasażerów chroni przed wiatrem zmyślna kotara, a tylną kanapę składa się za jednym pociągnięciem uchwytu, uzyskując zupełnie płaską podłogę. Nie ma potrzeby rozkładania siedziska, demontowania zagłówków czy przesuwania foteli. Tak powinno być w każdym kombi!
Czas przymierzyć się do fotela kierowcy. Ten nie jest tak obszerny jak u niemieckiej konkurencji, brak mu ponadto wydatniejszego podparcia ud i pleców. Plus za dwupunktową regulację wysokości (całkiem długiego jak na japoński samochód) siedziska oraz spory zakres regulacji wzdłużnej. Rzut oka na proste w formie, wesoło podświetlone zegary i można ruszać.
5 KM - tyle stracił najmocniejszy wariant 2,2-litrowego turbodiesla, gdy japońscy inżynierowie postanowili usunąć zmarszczki z oblicza ledwie dwuletniej "szóstki". Moc maksymalną 180 KM nadal osiąga przy 3500 obr./min i generuje 400 Nm maksymalnego momentu w zakresie 1800-2500 obr./min (fot.). Krzywe mają teraz bardziej przyjazny dla prawej stopy przebieg, a modyfikacje miały także pozytywnie wpłynąć na ograniczenie apetytu. I udało się. Łagodnie traktowana, Mazda potrafi zaspokoić się 5 l ON/100 km w trasie i 8 l/100 km w mieście - to o około 0,5 l/100 km mniej niż w przypadku wersji sprzed faceliftingu. W sam raz, żeby od czasu do czasu skorzystać z gorącego temperamentu turbodiesla.
Wykres mocy i momentu obrotowego Mazdy 6 2.2 MZR-CD (180 KM) po faceliftingu:
Wykres mocy i momentu obrotowego Mazdy 6 2.2 MZR-CD (180 KM) przed faceliftingiem:
Ale i jego natura doznała subtelnej przemiany. Żar bijący teraz spod maski pali jakby mniej, przednie koła nie rwą tak mocno jak przedtem. Motor wciąż lubi obroty, ale wcale się ich nie domaga. Do roboty zabiera się już od okolic 1500 obr./min i rozleniwia kierowcę stosunkowo długimi biegami, którymi nie trzeba co chwila wachlować. Teoretycznie w mieście przydałby się Maździe automat. Teoretycznie, bo praca jej 6-stopniowej skrzynki dostarcza mnóstwo frajdy, chociaż ciasnymi ścieżkami drążek nie podąża już z metalicznym łoskotem, znanym z MX-5. Do tego Japończycy zdają się słuchać klientów. W odnowionej Maździe 6 nie ma już problem z redukcją na jedynkę podczas powolnej jazdy.
To zresztą nie jedyna praca domowa, którą odrobili w Hiroszimie. Najwyraźniej druga generacja "szóstki" za bardzo chciała utrzymać trend odmładzania klientów, bo jej przesadnie twarde zawieszenie nawet tam dało się we znaki. Co sprawdza się przy mocnych silnikach i na gładkich jak porcelana drogach, nie musi odpowiadać użytkownikom zwyczajnów sedanów i kombiaków. W efekcie wrócił kompromis znany z poprzedniczki. Mazda 6 resoruje łagodniej, a typowe polskie wyrwy w asfalcie przejeżdża w ciszy i zachowuje dla siebie. Miss piękności nadal lubi jednak grasować w zakrętach. Zdradza tylko lekką podsterowność, a jej bezpośredni układ kierowniczy jest mięsisty i daje niezłe wyczucie drogi.
Mazda nie jest tania, również z powodu "luksusowej" pojemności silnika (18,6-proc. akcyza zamiast 3,1-proc. dla aut z motorami o pojemności do 2 litrów). Na dodatek najmocniejszy, 180-konny turbodiesel występuje tylko w topowej wersji Sport. Cena? 134 300 zł (plus 5 000 zł za skórzaną tapicerkę). Lista opcji jest sztywna i obejmuje m.in. porządny system audio, firmowany przez Bose, bikseonony oraz układ monitorowania martwej strefy. Konkurencyjny Volkswagen Passat Variant 2.0 TDI (170 KM) Highline to wydatek 128 390 zł, Ford Mondeo 2.2 TDCi (200 KM) Titanium S - 140 300 zł, a Toyota Avensis 2.2 D-Cat (177 KM) - 136 490 zł. Volkswagen i Ford kuszą (opcjonalnymi) elektronicznymi pomocnikami, na przykład inteligentnym tempomatem, w wyposażeniu standardowym brakuje im natomiast reflektorów ksenonowych. Toyota jest seryjnie uzbrojona w biksenony i skórzaną tapicerkę.
GAZ atrakcyjna linia nadwozia, dobra jakość wykończenia, wysoka kultura pracy silnika, dobre osiągi i niski apetyt, dopracowany układ jezdny
HAMULEC przeciętne przednie fotele, natłok guzików na kierownicy, mało wyszukana deska rozdzielcza, brak automatycznej skrzyni biegów w opcji
SUMMA SUMMARUM Już wiem, dlaczego tak pospieszono się z faceliftingiem "szóstki". Może i doskwiera jej parę zbędnych guzików, ale zrywny, oszczędny motor oraz gotowe na polskie warunki zawieszenie odwalają kawał dobrej roboty. Urok osobisty gratis. I kto powiedział, że jest w pakiecie tylko z Alfą Romeo 159?
Mazda 6 2.2 MZR-CD Sport | Kompendium
Marcin Sobolewski
ZOBACZ TAKŻE:
?