Czy ktoś jeszcze pamięta Mitsubishi Colt? Ostatnia generacja zniknęła z salonów ponad dziesięć lat temu. Wówczas był to krewniak Smarta ForFour. Po długiej przerwie Colt jednak powraca za sprawą starań nowego prezesa Grupy Renault. Tym razem krewniak jest inny. To już Renault Clio w najnowszej odsłonie. Lecąc na jazdy testowe do Berlina zastanawiałem się, czy to tylko krewniak, czy też bliźniak. Już przy pierwszym kontakcie z samochodem japońskiej marki zyskałem pewność. Colt i Clio to techniczne bliźniaki. Czy coś w tym złego? Nie.
Warto pochwalić Mitsubishi za jedno. Podczas gdy Renault najchętniej chwaliło się najmocniejszymi i najbardziej zaawansowanymi wersjami Clio (do pierwszych jazd próbnych podczas europejskiej premiery udostępniano tylko wersję hybrydową o mocy 143 KM) to Japończycy podstawili także Colty ze skromniejszym trzycylindrowym motorem 1.0 MPI-T o mocy 91 KM. Nietrudno zgadnąć, że to on może cieszyć się większym powodzeniem w gamie. Dlaczego? Szczególnie w miejskich maluchach cena czyni cuda.
Lektura cennika szybko leczy ze złudzeń. Za najtańszego Colta z silnikiem 1.0 MPI-T o mocy 91 KM trzeba przygotować 86,7 tys. zł. Na hybrydę 1.6 HEV o mocy 143 KM potrzeba zaś co najmniej 126,2 tys. zł! Sporo! Mitsubishi tłumaczy, że nabywca otrzymuje bardzo bogato wyposażony samochód. Sęk w tym, że cennik bliźniaka, czyli hybrydowego Renault Clio z tym samym napędem 1.6 HEV zaczyna się już od 99 tys. zł. A co gorsza w cenie bogato wyposażonego Colta można mieć znacznie większą nową hybrydową Toyotę Corollę (do wyboru trzy warianty nadwozia: hatchback, sedan i kombi).
Nie dziwi zatem, że polski oddział Mitsubishi szacuje, że udział hybrydy w ogólnej sprzedaży Colta w naszym kraju sięgnie ok. 5-10 proc. Podobny udział prognozowany jest dla wersji, której Renault nie oferuje, czyli 1.0 o mocy ledwie 65 KM (cena od 71,9 tys. zł). Co zatem powinno sprzedawać się najlepiej? Mitsubishi wierzy, że Colt 1.0 MPI-T o mocy 91 KM będzie krajowym bestsellerem.
Jak jeździ Mitsubishi Colt 1.0 MPI-T z trzycylindrowym benzynowym motorem o mocy 91 KM? Zadziwiająco żwawo i zaskakująco cicho. Nietrudno o wrażenie, że nie tylko przy prędkościach typowych dla jazdy w mieście, ale także na autostradzie Colt okazał się zadziwiająco cichym autem. Co więcej, był przyjemniejszy dla uszu niż wersja hybrydowa, która szczególnie w zakresie prędkości 40-60 km/h wyróżniała się niezbyt przyjemnym buczeniem (wówczas silnik benzynowy najczęściej pracował pod większym obciążeniem, gdyż napędzał koła i doładowywał akumulator).
Pod względem zużycia paliwa nie było źle. Na drogach wokół Berlina mały benzynowy motor potrzebował ok. 5,5 l paliwa na każde 100 km. W przypadku jazdy w porannych korkach komputer pokładowy wskazywał zaś wartości powyżej 8 l. Cudów nie ma! Stąd nietrudno o rekomendację dla wersji hybrydowej w przypadku, gdy większość jazd zaliczymy w mieście, a w trasę ruszymy co najwyżej tylko na święta.
Przewaga hybrydy to nie tylko niższe zużycie paliwa. Można także liczyć na więcej frajdy z jazdy, dzięki autorskiemu napędowi hybrydowemu Renault. To bardzo oszczędna konstrukcja szeregowo-równoległa, którą tworzą niezbyt wysilony silnik benzynowy 1,6 l (94 KM), rozrusznik-alternator HSG o mocy 18 kW i silnik elektryczny 36 kW. W tej ciekawej konstrukcji nie zabrakło oryginalnej skrzyni biegów, czyli automatycznej skrzyni kłowej (twórcy chwalą się, że wykorzystali doświadczenia z wyścigów oraz zabawy klockami Lego). Do dyspozycji są dwa przełożenia dla napędu elektrycznego oraz cztery dla benzynowego. Tyle wystarczy, by przy bardzo spokojnej jeździe i prędkościach rzędu 50-60 km/h komputer pokładowy wskazywał wartości nawet poniżej 3 l! Tyle, co w Renault Clio.
Mitsubishi Colt nie tylko pali jak Renault Clio. Także jeździ jak Renault Clio. A to oznacza całkiem żwawą (nie sposób narzekać na dynamikę, nie licząc oczywiście pewnego opóźnienia w reakcji na wciśnięcie pedału gazu) i komfortową jazdę i sumienne wybieranie nierówności. Trudno także narzekać na stabilność jazdy poza jednym wyjątkiem. Gdy trafisz na wielokrotnie łataną nawierzchnię czy drogę pofałdowaną przez korzenie licznych drzew, to wówczas będzie nieco sztywniej i bardziej nerwowo. A tak było wokół Berlina, gdzie ku naszemu zdumieniu trafiliśmy na wiele dróg o nawierzchni znacznie gorszej niż w Polsce. Okazuje się, że nawet w tak gloryfikowanych Niemczech wciąż nietrudno o drogi, które nadają się tylko do gruntownego remontu.
Colt przypadł nam do gustu także za udany system wspomagający kierowcę na trasie. Odziedziczył znakomity aktywny tempomat (wygodna obsługa), który działał subtelnie i nie szarpał podróżującymi przy dostosowaniu prędkości. Układ płynnie zwalniał i równie płynnie nabierał prędkości. Szkoda, że równie dobrze nie funkcjonował zestaw rozpoznawania znaków drogowych. Tak jak w Clio często wprowadzał w błąd. Lepiej zatem polegać na aplikacji w telefonie niż pokładowej nawigacji w samochodzie.
Maluch japońskiej marki jest doskonałym dowodem na to, że francuska jakość wykonania (a właściwie turecka, bo samochód jest produkowany w zakładach w Bursie w Turcji) nie budzi żadnych zastrzeżeń. Żadnych! W naszym egzemplarzu nic nie trzeszczało i nie jęczało. Plastiki spasowano bardzo porządnie i solidnie zamocowano. Nie oszczędzano nawet na regulowanej półce w bagażniku, którą wykonano z grubszego materiału, który powinien wytrzymać nawet cięższe bagaże. Jest zatem co chwalić, co nie jest oczywiste w przypadku niektórych konkurentów.
We wnętrzu nowego Mitsubishi Colt jest tyle samo miejsca co w Clio. Samochodem mogą zatem podróżować cztery osoby dorosłe. Nie będzie im jednak zbyt wygodnie, ze względu na ograniczoną przestronność. Stąd Colta lepiej traktować jako drugie auto w gospodarstwie domowym lub malucha dla rodziny z małym dzieckiem.
Otwartą kwestią pozostaje czy Mitsubishi Colt znajdzie uznanie w oczach klientów. Na pewno zadowolone jest Renault (produkcja dla partnera w sojuszu), Mitsubishi (zostaje w Europie, która jest dla Azjatów prestiżowym rynkiem) czy polski importer (jest czym handlować i można zachować pracę) oraz serwisy (przeglądy i dostępność znacznie tańszych części niż w przypadku aut z Japonii). A co z klientami? Skoro udało się ich przekonać do ASX, czyli klona Renault Captur to Colt także ma szansę. Pozycji lidera segmentu B jednak mu nie wróżę. W tak mocno obstawionej klasie maluchów (Citroen C3, Hyundai i20, KIA Rio, Opel Corsa, Peugeot 208, Renault Clio, Skoda Fabia, Toyota Yaris) trzeba coś więcej niż klona bardzo udanego modelu. Na niewielką niszę będzie jednak w sam raz. Wyjazd na pierwsze jazdy testowe został sfinansowany przez Mitsubishi. Firma nie miała wglądu i wpływu na treść przygotowanej publikacji.