Obok Mify 9 trudno przejść obojętnie. Szata zewnętrzna wprowadza do tej klasy sporo świeżości. Mimo, że konkuruje z elektrycznym Mercedesem Klasy V, wygląda zgoła odmiennie. Nawiązuje do pojazdów z filmów o przyszłości. Pozbawiona emblematu z przodu, pozostawia w głowach przechodniów mnóstwo pytań i skłania do zainteresowania. Dopiero rzut oka na tył zdradza, z czym mamy do czynienia. Tutaj mamy nazwę producenta i koncernu – Saic Motor. Pokrywa podnosi się elektrycznie, a panel LED-owy tworzy sporych rozmiarów kły połączone świetlną poprzeczką. Dość efektownie przedstawiają się też reflektory. Przypominają Range Rovera. Są aktywne, ale tylko w trybie płynnego przełączania między pozycją mijania a drogową.
Więcej testów nowych samochodów znajdzie na stronie głównej gazeta.pl. Poza tym, Mifa należy do dużych przedstawicieli gatunku. Mierzy 527 centymetrów długości, co akurat nie uprzykrza parkowania w mieście. Okazuje się dość zwrotnym i przyjemnym w manewrowaniu autem. Do tego ma 200 cm szerokości i 184 wysokości. Bez obaw wjedziemy na każdy parking podziemny. Rozstaw osi wynosi 320 cm. To tyle, ile mają BMW serii 7, Mercedes Klasy S czy długa wersja Audi A8.
Maxus nie stawia na potężną moc, a raczej większy akumulator. Auta chińskiego producenta skierowane są na komfort i relaksacyjną jazdę. Taką też charakterystykę ma pojedynczy silnik w Mifie. Rozwija 245 KM i 350 Nm. Parametry trafiają na koła przedniej osi. Mogłoby się wydawać, że to wartości dobre dla kompaktowego SUV-a, a nie vana o masie 2,5 tony. To jednak pozory, bowiem elektryk oferuje maksymalny moment obrotowy już od startu.
Mifą da się podróżować całkiem żwawo. Producent nie podaje przyspieszenia do setki, ale subiektywnie wynosi około 10-11 sekund. Dobra jest także prędkość maksymalna – 180 km/h. W tej kategorii ID.Buzz może pochwalić się jedynie wartością 145 km/h, a elektryczny Mercedes Klasy V 160 km/h. To istotne z punktu widzenia hotelarzy niemieckich transportujących swych gości na lotnisko. W razie presji czasu, Maxus może wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Co ważne, przy wysokich szybkościach jest stabilny i pewnie trzyma obrany kierunek. Do tego jest całkiem cichy. Pod warunkiem, że nie uchylimy jednego z dwóch szklanych dachów. Ten z tyłu ma spore rozmiary i przepuszcza do kabiny mnóstwo światła.
Utrzymując dopuszczalną w Polsce prędkość autostradową, Maxus dostarcza sporo relaksu. Przy okazji zużywa też zauważalne porcje paliwa. Komputer pokładowy wskazuje najwięcej 29,9, ale do tego rezultatu z powodzeniem możemy dodać 6-7 kWh. Jeśli jednak warunki są zmienne, a ruch duży, gdzie częściej skorzystamy z rekuperacji, na ekranie dostrzeżemy 22-24 kWh. To już zupełnie przyzwoity wynik.
Mifa bardzo dobrze czuje się na autostradzie i nie brakuje jej tchu przy wyprzedzaniu, nawet z trzeba osobami na pokładzie. Dobrze czuje się też w mieście, gdzie dość mocno wspomagany układ kierowniczy pomaga w parkingowych manewrach. Podobnie jak zestaw kamer 360 stopni i z widokiem z lotu ptaka. Ciekawy patent znajdujemy po włączeniu kierunkowskazu. Do 25 km/h mamy na centralnym ekranie obraz z bocznej kamery z naniesioną wizualizacją auta. Dzięki temu łatwiej ominąć ewentualne przeszkody. Jeżeli zapragniemy nieco więcej ikry, warto kliknąć w tryb sport. Wówczas, auto się lekko usztywnia i pozwala szybciej ruszyć spod świateł. Nie próbujmy natomiast wyścigowej rywalizacji w ostrych łukach. To nie jest żywioł Maxusa.
Chiński krążownik potrafi również efektywnie odzyskiwać energię. Korzystając z mocnej rekuperacji, rzadko będziemy sięgać do pedału hamulca. To rozwiązanie ma trzy stopnie siły. Dostęp następuje z pozycji centralnego ekranu. Trzeba tylko trafić w niewielką ikonkę. Na nierównej nawierzchni nie będzie to proste. Z tej samej pozycji obsługujemy systemy bezpieczeństwa. Aktywujemy lub wyłączamy. Warto zacząć od dezaktywacji układu utrzymującego auto w pasie ruchu. Jest niedopracowany i czasem może się wydawać, że żyje własnym życiem. Do tego alarmuje dźwiękowo i graficznie. Kolejną z przywar jest głośna praca zawieszenia na poprzecznych nierównościach. Z małymi radzi sobie bez zarzutu, ale te większe generują hałas.
Nie możemy zapominać o zasięgu. Mifa korzysta z litowo-jonowej baterii o pojemności 90 kWh netto. To jeden z lepszych wyników w skromnej klasie. Na autostradzie przejedzie około 250 kilometrów, a w mieście do 380-400. Przyzwoicie. Jeśli korzystamy z dobrodziejstwa inwentarza słupków DC, maksymalny transfer prądu wyniesie 130 kW. To wartość zbliżona do europejskich elektryków.
Mifą przyjemnie się jeździ, ale jeszcze lepiej spędza w niej czas, zwłaszcza w drugim rzędzie. Chińczycy postawili na maksimum wygody i zainstalowali w standardzie dwa kapitańskie fotele. Można się w nich zatopić niczym w szezlong przed domowym kominkiem. Zyskały wszechstronną regulację niemal w każdej płaszczyźnie. Jeżdżą do przodu, do tyłu, na boki, a poszczególnymi segmentami zawiadujemy z pozycji niezależnego ekranu przy każdym z nich. Przywodzą na myśl te stosowane w przedłużanych wersjach Mercedesa Klasy S i BMW serii 7. Do tego oferują wielokonturowy masaż, podgrzewanie i wentylację. Pełna opieka. Gorzej ma się rzecz w ostatnim, trzyosobowym rzędzie. Trzeba się do niego przeciskać pomiędzy sztywnymi podłokietnikami niezależnych foteli.
Z przodu, perspektywa podróżowania jest dobra. Siedziska i oparcia są obszerne, a wyprofilowanie boczne znikome. W sam raz, by odbyć długą, autostradową podróż. Przegląd pola jest niezły, ale zawodzi obsługa niektórych urządzeń. Centralny ekran dotykowy ma spory potencjał, ale dotarcie do poszczególnych funkcji nie będzie intuicyjne. Trzeba się czasem nagłowić, jak uruchomić pożądane ustawienie. Dłuższą chwilę zajmie też dotarcie do wajchy zawiadującej wycieraczkami i spryskiwaczem przedniej szyby. Jeśli to opanujemy, możemy ruszać w trasę.
W kwestii jakości, ta jest nierówna. Świetnie przedstawia się podsufitka z alcantary i znacznie gorzej morze plastiku na podszybiu. Dobrze, że całość solidnie zmontowano. Na nierównościach trudno wychwycić niepokojące dźwięki nacierających na siebie tworzyw. Wysoko oceniamy zestaw kamer 360 stopni, ale zdziwienie budzi radioodbiornik pozbawiony automatycznego strojenia w trasie. Co jakiś czas musimy na nowo wyszukiwać ulubione stacje. Za wisienkę możemy natomiast uznać nastrojowe oświetlenie LED. To paleta 64 kolorów z opcją pulsowania lub migotania. Dolne i górne panele możemy dostrajać indywidualnie.
Norweskiej firmie (RSA) importującej auta z Chin, nie będzie łatwo walczyć o klienta w tym segmencie. Mercedes EQV czy VW ID.Buzz, cieszą się lepszą renomą. Nie zmienia to faktu, że Maxus nie ma się czego wstydzić. Udowadnia też, że inżynierowie z Państwa Środka zrobili duży skok jakościowy. Mifę skierowali do wymagających odbiorców, żądnych praktycznego vana ze sporym zasięgiem. Do tego sowicie zaopatrzonym w gadżety z zakresu komfortu i bezpieczeństwa. Chiński van sprawdzi się zarówno pośród dużych rodzin, jak i w biznesie. Mimo kilku wpadek, można się z nim zaprzyjaźnić. Należy tylko przygotować się na wiele pytań na parkingach, skrzyżowaniach i podczas ładowania w miejscach publicznych.
Pozostaje jeszcze cena. Maxus wycenił swój okręt flagowy na 356 tysięcy zł brutto. Czy to dużo? Biorąc pod uwagę pełne wyposażenie w standardzie, niezbyt. Z drugiej strony, to wciąż chiński wóz dopiero budujący renomę na Starym Kontynencie. Istotne, że baza autoryzowanych serwisów jest coraz większa w Polsce, a auto z Azji dostępne niemal od ręki. Nie musimy się go obawiać. Samochód użyczył do testu oficjalny importer marki. Firma nie miała wpływu i wglądu w treść publikowanego testu.