Nowy design? To już w Lexusie UX było (i do tego zmiany wręcz mikroskopijne). Samochód doczekał się bardzo symbolicznej kosmetyki już w 2022 r). Wtedy zmieniono wnętrze i wprowadzono lakierowane nadkola oraz kilka srebrnych dekorów na felgach, grillu i reflektorach). Po co zatem tuż przed majówką 2024 r. Lexus ściągnął dziennikarzy do serca winiarskiej Francji? Dobre pytanie.
Okazało się, że to Bordeaux stało się miejscem, w którym Japończycy pochwalili się modernizacją poważniejszą niż kilka nowych kresek na nadwoziu i przetłoczeń blach. Pora na drobne, ale jakże znaczące postępy w technice jednego z najchętniej kupowanych modeli Lexusa w Europie. Przyznaję, że Japończykom trudno odmówić umiejętności konsekwentnego unowocześniania krok po kroku.
Dla tych, którzy nie chcą zmierzyć się z dłuższym tekstem udostępniam ściągę. Innymi słowy, taki motoryzacyjny bryk. Oto co zmieniło się w Lexusie UX 2024.
Kluczowa wiadomość. 2024 r to ostatni rok UX 250h. Do klientów w Polsce trafiły już ostatnie egzemplarze w ramach wyprzedaży. Od maja 2024 r. czas na UX 300h. I to w dwóch odmianach — bazowej przednionapędowej oraz wersji E-Four z napędem na wszystkie koła. Do wyboru sześć wersji wyposażenia. Oto jak je wyceniono.
Które zatem będą się najlepiej sprzedawać? Z pewnością droższe i lepiej wyposażone (i zapewne z napędem na wszystkie koła). W Lexusie liczą jednak także na tych, którym wystarczy odmiana Business. Cena po rabacie jest taka, że zakup bazowej wersji Elegance nie ma sensu. Powtórzę. Nie ma sensu! Bez względu jednak na wybraną wersję czas oczekiwania będzie taki sam – ok. 2-3 miesięcy. Lexus ma tym samym spore szanse przeskoczyć kluczowych konkurentów w naszym kraju (w pierwszym kwartale 2024 r. sprzedano 763 egz). W Polsce to Audi Q3 (890 egz. w Q1 2024) i Volvo XC40 (1373 szt.).
Zmiany w japońskim crossoverze mogą wydawać się symboliczne. Lexus po raz kolejny zwiększył liczbę punktów zgrzewania, by poprawić sztywność konstrukcji. A to wedle inżynierów wiązało się z poprawą właściwości jezdnych. W dobrze znanym dwulitrowym silniku zmiany objęły układ wtryskowy i dolotowy, by poprawić emisję. Majstrowano także przy układzie chłodzenia (lepsze nagrzewanie kabiny zimą i chłodzenie latem). Lexus zafundował także nowy silnik elektryczny (znacznie mocniejszy i z funkcją odzyskiwania energii), w celu poprawienia rekuperacji, osiągów i zużycia paliwa. Przy okazji usztywniono podwozie (układ VPC ograniczający przechyły przy przyspieszaniu i hamowaniu). W kabinie zadbano o nieco lepsze wykończenie, wyciszenie i układy asystujące (włącznie z nakładką na kolumnę kierownicy do monitorowania wzroku kierowcy). Zainwestowano nawet w nowszy system multimedialny (w tańszych nawigacja działa tylko w trybie online).
Jak to jeździ? Pomiędzy winnicami i ciasnymi uliczkami francuskich miasteczek przemieszczałem się jedną z tych odmian, która powinna uplasować się w czołówce najchętniej kupowanych wersji. To UX 300h F-Sport E-Four. Czyli? Napęd na cztery koła, bogate wyposażenie i 199 KM mocy.
199 KM w niedużym crossoverze (niemal 4,5 m długości) w zupełności wystarczy. Na osiągi nie mogłem narzekać bez względu na to czy snułem się w korkach i strefach Zone 30, czy wydostałem się poza miasto albo na autostradę. Auto dobrze reagowało na gaz, więc nie było żadnej ospałości. Nie było także wrażenia nadmiaru mocy. Po prostu w sam raz. A co z wyciem? Jest tzw. jednostajny tojotowsko-lexusowy hałas pracy silnika na wyższych obrotach. Taki klimat. Taka hybryda. W UX 300h mi nie przeszkadzał.
Niewykluczone, że to po części to zasługa lepszego wygłuszenia. W tej mierze Lexus osiągnął znaczący postęp. Przynajmniej takie miałem wrażenie po jeździe autostradą i lokalnymi drogami. Nawet przy prędkościach autostradowych nie trzeba było podnosić głosu, by spokojnie rozmawiać z pasażerami. A to wbrew pozorom nie jest wcale takie oczywiste w wielu japońskich samochodach w Europie.
Czy coś jeszcze może zakłócić uczucie spokoju w Lexusie UX 300h (autem jeździ się bardzo wygodnie i relaksująco)? W odmianie F Sport trudno przeoczyć sztywniejsze zawieszenie, które oznacza nieco mniej komfortu w porównaniu z tańszymi odmianami, ale za to przyjemne i przewidywalne prowadzenie. To jednak żaden powód do narzekania. Bardziej ucieszyłbym się, gdyby japońscy inżynierowie wydłużyli siedzisko całkiem komfortowego fotela kierowcy, zwiększyli zakres regulacji kierownicy (na głębokość jak i na wysokość), powiększyli pojemność bagażnika czy wygospodarowali więcej przestrzeni na nogi dla siedzących na kanapie (z tyłu niestety dość ciasno jeśli za kierownicą cenisz niższą pozycję i bardziej wyciągnięte nogi). Oczekuję także lepszego układu monitorowania wzroku kierowcy (obecny jest przewrażliwiony). A to nie wszystko, czego oczekuję. Jest coś znacznie gorszego do poprawy.
Najgorsza rzecz w nowym Lexusie UX? To fatalna nawigacja (mapy dostarcza Here) z usługą obliczania trasy poprzez internet. Przerosła ją organizacja ruchu w regionie Nowej Akwitanii. We francuskich miasteczkach wielokrotnie prowadziła pod prąd. Niestety to również kiepskie źródło informacji o właściwym pasie ruchu. Grafika ze strzałkami asystenta pasa ruchu przypomina napisy na lekarstwach. Wszystko jest tak małe, że osoba ze słabszym wzrokiem będzie mieć spory problem, by cokolwiek dostrzec! Co zatem pozostaje? Podłącz smartfona (bezprzewodowe Android Auto i Apple CarPlay) i uruchom ulubiony mobilny program do nawigacji.
Owszem zawsze coś się znajdzie, by krytykować. To wszystko jednak drobiazgi. Mimo upływu lat Lexus UX to wciąż atrakcyjny samochód wyróżniający się starannością i solidnością wykonania. Do tego całkiem oszczędny. Najbardziej wprawieni (albo zdeterminowani) zejdą poniżej 4 l. Utrzymanie tempa w normalnym ruchu miejskim czy na autostradzie oznacza wartości bliżej 6 l. Najbardziej oporni kierowcy z nogą przyspawaną do podłogi zobaczą zaś wartości ok. 7 l. Wciąż dobrze! Wyjazd na premierę samochodu sfinansowała Toyota Motor Poland. Firma nie miała wpływu i wglądu w treść publikacji.