Już chyba nikt się nie łudzi, że co rusz pojawiające się nowe pojazdy opatrzone nazwami często kultowych modeli mają cokolwiek wspólnego ze swoimi znamienitymi poprzednikami. Już w momencie pojawienia się oficjalnej informacji dotyczącej powrotu Frontery wiadome było, że pojazd będzie zaledwie cieniem miło wspominanej terenówki. Rama, napęd 4x4? Zapomnijcie. Zresztą taki mamy rynkowy klimat... Królują SUV-y i crossovery, które ze światem off-roadu mają tyle wspólnego co politycy z uczciwością. Ale czy to znaczy, że nowa pozycja w portfolio Opla jest na samym starcie skazana na porażkę? Nic z tych rzeczy.
Frontera to bliski krewny Citroena C3 Aircross - podobieństwo zauważyć można już w po pierwszym spojrzeniu na profil nadwozia. Kompaktowy crossover o wymiarach 438,5 cm długości, 179,5 cm szerokości i 163,5 cm wysokości wyróżnia się jednak charakterystycznym dla Opla frontem z wyraźnym przednim segmentem Vizor, czyli reflektorami zespolonymi błyszczącą czarną blendą.
Projekt wnętrza jest również typowo "oplowski" - pełno tu ostrych krawędzi i kantów. Designerzy byli nadwyraz konsekwentni - nawet kierownica została nieco "ukwadratowiona". Niestety, nie należy oczekiwać cudów w kwestii materiałów. Wszytko przykrywa raczej depresyjnie prezentujący się plastik. Na szczęście zrezygnowano z obrzydliwych błyszczących wstawek w typie plano black. Na pokładzie nie mogło zabraknąć indukcyjnej ładowarki oraz dwóch gniazd USB-C. Ciekawym rozwiązaniem jest wnęka w tunelu środkowym, która po bokach została opatrzona materiałowymi ściągaczami. Dzięki temu możemy włożyć tam m.in. tablet. Czy okaże się to użyteczne w codziennym użytkowaniu? Jest to dość dyskusyjne.
Praktyczności nie można jednak odmówić foremnemu bagażnikowi o pojemności 460 l. Co więcej, po złożeniu tylnej kanapy uzyskujemy aż 1600 l przestrzeni. W połączeniu z dość pudełkowatym nadwoziem możemy bez obaw oferować swoim znajomym pomoc w przeprowadzkach. Co ciekawe, wersja hybrydowa dostępna jest również z trzecim rzędem siedzeń, jednak wówczas Frontera staje się autobusem przedszkolnym - dorośli będą podróżowali w niej niczym zapuszkowane sardynki.
Model oferowany jest w dwóch wersjach wyposażenia — skromnej Edition oraz nieco bogatszej GS. W przypadku pierwszej musimy pożegnać się z całkiem płynnie działającym centralnym ekranem multimediów z wbudowanymi systemami Android Auto i Apple Car Play. W jego miejsce ląduje... uchwyt do smartfona. Zabraknie również środkowego podłokietnika ze schowkiem, a także materiałowych wstawek na boczkach drzwi. Co więcej, zamiast prostego panelu klimatyzacji z wyświetlaczem otrzymujemy podstawowy zestaw pokręteł. Sporą różnicą są także fotele. W wariancie GS w standardzie montowane są komfortowe siedziska Intelli-Seats, które mogą być użyteczne w dłuższych podróżach. Są jednak dostępne jako opcja w podstawowej wersji Edition (dopłata 4500 zł).
Opel szczyci się, że jako pierwszy niemiecki producent zelektryfikował całą swoją gamę modelową, co oznacza, że również Frontera dostępna jest w wariancie elektrycznym. Tak skonfigurowany pojazd odznacza się mocą 113 KM oraz momentem obrotowym wynoszącym 125 Nm, co pozwala przyśpieszać do setki w zawrotne... 12,1 sek. Prędkość maksymalna to 140 km/h. Jak więc łatwo się domyśleć, elektryczny crossover to raczej miejski wojownik, niż pogromca dróg szybkiego ruchu. Zwłaszcza że akumulator o pojemności 44,2 kWh pozwala na przejechanie maks. 305 km. Także zużycie energii nie należy do najniższych - 18,2 kWh/100 km, chociaż w rzeczywistości jest ono nieco wyższe. Na szczęście autko zasilać może również hybryda. Do wyboru są dwa warianty - 100 i 136-konny, oba oparte o trzycylindrowego benzyniaka o pojemności 1,2 litra, a więc jednostce PureTech z łańcuchem rozrządu.
Podczas krótkich drogowych testów do naszej dyspozycji przekazano mocniejszą hybrydę oraz, naturalnie, wariant elektryczny. Trzeba przyznać, że w obu przypadkach samochody wydają się przyśpieszać szybciej, niż wynikałoby to z deklaracji producenta. Odczuwalne jest to zwłaszcza podczas jazdy hybrydą. Niestety, mimo iż dynamika jest zadowalająca, prężenie muskuł przez niewielki silniczek ma (oprócz niezbyt finezyjnego dźwięku wydobywającego się z rury wydechowej) nieprzyjemny efekt uboczny - podwyższone spalanie. Obiecywane 5,2 l/100 km jest trudno osiągalne, chyba że bardzo delikatnie będziemy obchodzić się z pedałem gazu. Podczas naszych drogowych testów uzyskaliśmy wynik oscylujący przy 7,1 l/100 km, chociaż wiele zależało od obranej trasy i zastanych na trasie warunków.
Wartym odnotowania jest zaskakująco miło pracujący układ kierowniczy. Opel chwali się, że Frontera daje dużo frajdy z prowadzenia i tak też jest w rzeczywistości (oczywiście jak na auto z tej półki cenowej). Kierownica pracuje z przyjemnym oporem, a sam układ działa bardzo bezpośrednio, jednak nie jest to poziom aut rekreacyjnych/sportowych. Tak czy inaczej, wypada na plus. Elektryczna Frontera z nisko położonym środkiem ciężkości (zasługa umieszczonego pod podłogą akumulatora) z apetytem połykała górskie serpentyny, a przechyły nadwozia były jedynie nieznaczne. Kolejny plus. Co więcej, mimo niewielkiej mocy elektryk całkiem nieźle radził sobie z własną wagą (1514 kg). Komfort resorowania również jest na zaskakująco dobrym poziomie, jednak w moim odczuciu przyjaźniej wypada wariant hybrydowy.
W ogólnym rozrachunku Frontera prezentuje się całkiem przystępnie. Trudno oczekiwać cudów od tej klasy samochodów, jednak całościowo jest to pozycja godna uwagi. Problemy zaczynają się wówczas, gdy spojrzymy na cennik. Najtańsza pozycja w gamie to wydatek rzędu 102 900 zł. Mówimy tu o egzemplarzu w podstawowej wersji Edition z najsłabszą 100-konna hybrydą. W przypadku mocniejszej 136-konnej wersji cena wzrasta do 108 200 zł. Z kolei najtańszą elektryczną Fronterę kupimy za 125 900 zł. Jeżeli zdecydujemy się na bogatszy pakiet wyposażenia GS, do finalnej kwoty musimy doliczyć kolejne 14 tys. zł. W tym momencie na scenę wchodzi wspomniany wcześniej krewniak Frontery, Citroen C3 Aircross, który w podstawie oferuje w gruncie ten sam pakiet, jednak jest tańszy o aż 20 tys. zł - 82 800 zł. Co wybiorą klienci? Mam w tej kwestii dość mocne przeczucia. Wyjazd na pierwsze jazdy Oplem Fronterą został sfinansowany przez Stellantis Polska. Firma nie miała wpływu i wglądu w treść artykułu przed jego publikacją.