Gdzie najłatwiej sprawdzić możliwości samochodu? Na profesjonalnym torze, gdzie zmierzymy się nie tylko z własnymi słabościami, lecz również przekonamy się, gdzie leży granica bezpieczeństwa. Warto pamiętać, że prawa fizyki nie wybaczają błędów. Niemniej, żeby przedstawić możliwości konstrukcji, polski importer zaprosił nas na dynamicznie próby na torze Driveland pod Warszawą. Przygotowano płytę poślizgową z szarpakiem, slalom ze zmienną nawierzchnią, a także krótką próbę sportową na małej pętli. Wszystko po to, by pokazać, że auto o podwyższonym prześwicie może być bezpieczne i przyjemne na co dzień.
Zanim napiszemy o wrażeniach zza kierownicy, warto przedstawić auto. Omoda jest owocem działalności firmy Chery. Na początku bieżącego roku, do Polski importowano kilkadziesiąt sztuk, a zaledwie kilka miesięcy później wdrożono do oferty zmodernizowaną wersję. Przede wszystkim, by lepiej dopasować się do unijnych regulacji i zapewnić więcej elektronicznych gadżetów. Chińczycy zaczęli od SUV-a mającego konkurować między innymi z Hyundaiem Koną, Toyotą C-HR, Skodą Karoq czy Seatem Ateca.
Gabarytami wpisuje się w pomost między segmentem B i C. Ma 437,5 cm długości, 182,5 szerokości, a rozstaw osi wynosi 261 cm. Do tego dokładamy prześwit na poziomie 19 cm i możemy niemal bezkarnie forsować miejskie krawężniki. Napędu na obie osie nie przewidziano. Mamy za to w standardzie metaliczny lakier, reflektory LED oraz 18-calowe felgi utrzymane w ciemnej tonacji.
Całość prezentuje się całkiem atrakcyjnie. Tym bardziej, że nawiązuje do SUV-ów Coupe. Niby projekt autorski, ale nietrudno dostrzec podobieństwa z innymi modelami. Jest tu zarys wielu europejskich i japońskich wizji sztuki przemysłowej.
Kilkanaście prób na płycie poślizgowej z szarpakiem pokazało, że na śliskiej niczym lód nawierzchni, można opanować auto po wypadnięciu z obranego wcześniej toru jazdy przy prędkościach rzędu 40-50 km/h. Slalom obejmujący suchy i mokry asfalt udowodnił natomiast, że dynamiczne manewry przy niewielkich szybkościach nie robią na Omodzie większego wrażenia. Auto prowadzi się neutralnie i nie zachęca się zacieśniania zakrętów. Układ kierowniczy mógłby cechować się większą precyzją, a silnik lepszym wyciszeniem przy wyższych prędkościach obrotowych. Niemniej, widać, że Chińczycy szybko się uczą. Jeszcze kilka lat temu trudno było poważnie rozpatrywać taki samochód, mając w kontrze europejskie propozycje. Teraz sytuacja się zmienia.
Co ważne, Omoda zaczyna ekspansję wersją spalinową. Przed liftem mogliśmy korzystać z doładowanego motoru benzynowego o pojemności 1.6 litra - 186 KM. By wpisać się w wymogi Unii Europejskiej, moc spadła do 147 KM, a moment obrotowy ustalono na poziomie 275 Nm. Przy masie własnej nieznacznie przekraczającej 1500 kilogramów, to powinno wystarczyć do całkiem żwawej jazdy w mieszanych warunkach. Chiński SUV przyspiesza do setki w 10,1 sekundy i rozpędza się do 195 km/h.
W torowych warunkach nie zachwycał wigorem od startu, a dwusprzęgłowa, 7-stopniowa skrzynia automatyczna miewała różne nastroje. Niemniej, mechanizm działa płynnie, jeśli za mocno nie dociskamy gazu. Taka jest też ogólna charakterystyka wozu. W sam raz do spokojnego przemieszczania. Wtedy zużycie paliwa w cyklu średnim wyniesie około 8 litrów. Ostrzejsza jazda zaowocuje konsumpcją bliższą 11, a nawet 12 l.
Omoda dobrze wie, jak wpisać się w gusta Europejczyków, choć nas taka transformacja nie przekonuje. Duże ekrany, małe ikonki i problematyczna, wymagająca przyzwyczajenia obsługa. Tak to mniej więcej wygląda w chińskim SUV-ie.
Wersja po liftingu oferuje większe wyświetlacze (12,3 cala). Są przykryte wspólną taflą szkła i cechują się niezłą rozdzielczością. Gorzej z codziennym funkcjonowaniem. Menu jest dość przejrzyste, ale rozmieszczenie poszczególnych zakładek nie układa się szczególnie logicznie. Trochę inaczej niż w Europejczyku. Dobrze za to przedstawia się obraz z kamery cofania. Ta ma zasięg 360 stopni i różne perspektywy z nałożonym w środek autem. Efektowne. Na liście znajdziemy też audio sygnowane przez Sony i unikatowy dźwięk symulujący rajdówkę z popsutym wydechem. Uruchomimy to unikatowe brzmienie, wciskając przycisk Super Mode. Dyskusyjna rzecz.
Poza tym codzienną eksploatację umilą podgrzewane i wentylowane fotele, spora liczba schowków i ogólna, miła stylizacja kokpitu, choć nijaka. Dobrze, że konstruktorzy przyłożyli się do materiałów wykończeniowych. Te w górnej części deski są miękkie i przyjemne w dotyku. Tego samego nie powiemy o zapachu. Pamiętacie woń Toyoty i aut koreańskich z połowy lat 90.?
Przestrzeni wystarczy dla czterech osób. Z tyłu przydałoby się trochę więcej miejsca przed kolanami, ale dłuższa podróż nie będzie stanowić większego problemu. Szkoda, że bagażnik ma skromne 360 litrów. Oczekiwalibyśmy odrobinę więcej.
Omoda nie jest idealna, ale pokazuje, że Chińczycy uczą się błyskawicznie. Nie sprawdziliśmy jej na publicznych drogach. Na to przyjdzie pora za kilka tygodni. Próby torowe pokazały, że samochody z Państwa Środka są coraz bliżej Starego Kontynentu. Dalekie od niemieckiej precyzji i francuskiego komfortu, ale w ogólnym rozrachunku skutecznie punktują w większości konkurencji.
Koronny argument to cena. Personalizacja Omody 5 jest znikoma. Ogranicza się do wyboru koloru i jednej z dwóch specyfikacji. Podstawowa, choć bogato wyposażona, została wyceniona na 115 500 zł. Premium to wydatek rzędu 129 500 zł. Do tego doliczamy 7-letnią gwarancję z limitem 150 tysięcy kilometrów i pięć gwiazdek w testach zderzeniowych Euro NCAP. Szanse na sukces są. Zobaczymy, jak zareaguje rynek.