Z czym kojarzy się wam Suzuki Swift? Dla mnie to od zawsze synonim prostoty i niezawodności, zaklęty w skromną formę miejskiego auta. Pod tymi względami niewiele zmieniło się od jego premiery aż do tej pory. Nowy model Suzuki Swift jest skierowany do grupy kierowców o tradycyjnych upodobaniach, którzy nie lubią niespodzianek, a nowinki techniczne przyswajają powoli. Mimo to kilka razy podczas prezentacji prasowej tego modelu byłem mocno zaskoczony.
Po raz pierwszy testowałem Swifta jeszcze w latach 90. Tymczasem Suzuki twierdzi, że aktualny najnowszy Swift to czwarta generacja modelu, który zadebiutował w 2004 r. Jak to możliwe? Centrala zalicza do historii Swifta tylko jego globalne wersje, a dwie pierwsze nie były dostępne na wszystkich rynkach Europy, chociaż drugą bez problemu można było kupić w Polsce. Nie do końca rozumiem taką logikę, tym bardziej że miło wspominam tamtego Swifta (była nawet żwawa wersja GTi). A jak zapamiętam najnowsze wydanie Suzuki Swifta?
Po pierwsze to nie do końca prawda, że Swift numer cztery jest "zupełnie nowy", bo nowa generacja tego modelu została skonstruowana na tej samej platformie Heartect, co poprzedni Swift, a rozstaw osi i długość nadwozia nie zmieniły się znacząco. Wynoszą odpowiednio: 245 cm i 386 cm. Za to unowocześniono jego wnętrze i nadwozie, które przy okazji stało się bardziej aerodynamiczne. Dlatego moim zdaniem raczej trzeba mówić o modernizacji. Za to silnik Swifta naprawdę jest zupełnie nowy mimo konstrukcji łudząco podobnej do poprzednika. Benzynowy motor Z12E ma 1,2 l pojemności, trzy cylindry i rozwija maksymalną moc 83 KM.
Napęd nowego Swifta to tzw. miękka hybryda, w której silnik spalinowy jest wspomagany w trakcie przyspieszania i wyręczany na postoju przez "przerośnięty rozrusznik". Elektryczny motor ma moc ok. 3 KM, czerpie energię zbieraną przez akumulator litowo-jonowy o poj. 3 Ah, ale nie potrafi samodzielnie rozpędzać auta. Co ciekawe, mimo to w trakcie jazd testowych nowym Swiftem udało mi się uzyskać wyjątkowo niskie zużycie paliwa w okolicach 4 l/100 km, które jest porównywalne z najlepszymi napędami hybrydowymi. To było pierwsze duże zaskoczenie, ale chyba domyślam się jego przyczyny.
Można ją znaleźć w danych technicznych tego auta i to druga zaskakująca informacja. Mimo wyposażenia Swifta w różne elektroniczne układy poprawiające komfort i bezpieczeństwo, jego masa własna nie przekracza tony. Zgodnie z danymi technicznymi gotowy do jazdy Swift waży 949 kg! To szokująco mało, praktycznie już nie spotyka się tak lekkich nowych aut. Suzuki w jakiś sposób udało się to osiągnąć, a nawet połączyć z przyzwoitym komfortem jazdy i to mimo coraz dłuższej listy obowiązkowego wyposażenia z zakresu bezpieczeństwa.
Każdy motoryzacyjny inżynier wie, że niska masa jest kluczem do dobrego prowadzenia auta i niższego zużycia paliwa. Dzięki temu jedno i drugie udaje się osiągnąć mniejszym wysiłkiem technicznym i bez żadnych sztuczek. To dlatego nowy Swift nie tylko mało pali, ale i przyspiesza w miarę żwawo oraz prowadzi się całkiem dobrze. Nieduża masa własna sprawia, że samochód lekko zmienia kierunek, a jego zawieszenie sprawnie radzi sobie z nierównościami. Suzuki Swift w żadnym wypadku nie jest modelem dla miłośników adrenaliny za kierownicą (przyspieszenie do setki zajmuje 12,5 s, a prędkość maksymalna wynosi 165 km/h), ale trzeba przyznać, że jazda nim to odświeżające uczucie.
Również skrzynia pięciostopniowa (!) skrzynia biegów i układ kierowniczy działają wystarczająco precyzyjnie. Takie są dobre wiadomości. Nieco gorsze wrażenie robi kabina Swifta, bo można w niej znaleźć miks nowych, ale i przestarzałych rozwiązań. Z jednej strony jest tam duży 9-calowy centralny ekran i multimedia z Apple CarPlay i Android Auto. Drugie rozwiązanie działa nawet bezprzewodowo. Są też aż trzy gniazda USB (jedno USB-C i dwa USB-A) oraz sporo fizycznych przycisków, na których brak wszyscy narzekamy.
Z drugiej strony kierowca spogląda na tradycyjne analogowe wskaźniki, pomiędzy którymi na szczęście znalazło się miejsce na nieduży kolorowy ekran. Teraz nikt nie wydaje pieniędzy na klasyczne zegary, co, nawiasem mówiąc, też świadczy o tym, że Swift 4. generacji jednak nie jest całkowicie nowym autem. Taki element ucieszy miłośników klasyki tęskniących za "budzikami", ale nawet oni raczej nie będą zadowoleni z metody konfiguracji komputera pokładowego. Żeby zmienić bardziej skomplikowane ustawienia (np. konfigurację tzw. układów ADAS, czyli bezpieczeństwa aktywnego) trzeba użyć dwóch cienkich manipulatorów umieszczonych na krawędziach zestawu wskaźników, które pieszczotliwie są zwane "patykami". Można je wciskać, przytrzymywać i nimi kręcić. Kiedyś takie rozwiązanie było standardem, ale dziś trudno uznać je za wygodne, tym bardziej że na kierownicy Swifta jest wystarczająco dużo przycisków, którym można by przypisać takie funkcje.
Co jeszcze można napisać o wnętrzu Swifta? Tworzywa użyte do jego wykonania są raczej twarde, ale porządnie złożone w całość. Ilość miejsca dla czterech osób też jest akceptowalna, a bagażnik ma przeciętną pojemność 265 l. Nowe Suzuki Swift stanowi miks mniej i bardziej pozytywnych cech. Największe zalety, to: niska masa, prostota, przyjemne zachowanie w czasie jazdy, a przede wszystkim zaskakująco mały apetyt na benzynę. To tego trzeba dodać produkcję w japońskiej fabryce koncernu: Sagara, co zwłaszcza w przypadku takiej marki, jak Suzuki stanowi obietnicę niezawodności. Wady nowego Swifta to część zastosowanych rozwiązań w kabinie, która najlepsze czasy ma za sobą.
W przypadku oszczędnych miejskich modeli samochodów wszystko rozbija się o cenę. Za nowego Swifta trzeba zapłacić co najmniej 80 900 zł, bo tyle kosztuje wersja Premium z ręczną skrzynią biegów. Lepiej wyposażone odmiany Premium Plus oraz Elegance są droższe o 6 tys. zł i 10 tys. zł, a za dopłatą 7 tys. zł można zamówić do nich bezstopniową automatyczną skrzynię biegów CVT. Moim zdaniem ceny są trochę za wysokie, ale podobnie sądzę o większości nowych aut. Czy warto tyle wydać na Suzuki Swifta czwartej generacji? Nawet w najnowszym wydaniu miejski Swift na pewno nie jest autem dla miłośników nowinek technicznych, tylko raczej dla tradycjonalistów, za to budzi duże zaufanie. Ja się w nim czułem jak w domu, pewnie dlatego, że jeżdżę samochodami już prawie 30 lat i wiem, że nie wszystko złoto, co się świeci. Materiał powstał podczas wyjazdu zagranicznego sfinansowanego przez Suzuki Motor Poland Sp. z o. o. Firma nie miała wglądu w treść artykułu przed publikacją.