Dla Opla to zupełnie nowe auto w gamie. Ale dla koncernu Stellantis już niekoniecznie. Technicznym krewniakiem jest bowiem Peugeot 3008/5008. Ale dla niemieckiej firmy to żadna ujma. Sięga bowiem po to co najnowocześniejsze w Stellantis. Tu nie ma mowy o wciskaniu staroci opakowanej w elegancki papier. Handlowcy Opla mają czym się chwalić.
Platforma to STLA Medium. Ciekawe rozwiązanie we współczesnej motoryzacji. Oto bowiem technika, dzięki której można połączyć ogień z wodą. Na tej samej platformie powstały jakże odmienne Grandlandy. Jakie? Zwykła miękka hybryda 48 V, znacznie bardziej skomplikowana hybryda plug-in oraz elektryk. Można pokusić się o stwierdzenie, że to inżynieryjny majstersztyk albo sprytny kompromis.
Czym najchętniej chwalą się Niemcy? Jedną z najdroższych wersji w cenniku. Do pierwszych jazd testowych po wąskich i górzystych drogach Majorki wystawili Grandlanda PHEV. W polskim cenniku auto zbliża się do granicy 200 tys. Zł. Konfigurację rozpoczniesz od kwoty 187,4 tys. zł. Niemało.
Co otrzymasz za niemal 190 tys. zł? Całkiem duże auto (długość 4,65 m i 2,79 m rozstawu osi) z obszerną kabiną i sporym bagażnikiem (550 l). Znamienne, że bez względu na napęd pojemność przestrzeni bagażowej jest zawsze taka sama. Jak to możliwe? To kwintesencja idei STLA Medium. Jej twórcy uznali, że nie ma co eksperymentować i lepiej zaprojektować najlepsze miejsce na akumulatory. I tak oto bateria litowo-jonowa o pojemności użytecznej 17,9 kWh znalazła się pod podłogą, a nie w bagażniku. Niby dobrze szczególnie pod względem rozłożenia masy, ale ma to swoją cenę. Więksi pasażerowie siedzący z tyłu mogą narzekać na pozycję, w której nogi znajdują się wyżej a podparcie dla ud jest dość symboliczne. Na pocieszenie pozostaje to, że zabiorą ze sobą więcej bagażu. Coś za coś.
Prócz podwyższonej podłogi w kabinie trudno znaleźć inne powody do narzekania na kabinę Opla. Urządzono ją bardzo starannie i dość przytulnie. Materiały są na dobrym poziomie, a spasowanie i montaż to już liga na miarę premium czy najbardziej ambitnych marek z rynku masowego. Fotele są wygodne a zakres regulacji na tyle duży, że dość łatwo znaleźć optymalną pozycję za kierownicą. A gdy już się usadowisz to odkryjesz coś jeszcze. Widoczność do przodu jak i na boki jest co najmniej bardzo dobra. Do celującej brakuje lepszego widoku do tyłu. Niemniej dobrą widoczność łatwo docenisz jeszcze z jednego powodu. Czujniki parkowania są tak przewrażliwione, że bez żadnego powodu wszczynają alarm szczególnie w przypadku monitorowania boków pojazdu.
Wygodna pozycja za kierowniczą oznacza, że łatwiej czerpać przyjemność z jazdy nowym Oplem. A ten szybko prezentuje się jako bardzo komfortowy wóz, który niezbyt zachęca do sportowej jazdy. Praca zawieszenia czy układu kierowniczego przywołuje od razu skojarzenia z najbardziej komfortowymi pojazdami znad Sekwany. Przyjemnie zatem pokonuje się nie tylko progi zwalniające czy różne ubytki w nawierzchni. Autem wręcz się płynie, co wiąże się także z tym mniej niepożądanym bujaniem. Cóż, w Oplu to też możliwe. Jestem pewien, że nie każdemu będzie to wadzić. Przeszkadzać może jednak coś innego. A co dokładnie? Pora zajrzeć pod maskę.
Pod maską Grandlanda (w przeciwieństwie do odświeżonego modelu Mokka zastosowano zwykły pałąk zamiast amortyzatorów podtrzymujących spory kawał blachy) znajdziesz nowy silnik koncernu Stellantis. To benzynowy czterocylindrowy motor 1.6 l. Jak wyjaśnił mi jeden z inżynierów Opla to ostatni z nowych silników spalinowych w koncernie. Nowych już nie będzie! Czy to zatem oznacza grupowe zwolnienia u Opla? Nic z tego. Inżynierowie odpowiedzialni za dział silników spalinowych już mają nowe zajęcie. Pracują nad wodorową techniką (ogniwa) do aut dostawczych, które produkują m.in. zakłady w Gliwicach.
Wspomniany benzynowy 1.6 l Turbo to ciekawa konstrukcja. Wbrew pozorom i oczekiwaniem nie jest to silnik skonstruowany od zera. Blok pochodzi jeszcze z 1.6 THP (rodzina Prince) opracowanego wspólnie przez BMW i PSA. Niestety za THP ciągnie się dość zła sława (mechanicy mają dużo powodów, by odmawiać prób naprawy). Nie dziwi zatem, że mój rozmówca z Opla kilka razy powtarzał, że wszystko poza blokiem to już zupełnie nowy projekt. Upewniał się także czy zapamiętałem, że żadnego paska rozrządu nie znajdę. Łańcuch w standardzie. Jakże może być inaczej? No i byłbym zapomniał. Wymiana oleju została uzależniona od stylu jazdy, a nie tylko od przebiegu.
Opel Grandland PHEV oznacza zatem kombinację silnika benzynowego 1.6 Turbo (150 KM) z elektrycznym motorem (125 KM) oraz zupełnie nową skrzynią biegów. Znamienne, że koncern rozstaje się z dobrze znanym automatem EAT8 japońskiej firmy Aisin. W zamian własna konstrukcja Stellantis, czyli eDCT. To połączenie silnika elektrycznego o mocy 21 kW z dwusprzęgłową skrzynią biegów. W porównaniu z japońskim automatem udało się obniżyć emisję o 10 proc., a także zwiększyć zasięg w trybie elektrycznym o 3 km. A to nie wszystko. Zyskano ponad 30 proc. więcej momentu obrotowego. Całość zaprojektowano tak, by wszędzie, gdzie to możliwe (tylko niskie lub stałe prędkości) jeździć w trybie elektrycznym. Przynajmniej w teorii. A jak jest w praktyce?
Pracę skrzyni ustawiono tak, by nieco ospale reagowała na mocne wciśnięcie pedału przyspieszenia. Tak jest choćby w trybie hybrydowym. Gdy zmienisz na tryb sport to reakcje poprawią się wyraźne, ale wciąż jest w tej kwestii pole do poprawy. Być może doczekamy się mocniejszego wariantu z napędem na wszystkie koła, by fani Grandlanda otrzymali więcej sportowych wrażeń. Na pytanie o stosowną odmianę rozmówcy z Opla zgodnie milczeli i równie zgodnie reagowali wymownymi minami. Jest zatem nadzieja.
Oplowskie PHEV to kombinacja z akumulatorem o pojemności użytecznej 17,9 kWh. Tyle powinno wystarczyć na przejechanie 87 km na prądzie. Czy to realne? Po krótkich przejażdżkach po Majorce mogę stwierdzić, że kierowca ma na to spore szanse. Tak samo jak na odwiedzanie stacji benzynowych średnio co 850-900 km (technikom Opla udało się pokonać nawet ponad 1,1 tys. km). A to już wyniki na miarę nowoczesnych diesli.
Opel Grandland PHEV zachęca raczej do spokojnej jazdy. Gdy uruchomisz napęd, to elektronika stara się jak może, by podróżować przede wszystkim w trybie elektrycznym. Niewiele się zmieni, gdy przełączysz się na tryb hybrydowy. Także wówczas dominuje elektryk, póki jest zapas energii w akumulatorze. Oczywiście możesz skorzystać z ustawienia wymaganego zapasu prądu, by skorzystać np. z jazdy w trybie BEV podczas zbliżania się do celu. Niby oczywiste, ale nie każda hybryda PHEV na rynku to potrafi. Serio.
Zachętą do spokojnej jazdy jest także akustyka. Choć nadwozie dość dobrze wyciszono to jednak silnik nie zawsze brzmi, jak powinien. Gdy wciśniesz pedał do podłogi i tak utrzymasz dłużej (o co najłatwiej na autostradzie czy drodze ekspresowej) to usłyszysz miarowe buczenie na niskiej częstotliwości. Od razu skojarzyłem je z tanimi subwooferami na rynku. Tak brzmią kiepskie tuby basowe, których nie zestrojono, jak należy. Szkoda!
Na szczęście, gdy delikatniej obchodzisz się z pedałem gazu, to silnik pracuje dość cicho i spokojnie. Co ważne ma także skromny apetyt na paliwo. W trybie hybrydowym przejażdżka po górskich odcinkach dróg Majorki skończyła się wynikiem rzędu 1,5 l i 25 kWh (redaktor Tomasz Niechaj wykręcił zaś bardzo oszczędnym stylem jazdy 1,2 l oraz 20,9 kWh). Całkiem dobrze! Przy rozładowanym akumulatorze łatwiej o wyniki w zakresie 5,5 - 7,5 l. Możesz nawet odzyskać trochę energii (nawet kilka kWh w górzystym terenie), szczególnie kiedy przy zjazdach ze wzniesień skorzystasz z trybu B (wyczuwalnie spowalnia samochód, gdy zdejmiesz nogę z pedału gazu). Warto o nim pamiętać.
A czy warto pamiętać o pojawieniu się nowego Grandlanda PHEV w salonach Opla w Polsce? Bez wątpienia. Przy pierwszym kontakcie samochód sprawiał bardzo dobre wrażenie. Czy równie dobrze będzie po pierwszych miesiącach, czy kilku latach użytkowania? To dobre pytanie. Niemniej Stellantis nie ma już zbyt wiele czasu na pomyłki i błędy, przy tak aktywnej konkurencji. Nowe otwarcie w historii Opla zapowiada się obiecująco. Materiał został zrealizowany na wyjeździe sfinansowanym przez Stellantis Polska Sp. z o.o. Firma nie miała wpływu na powyższą treść ani wglądu w tekst przed publikacją.