Pierwsza Mazda 6 wyrwała Japończyków z letargu. Avensis , Accord , Primera i 626 z przełomu wieków były do bólu poprawne... i do bólu nudne. Średnia wieku klientów niebezpiecznie pięła się w górę, nie pociągając za sobą słupków sprzedaży. Dla Japończyków nadszedł czas próby, bo niezawodność to nie wszystko. I oto w 2002 roku zjawiła się ona. Nowa nazwa, atrakcyjne opakowanie i układ jezdny skrojony według europejskich standardów. Posypały się nagrody. Zoom-zoom wyprowadziło Mazdę na prostą. Z wierzchu druga generacja "szóstki" ponętnie kusi - sprawdźmy jednak, czy jej wnętrze jest równie apetyczne.
Auto jeździ na zmodyfikowanej platformie poprzedniej generacji, innej niż ta w Fordzie Mondeo. Na płycie CD3 powstały za to popularne modele koncernu Forda na rynek amerykański: Ford Fusion, Lincoln MKZ i Mercury Milan. Pewnie dlatego wnętrze pod względem przestronności nie ustępuje Passatowi czy Mondeo . Fotel kierowcy jest wystarczająco obszerny i ma szeroki zakres regulacji, brakuje mu jednak elektrycznego sterowania. Z ilością miejsca nie ma też problemu po otwarciu tylnej klapy. 519-litrowy bagażnik jednym ruchem ręki możemy powiększyć do ponad 1700 l, uzyskując równą podłogę. Ciekawym rozwiązaniem jest tylna klapa, a raczej zamontowana w niej zasłona. Przy otwieraniu rozsuwa się tak, by chronić pasażerów np. przed przeciągiem. Innego pomysłu na ten patent nie mamy.
O ile w poprzedniej "szóstce" konsola środkowa z okrągłymi nawiewami budziła różne emocje, o tyle w przypadku drugiej generacji kokpit jest bardziej konwencjonalny. Jedyna ekstrawagancja to zegary w tubach, nawiązujące do mniejszej "trójki". Pierwszy rzut oka na przyciski na kierownicy może przyprawić o zawrót głowy, ale już po chwili docenimy możliwość sterowania zestawem audio i nawiewem. Trochę czasu zajmuje jednak połapanie się, jak zmienić stację radiową, gdzie szukać chwilowego zużycia paliwa albo gdzie ukryto zegarek.
Do ergonomii nie można mieć zastrzeżeń, ale mimo aluplastikowych wstawek we wnętrzu panuje smutny nastrój. Deska rozdzielcza prawdopodobnie przy najbliższym liftingu skorzysta z doświadczeń nowej "trójki". Być może wtedy pojawią się kierunkowskazy reagujące na uchylenie dźwigni trzema mignięciami i inne przełączniki podgrzewania foteli. Obecne przypominają kokpity modeli sprzed 10 lat, gdy Japończycy skupieni nad treścią zapominali o formie.
Dopiero po zmroku można dostrzec, że kokpit Mazdy 6 próbuje nadążyć za designem nadwozia i rozświetla zegary oraz konsolę odcieniami czerwieni i błękitu. Gdy zmieniamy głośność, pokrętło zmysłowo pulsuje to w górę, to w dół. Seryjne audio Bose potrafi zamienić wnętrze w małą salę koncertową, sprawdzając się zarówno w repertuarze jazzu i muzyki klasycznej, jak i techno czy ostrego rocka. W porównaniu do poprzedniczki poprawiło się nie tylko brzmienie, ale przede wszystkim wygłuszenie.
Pomijając detale, Mazda przekonuje do siebie świetnym montażem i dobrymi materiałami. Są odporne na zarysowania, ekologiczne (choć trudno to zweryfikować), lecz miejscami mało efektowne. Plus należy się za ciekawą i praktyczną półskórę oraz aluminiowe nakładki pedałów, nadające kabinie wersji Sport odrobinę emocji.
Pod kusą maską czai się najnowsze dziecko japońskich inżynierów. Z cierpliwością podobną do kolegów z Hondy i Subaru, opracowujących swoje diesle latami, modyfikują oni konstrukcję starego znajomego MZR-CD. Jego pierwowzór zadebiutował w 1982 roku jako 2-litrowiec o mocy 60 koni i to właśnie on w dużej mierze przyczynił się do opinii Mazd jako bezawaryjnych aut. W 1992 roku otrzymał doładowanie typu Comprex, w 1998 wtrysk bezpośredni i 16-zaworową głowicę, w 2002 common rail, a w 2005 roku filtr DPF. W najnowszym wydaniu, rozwiercony do pojemności 2184 ccm, osiąga 185 koni i 400 Nm. W szranki staje m.in. z podobnym motorem 2.2 TDCi/HDI o mocy 175 koni stosowanym w Fordach i Citroenach , 177-konnym D-Catem Toyoty oraz 2-litrowym TDI VW o mocy 170 koni. Usztywniony kadłub, 10 kanalików wtrysku zamiast 6, zwiększone ciśnienie doładowania, nowy filtr DPF, lepsze wyciszenie... Brzmi interesująco, ale nie sztuka zrobić wysilonego diesla, który przez chwilę tryska mocą, a na stacji wystawia słony rachunek. Jak wyszło to Maździe?
Basowy pomruk towarzyszy najmocniejszej europejskiej "szóstce" tylko na postoju i na wysokich obrotach. Serce pracuje z wysoką kulturą, a zmiana biegów sportowo pracującym drążkiem to czysta przyjemność. Wciskam gaz i już wiem, że pod maską nie żyją żadne kucyki, tylko konie pełnej krwi. Nie boją się obrotów i ciągną aż do czerwonego pola, czyli 4500 obr./min. W każdej chwili pokaźne złoża momentu obrotowego są gotowe rozpędzić "szóstkę" bez konieczności redukcji przełożenia. Na osiągi niemały wpływ ma dieta, jaką zafundowano autu i aerodynamika, której Japończycy skrupulatnie pilnują w swoich modelach. Mazda waży mniej od konkurencji. Mniejszy ma też apetyt na paliwo - agresywna jazda po mieście kończy się średnim zużyciem paliwa na poziomie 10 l/100 km wobec nawet 12 dla Toyoty czy Forda.
Kto lubi zredukować bieg i zapędzić wskazówkę obrotomierza w rewiry niedostępne dla diesli, może rozważyć zakup wersji benzynowej z 2,5-litrowym silnikiem o mocy 170 koni. O mgnienie oka lepsze osiągi od diesla (8,3 wobec 8,5 s do 100 km/h) zawdzięcza ona masie mniejszej o 140 kg, choć subiektywnie to diesel - dzięki turbinie - sprawia wrażenie bardziej zrywnego. Benzyna pozwala rzadziej zmieniać biegi w mieście, przyjemnie brzmi, a dzięki wysokiej pojemności ma przyzwoitą elastyczność już od niskich obrotów i umiarkowane pragnienie. Jazda po Warszawie to zużycie około 12 l/100 km. Jeśli jeździsz 15-20 tys. km rocznie w trybie mieszanym, na krótkich dystansach lub po prostu lubisz orgię obrotów, lepiej postawić na benzynę. Diesel sprawdzi się w długich podróżach. Wystarczy wjechać na lewy pas, wcisnąć gaz na 6. biegu i można spoglądać na inne auta w lusterku wstecznym.
"Szóstka" prowadzi się jak przyklejona do asfaltu i trudno doprowadzić ją nawet do granicy wytrzymałości. Kontrola trakcji wkracza do akcji na mokrych zakrętach, poskramiając napędzane koła. Czuły układ kierowniczy potęguje przyjemność z jazdy, ale fabryczne 18-tki zdradzają preferencje Mazdy. Lubi drogi gładkie jak lodowisko. Całkiem skutecznie filtruje nierówności, jednak krótkie skoki zawieszenia nie pozwalają zapomnieć pasażerom o przejeżdżanych dziurach. Hamulce są przyzwoite, a w serii znajdziemy system RVM, monitujący martwe pole pojazdu. Pomarańczową kontrolką przy lusterku lub sygnałem dźwiękowym informuje kierowcę o zagrożeniu. Tylko dlaczego zaczyna działać od 50 km/h? Przecież najbardziej przydałby się w mieście.
Mazda 6 to czołówka klasy średniej. Testowana wersja kosztuje 139 000 zł. Podobne Mondeo jest o 10 tys. zł tańsze. Ceny 2-litrowego Passata TDI o mocy 170 koni startują od 106 000 zł, Avensisa 2.2 D-Cat 177 KM od 122 000 zł. Po doposażeniu modeli różnice cenowe stają się niewielkie, a diabeł kryje się w szczegółach. Bezpieczeństwo "szóstki" wspomagają skrętne reflektory ksenonowe, ale próżno tu szukać automatycznej skrzyni czy systemu typu keyless. Czas na to, by lista opcji w Maździe stała się bardziej elastyczna, a deska rozdzielcza nie tylko efektywna, ale i efektowna. Nawet za cenę rozdmuchanej ekologii. Zdaje się też, że 185-konny diesel ma większe szanse powodzenia niż 170-konna benzyna, skryta w cieniu turbodoładowanych silników o mniejszej pojemności.
SUMMA SUMMARUM Mazda kusi nie tylko ponętnym spojrzeniem. Funkcjonalna kabina, świetny silnik i układ jezdny, a wszystko za sensowne pieniądze. Gdyby tylko projektanci i księgowi poluzowali krawaty przy kreśleniu kokpitu i dorzucili wersji Sport kilka gadżetów... Ale i tak poprzedniczka może być dumna.
GAZ Design karoserii, przestronne wnętrze, dobra jakość wykończenia, kultura pracy silnika i osiągi, dobre prowadzenie
HAMULEC Mało porywająca deska rozdzielcza, twarde zawieszenie, jedna wersja wyposażenia, brak opcji
Kompendium - Mazda 6 2.2 MZR-CD Sport
Marcin Sobolewski
A to Ci dopiero patent! - ZOBACZ TUTAJ