Najnowsze, czwarte wcielenie wygląda kontrowersyjnie, zwłaszcza w tylnej części, ale trudno odmówić mu uroku. W czarnym kolorze ma w sobie coś z zawadiaki. Niegrzeczny chłopiec o złożonej osobowości. Z jednej strony łobuz, a taki kocha najmocniej, a z drugiej dobrze ułożony, nastoletni chrześniak, jeśli spojrzymy na tył wozu i cukierkowe lakiery.
Co ciekawe, niemetalizowane żółty i czerwony wymagają dopłaty na poziomie 2500 zł i nawiązują do minionych czasów. Miły ukłon. Rozmiarami to wciąż niewielki pojazd. Ma 387,5 cm długości, 174,5 szerokości i 145 wysokości. Rozstaw osi ustalono na poziomie 249.5 cm. W zupełności wystarczy, by sprawnie przemierzać miejskie arterie i wcisnąć się w większość miejsc parkingowych. Do wyboru mamy wariant 3 lub 5-drzwiowy. Kolejny rozdział to linia wyposażeniowa. John Cooper Works to już tylko pakiet stylizacyjny, dostępny ze wszystkimi silnikami. Dodaje Mini zadziorności i tworzy własną niszę między segmentami A i B. Większy od Abartha 500 i mniejszy od Polo GTI czy Fiesty ST.
Dobra wiadomość jest taka, że w Mini wciąż znajdziemy jednostki benzynowe. Podstawowy ma 3 cylindry, 1.5 litra pojemności i rozwija 156 KM i 230 Nm. Przyspiesza do setki w 7,7 sekundy, a jego prędkość maksymalna wynosi 225 km/h. Lepiej przedstawia się sytuacja w dwulitrowym motorze. Ten jest dobrze znany i napędza większość modeli BMW. Tutaj zapewnia 204 KM i 300 Nm dostępnych od 1450 do 4500 obr./min. W zupełności wystarczy do żwawego połykania kolejnych kilometrów.
Cooper S potrzebuje 6,6 sekundy, by rozpędzić się do 100 km/h. Nie czyni tego w widowiskowy sposób, ale harmonijnie. Ochoczo reaguje na gaz, a lekki bas dobywający się z wydechu podkreśla, że Mini wiele potrafi. Poprzednicy byli trochę głośniejsi i przy tym bardziej wulgarni, jednak czasy się zmieniają. Dużą w tym rolę odgrywają unijne regulacje obejmujące poziom głośności. Musimy niestety powoli żegnać się ze złowieszczo brzmiącymi maszynami. Przynajmniej na Starym Kontynencie.
Mini ma natomiast inne atuty. Świetnie wpisuje się w wielkomiejski charakter – zwinnością, dynamiką i charakterem. Jego zawieszenie osadzone na 18-calowych kołach nie jest przesadnie twarde, choć na wydatnych, poprzecznych przeszkodach, ma problemy. Potrafi nieprzyjemnie podskoczyć i zatrząść. Świetnie za to sprawdza się na równym asfalcie. Wtóruje temu zjawisku zestrojenie układu kierowniczego. Przyjemnie sztywne w trybie gokartowym i dające mnóstwo informacji o aktualnym położeniu kół. W pozostałych ustawieniach nieco się rozleniwia, ułatwiając aglomeracyjne manewry.
Auto dobrze skręca i nienagannie hamuje. Czuć, że mamy do czynienia z dość lekką konstrukcją – 1360 kilogramów. Przesiadając się z jakiekolwiek elektryka, odniesiemy wrażenie obcowania z masą piórkową. Mini dobrze też spisuje się na ekspresówkach i autostradach. Trzyma kierunek przy wysokich prędkościach i zapewnia odpowiedni komfort akustyczny. Przy okazji, zadowala się umiarkowanymi porcjami paliwa. W spokojnej trasie bez większych przeszkód zejdziemy do 5,5 litra. Utrzymując na szybkościomierzu 130-140 km/h, komputer pokładowy wskaże około 7,5-8 l. Biorąc pod uwagę zbiornik o pojemności 44 l, bez trudu przejedziemy ponad 500 kilometrów. Gorzej w gęstych korkach, gdzie powinniśmy liczyć się z wartościami rzędu 9-11 l.
Mini nigdy nie rozpieszczało przestrzenią. Teraz też nie spodziewajmy się jej więcej niż w poprzedniku. O ile z przodu wygospodarowano jej naprawdę sporo, o tyle z tyłu posadzimy dzieci, psa lub niewyrośnięte nastolatki. Nie ma za to większych problemów, by dostać się do drugiego rzędu. Fotel elektrycznie odjeżdża, tworząc dość duży otwór. To plus. Bagażnik? Ma 210 litrów i zmieści dwa plecaki. Jeśli złożymy oparcie, pojemność wzrośnie do 715 l.
Wysoko należy ocenić pozycję za kierownicą. Siedzi się nisko, a niewielka powierzchnia szyb i rozbudowane słupki A sprawiają, że poczujemy się trochę jak w bunkrze. Łatwo się do tego przyzwyczaić i polubić. Kabinę powiększają optycznie dwa szklane dachy. Przedni możemy otworzyć. Co ciekawe, w elektrycznym wariancie jest tylko panorama bez funkcji otwierania.
Materiały wykończeniowe są w znacznej mierze twarde, ale sytuację poprawia obicie ich tkaniną. To świetna i efektowna koncepcja. Tym bardziej, że podświetlona diodami. Ich kolor zależy od ustawionego trybu. Tymi zawiadujemy na centralnym ekranie OLED o przekątnej 24 cali. Jego obsługa nie należy do najłatwiejszych, a głosowe komendy wciąż nie występują w języku polskim. Niemniej, przedstawia się efektownie, a wiele zakładek ma dynamiczne animacje. Niektóre z grafik przywodzą na myśl lata 60., a także włoskie biura projektowe.
Pośród gadżetów, wysoko oceniamy kamerę cofania o zasięgu 360 stopni, fabryczną nawigację i elektroniczne dobrodziejstwa czuwające nad bezpieczeństwem. Część z nich wyłączymy za sprawą skrótu przypisanego do jednego z czterech fizycznych przycisków. Wyżej umieszczono przełączniki do zmiany biegów 7-stopniowego automatu dwusprzęgłowego, uruchamiania silnika, zmiany trybów jazdy/nastroju oraz głośności multimediów.
Nowe Mini nie straciło swojego charakteru. Zyskało przy okazji na komforcie, ale jego pazurki w wariancie Cooper S zostały nieco spiłowane. Nie zmienia to faktu, że to szybkie, zwinne, a przy okazji całkiem oszczędne auto. Z łopatkami przy kierownicy do potęgowania wrażeń z jazdy, dobrą przyczepnością i właściwym sercem w postaci benzynowego dwulitrowca. Ma swoje wady, ale mniej, niż moglibyśmy wychwycić w poprzedniku.
Ceny trzydrzwiowego Coopera zaczynają się od 111 900 złotych (1.5 156 KM). 204-konna specyfikacja to wydatek o 13 tysięcy zł wyższy. John Cooper Works oznacza kwotę na poziomie 153 800 zł. Dorzucamy do tego pakiet XL z 25 tys. złotych i możemy cieszyć się bogatą specyfikacją. Niemało, ale oryginalność zawsze była w cenie.