"Lexus w biedzie" – usłyszałem od jednego z pasażerów, gdy zobaczył na ekranie w konsoli obraz z jednej kamery cofania. "Tu nie ma kompletu kilku kamer?" - nie krył zaskoczenia, że w ogromnym luksusowym japońskim SUV-ie premium zabrakło zestawu kamer 360 st. I trudno się z nim nie zgodzić. Sam nie kryłem zaskoczenia, gdy tuż po odbiorze testowego egzemplarza RX 350h Prestige włączyłem wsteczny i ujrzałem obraz z tylnej kamery.
Oczywiście zestaw kamer monitorujących całe otoczenie samochodu jest dostępny w Lexusie RX. Można go dokupić w ramach pakietu (15 tys. zł) do droższych wersji wyposażenia Prestige i F Sport Design albo otrzymać w standardzie w najdroższej odmianie Omotenashi. W podstawowych i tańszych wersjach wyposażenia Elegance (cena katalogowa od 352 tys. zł, a obecnie obowiązująca to 299 tys. zł) i Business (od 362 tys. zł katalogowo) o tzw. panoramicznej kamerze możesz zapomnieć. Podobnie jak o projekcji, czyli HUD (wyświetlanie kluczowych danych na przedniej szybie).
Czy jeszcze na coś można narzekać w Lexusie RX? Pasażerowie nie kryli zdziwienia osiągami samochodu. Spodziewali się bowiem narowistego SUVa, który będzie wciskał w siedzenia i wył przy każdym mocnym wciśnięciu pedału gazu. Cóż, o narowistości nie ma mowy, gdyż RX 350H sprawnie nabiera prędkości, ale nie wciska przy tym w fotel. Wycie zaś zostało na tyle złagodzone, że tylko wyczulone ucho usłyszy miarowy hałas silnika pracującego na wysokich obrotach (choć samo wyciszenie nadwozia przy wyższych prędkościach nieco ustępuje niemieckim rywalom). Podkreślam – tylko wyczulone. Nikt z podróżujących nie krył zdziwienia, że w RX nie ma takiego nieprzyjemnego hałasu pracy zespołu napędowego, jaki znają z hybrydowych Aurisów, Priusów i Corolii tak kochanych przez wielu taksówkarzy.
Nie jest niespodzianką, że RX 350h to dobrze znana hybryda (technicznym krewniakiem pod względem napędu jest choćby popularna Toyota Highlander). A to oznacza silnik benzynowy 2,5 l o mocy 190 KM oraz dwa silniki elektryczne, wśród których przedni jest mocniejszy (134 KM) od tylnego (40 KM). Ile zatem mocy jest do dyspozycji? Proste dodawanie nie ma zastosowania w przypadku japońskiego napędu. Można zatem zapomnieć o mocy rzędu 300 – 350 KM. Tzw. sumaryczna moc napędu w Lexusie RX to 250 KM.
Czy 250 KM to nie za mało jak na ogromnego (prawie 4,9 m długości) i ciężkiego SUVa (masa własna przekracza 2 tony)? To zależy. Kto oczekuje wciskania w fotel i efektownych gonitw od świateł do świateł powinien zerknąć w stronę niezwykłego RX 500h z turbodoładowanym silnikiem benzynowym i napędem hybrydowym o łącznej mocy 371 KM (sprint od 0 do 100 km/h zajmuje 6,2 s). W przypadku RX 350h potrzeba zaś 7,9 s. Wyraźnie żwawsza jest zaś hybryda plug-in RX 450h+ (309 KM i 6,5 s do setki). Kto zaś oczekuje spokoju i wysokiego komfortu (nawet bez adaptacyjnego zawieszenia RX 350h cierpliwie, ale nieco zbyt sztywno próbuje izolować od większości zaniedbań drogowców i prowadzi się niemal tak jak oczekują tego amerykańscy klienci przemierzający długie międzystanowe proste) może w zupełności poprzestać na 350h. Do codziennych miejskich jazd czy długich podróży autostradami, czy ekspresówkami jest w sam raz (udany tempomat z płynnym i subtelnie działającym asystentem utrzymania w pasie ruchu). Dobrze reaguje (ale na pewno nie nerwowo) na każde wciśnięcie pedału gazu (Lexus chwali się, że spory wpływ na dynamikę ma nowa bateria niklowo-wodorkowa o większej gęstości energii) i oszczędza przy tym buksowania kołami przy próbie sprawnego włączenia się do ruchu (napęd na wszystkie koła). W sam raz jest także w kwestii ekonomii.
Ile paliwa zużywa Lexus RX 350h? Znów odpowiadam – to zależy. Przy spokojnym traktowaniu pedału gazu (i trybie jazdy eco) wynik poniżej 6 l zagości na długo na wyświetlaczu pokładowego komputera. Bardziej dynamiczna jazda w tempie ruchu drogowego to zwykle przedział ok. 6,5-6,7 l. Znakomicie! Kierowcy z tzw. ciężką nogą (oraz aktywnym trybem sport) i skłonnością do wyprzedzania niemal wszystkiego co pojawi się na drodze ujrzą zaś na wyświetlaczu ok. 10 l na każde 100 km. To wciąż dobry wynik jak na ogromnego SUVa.
Znamienne, że hasło ogromny nie było takie oczywiste dla pasażerów, których miałem przyjemność dłużej wozić. Japończykom udało się bowiem stworzyć taką stylizację nadwozia, że na pierwszy rzut oka Lexus RX wydaje się mniejszy (niektórym kojarzył się nawet z kompaktowym modelem). Nie sprawia wrażenia, że potrzebuje aż dwóch miejsc na parkingu pod supermarketem jak w przypadku dość ociężałych Audi Q7 czy Mercedesa GLE.
A czy wydaje się także mniejszy w środku? Cóż, Lexus RX skrywa spore wnętrze, w którym zadbano o komfortową przestrzeń dla 5 osób. W porównaniu z poprzednikiem (czwarta generacja, którą wytwarzano do 2022 r.) zabrakło zaś konfiguracji 7-osobowej (RX L). Czy jest czego żałować? Zapewne nie, gdyż cztery dorosłe osoby będą podróżować w iście królewskich warunkach (w trójkę na tylnej kanapie będzie już ciasno). I nie dotyczy to tylko kwestii miejsca na nogi, stopy, łokcie czy przestrzeń nad głową. Królewskie warunki dotyczą także materiałów, spasowania i jakości wykonania. Owszem nie zabrakło i twardych tworzyw, ale używano ich na tyle oszczędnie i w takich miejscach, by nie razić oczu nabywcy i nie wzbudzać irytacji (choć przyznaję, że brak flokowania kieszeni w drzwiach pozostawia pewien niedosyt).
Nowy Lexus RX z pewnością już nie irytuje tak jak poprzednik w jednej i to dość drażliwej kwestii – wygody obsługi system multimedialnego. Dobrze, że Japończycy wreszcie zrezygnowali z oryginalnego gładzika, który irytował wielu użytkowników. Zamiast tego jest zaprojektowany od podstaw znacznie nowocześniejszy system multimedialny. Pod względem obsługi przypomina nieco menu znane z czasów telefonów z Windows Phone (czego nie należy traktować jako negatywną notę), dzięki czemu wydaje się prosty i dość intuicyjny.
Słowa krytyki należą się zaś za pakiet łączności, kwestie logowania na własne konto użytkownika i powiązanie samochodu z aplikacją w smartfonie. W testowym egzemplarzu logowanie zwykle trwało długo (wiele czasu straciłem na sparowanie z aplikacją). Niekiedy zrywane było także połączenie z Apple CarPlay, co w tak wysokiej klasie nie przystoi (nie tylko jednak Lexus ma z tym problemy). Pewien niedosyt pozostawiło także standardowe pokładowe nagłośnienie z 12-głośnikami (w komplecie subwoofer). Kto przywykł do zestawów audio firmowanych przez Mark Levinson zapewne będzie skłonny dopłacić do lepszego systemu w nowym RX (niestety w obecnej gamie komplet 21 głośników zestawu audio premium dostępny jest tylko w najdroższej wersji Omotenashi).
A co z narzekaniem i komentarzami „Lexus w biedzie"? Pasażerowie szybko zapomnieli o kamerze cofania i skupili swoją uwagę na pomysłowych elektrycznych klamkach. Wszyscy zgodnie uznaliśmy, że to ciekawy pomysł (obsługa mimo wszystko wymaga chwili, by przywyknąć), który tym bardziej zasługuje na uwagę, gdyż świetnie współpracuje z układem SEA. To nic innego jak automatyczne blokowanie drzwi, by uniknąć kolizji. A to jedno z tych rozwiązań, które docenią nie tylko rodzice podróżujący z dziećmi. Nietrudno przy tym o wrażenie, że to dzieci zwykle będą podróżować na tylnej kanapie Lexusa RX (i pewnie jako pierwsze zaczną narzekać na dodatkową blokadę). Skąd takie przeświadczenie? Cóż, jak dotąd nowe RX najczęściej widuję przy szkołach i przedszkolach. Wcale mnie to nie dziwi.