Surowy klimat jest jakże odległy dla zdecydowanej części Starego Kontynentu. Przyzwyczajeni do wczasów pod chorwacką gruszą i jawnie miłujący rozległe obszary ciepłego Morza Śródziemnego, rzadko wybieramy kierunek północny. A tam są rejony znajdujące się przez okrągły rok w sferze śnieżnej. Do tego z temperaturami schodzącymi w okolice 40 stopni Celsjusza poniżej zera. Dlatego pojechaliśmy na mroźną północ w poszukiwaniu prawdziwej zimy.
Trudno to sobie wyobrazić, ale przy mocniejszym wietrze, odczucia mogą dorównywać tym na dalekiej Syberii. Nie dziwi zatem, że miejscowi nierzadko jeżdżą skuterami śnieżnymi zamiast samochodów. Spotkamy się też z psimi zaprzęgami, choć bardziej w charakterze typowo nordyckiego święta. Najdłuższe zawody liczą 1800 kilometrów i trwają do dziesięciu dni. Mieliśmy okazję być na mecie jednego z nich. Gawiedź była zachwycona! Psy również. Maszerzy wyglądali na mocno zmęczonych.
By dostać się do kręgu polarnego, wcale nie trzeba przesadnie kombinować. Wystarczy wsiąść w samolot do Kopenhagi lub Oslo i dalej wyruszyć statkiem powietrznym do Tromso lub Alty. To regularne połączenia, a poza nimi jest potrzebna tylko odrobina zapału, motywacji i ciepłe tekstylia. Nie każdy odnajdzie się w takich warunkach, ale infrastruktura hotelowa pozwala na szczyptę luksusu. Są też organizowane rejsy wycieczkowcami z pokładowymi basenami, salami kinowymi i restauracjami z całego świata. Z nich wynurzają się zazwyczaj Amerykanie i Azjaci. To nieoczywisty widok w takich okolicznościach.
Jeśli już przełamiemy bariery i zechcemy udać się na Nordkapp dowolnym środkiem lokomocji, spodziewajmy się dynamicznych zmian pogody. To znak czasów i efekt zmian klimatu. Gdy otrzymaliśmy zaproszenie na początku marca, pogoda miała być łaskawa. Gdy dotarliśmy na północ Królestwa Norwegii w ostatnim tygodniu pierwszego kwartału, atmosferyczne problemy zaczęły się piętrzyć. Śniegu spadło tyle, że pługi nie nadążały ze zgarnianiem go z dróg. W Tromso aurę mogliśmy uznać za względnie przyjazną, jednak szlak w kierunku północnym dostarczył skrajnych wrażeń.
Według pierwotnego planu w aucie mieliśmy spędzić 11 godzin i pokonać nim około 530 kilometrów. Misja okazała się niemożliwa do zrealizowania z uwagi na obfite śnieżyce i niebezpieczeństwo zejścia lawin. Tych zeszło kilka, przez co nowy harmonogram zakładał zjazd na południe i pokonanie przejścia granicznego z Finlandią. Szkoda, bo pierwotna marszruta obejmowała dwa promy i trasę wzdłuż Morza Norweskiego wgryzającego się w Europę. W tej historii nie ma jednak przegranych.
Nasza trasa obfitowała w nabrzeżne rewiry, wokół których rozpościerały się wysokie, ośnieżone skały. Ruch samochodowy występował jedynie w miejscowościach, poza nimi jechaliśmy przez śnieżne pustkowie. Warto wspomnieć, że raczej skromnych rozmiarów. Tromso liczy około 65 tysięcy mieszkańców, a Alta niewiele ponad 14 tys. i niespełna dwie dekady temu uzyskała prawa miejskie. Nietrudno sobie uzmysłowić, jak wyglądają szlaki między nimi. W sezonie ujemnych temperatur skute lodem i przykryte świeżą warstwą śniegu. W takich warunkach kolce są nieodzownym elementem każdej podróży. Wyposażono w nie ogumienie Mazdy CX-30, którą ruszyliśmy z nadzieją na zdobycie skrawka lądu na północy Europy.
To podróż osobliwa, bowiem daleka od cywilizacji, a obecna pośród dzikiej przyrody i reniferów czyhających za każdym zakrętem. Tym razem uśpionych, niestwarzających niebezpiecznych sytuacji. Do skandynawskich dróg trzeba się przyzwyczaić i oswoić z miejscowymi zwyczajami. Pług jest świętością gwarantującą przejezdność. Szanowany zawód i wymagający niezłej krzepy. W razie awarii na pustkowiu kierowca zazwyczaj sam musi dokonać wstępnych oględzin i podjąć próbę usunięcia awarii. Oczekiwanie na pomoc może trwać wiele godzin. W zimowej scenerii dość łatwo o poślizg i osunięcie się ze skarpy lub wjazd w pole. Kilka takich 40-tonowych zestawów przegrało walkę z naturą albo chwilą zamyślenia kierowcy.
Mazda za to dzielnie sunęła naprzód, wgryzając się w kilkucentymetrową warstwę lodu. Takie obrazki wpisane są w codzienność ludów Północy. Mimo napędu na przednią oś trudno było odczuć deficyty trakcji. Jedynie przy hamowaniu, ale z uwagi na znikome natężenie ruchu, pedał hamulca wciskamy rzadko. Bardziej istotna jest płynność w traktowaniu akceleratora i koła sterowego. Jakiekolwiek przejawy nerwowości należy schować w kieszeń. O dziwo, z kolcami zaprzyjaźnimy się błyskawicznie i obowiązujące na krajowych szlakach ograniczenia do 70 i 90 km/h, przestają przerażać. Na łukach polecamy wypatrywać czerwonych tyczek na poboczu. One ilustrują wysokość zaspy i kierunek ścieżki. Utrzymujemy spory odstęp za poprzedzającym autem, bo pióropusz dobywający się spod kół skutecznie ogranicza widoczność. Najlepiej przemierzać zaśnieżone rewiry w pojedynkę. Jazda w grupie nie każdemu się spodoba. Czasem jednak stanie się nieunikniona, bo zatory po zejściu lawiny lub innych przeciwności losu, są w Skandynawii na porządku dziennym.
Pomysł Mazdy na wyprawę przednionapędowymi autami przez Norwegię nie był przypadkowy. Japończycy opracowali napęd korzystający z ekologicznego paliwa, organizując przedsięwzięcie w regionie zdominowanym niemal totalnie przez elektryki. Zasilanie CX-30 pokazuje, że nie tylko elektryki są receptą na rosnącą emisję CO2. Tutaj źródłem energii silnika jest paliwo Sustain 100 95 Ron E5 wytworzone z biokomponentów. W bezołowiówce znajduje się mniej niż jeden procent etanolu. Możną ją stosować w azjatyckim motorze bez krzywdy dla kluczowych podzespołów. Do tego powstała z takich produktów, jak słoma czy innych odpadów z upraw generujących dwutlenek węgla w czasie wegetacji. To podwójna korzyść tytułem ponownego przetwórstwa i emisji przez rurę wydechową. Tankowanie tylko z kanistra auta technicznego. Dostępność tego surowca jest mocno ograniczona.
Problem w tym, że CX-30 wykorzystuje to paliwo w motorze 2.5 e-Skyactiv G dostępnym na rynkach o bardziej liberalnych przepisach akcyzowych. Mimo 140 koni mechanicznych i 238 Nm, systemie wyłączania dwóch cylindrów przy spokojnej jeździe, zupełnie przyzwoitych osiągach i konsumpcji na poziomie rzędu 6,4 litra na setkę w cyklu mieszanym, nie ujrzymy jej w polskiej ofercie. Nam pozostaje 2-litrowy Skyactiv X o mocy 186 KM. Też brzmi dobrze.
Wróćmy do przemierzania bezkresnych obszarów Finlandii i Norwegii. Na zmrożonych szlakach musimy być gotowi na rozmaite wyzwania. Odległości między miejscowościami są spore, zatem i stacje benzynowe nie mają sensu w systemie gęstej siatki. Nikt by na nie nie zaglądał. Tym samym, kilkaset kilometrów za kierownicą z prędkościami rzędu 50-90 km/h, wymagają przygotowania. Warto mieć zapas paliwa, pożywną przekąskę i kilka litrów wody na podorędziu. Przymusowy, dłuższy postój mogą wywołać kraksy, przejścia graniczne, śnieżna lub skalna lawina. Nigdy nie wiadomo. Zwłaszcza w okresie niskich temperatur.
Zjedzenie ciepłego posiłku też nie należy do oczywistych przedsięwzięć. Barów szybkiej obsługi nie uświadczymy na północy zbyt wiele. Jeśli już, to wielobranżowe zakłady pracy z ofertą wychodzącą naprzeciw żywym potrzebom lokalnej społeczności. Sklep spożywczy, ciepłe tekstylia i prosta kuchnia z kilkoma daniami dnia. Zazwyczaj opartymi na mięsie reniferów. Znajdziemy je w zamrażarkach, na talerzu, a także w postaci... maskotek. To zwierzę jest symbolem Finlandii i podstawą pożywienia na północy. Format dań wieloraki – rumsztyk, stek, zupa, pieczeń, gulasz, jak również kebab z frytkami, żurawiną i surówką z czerwonej kapusty. To zwierzę odmienia się w Laponii przez wszystkie przypadki. Na drugim miejscu plasuje się łosoś. Bądźmy też przygotowani na pojawienie się unikatowych klientów takich przybytków. Większość zanurza się weń w roboczych kombinezonach charakterystycznych dla kierowców drogowych pługów i skuterów śnieżnych. Kierowcy samochodów stanowią mniejszość.
Trudy walki o lepsze jutro spełzły na niczym. Niemniej, przegrana z warunkami pogodowymi to jak wygrana, jeśli weźmiemy pod uwagę przebyty dystans i doświadczenia. Wyprawę zakończyliśmy w Alcie. Zabrakło dwustu kilometrów na północy kraniec Europy: Nordkapp. Pogodowy kataklizm śnieżny, który nagle uderzył na początku wiosny, sparaliżował drogi i uziemił nas w mieście uchodzącym za jeden z najważniejszych ośrodków wyścigów psich zaprzęgów. Tak gwałtownie zmieniająca się pogoda też jest efektem zmian klimatycznych nazywanych globalnym ociepleniem. Musimy się do nich przyzwyczaić.
Mimo to północ Finlandii jest świetnym miejscem do wypoczynku, zwłaszcza jeśli ktoś szuka spokoju. Stoki narciarskie, malownicze krajobrazy, oberże z lokalnymi przysmakami, a także tereny do wędrówek pieszych. Można tam dotrzeć samolotem, ale też autem. Co ciekawe, jest tam znacznie taniej, niż wydaje się większości turystom, ale północny klimat trzeba lubić. Mazda pokazała, że w trudnych warunkach nie potrzeba symetrycznego napędu AWD i 300-konnego silnika. W Królestwie Norwegii wystarczą kolcowane opony, wydajna elektronika, efektywna jednostka napędowa i przyjemne własności jezdne. Nie tylko późną wiosną, gdy przyroda wybudza się z zimowego snu, lecz również w czasie gwałtownych sztormów atmosferycznych. Materiał został zrealizowany na wyjeździe sfinansowanym przez Mazda Motor Poland Sp. z o.o. Firma nie miała wpływu na powyższą treść, ani wglądu w tekst przed publikacją.