Patrząc z daleka na zmodernizowane Porsche Cayenne trzeba się chwilę zastanowić, żeby znaleźć różnice względem wersji sprzed modernizacji. Szczerze mówiąc, bez zaglądania wcześniej na stronę prasową Porsche, trudno mi byłoby wymienić te rewolucyjne zmiany, o których usłyszałem podczas światowej premiery nowego Cayenne. Można pomyśleć zatem, że te górnolotne hasła Porsche o "kompleksowej" i "najszerszej modernizacji w historii marki", którymi emanował na konferencji Michael Schatzle, ojciec chrzestny modelu Cayenne, są mocno przesadzone i... napompowane. Więcej o nowych samochodach piszemy na Gazeta.pl.
Zwróciłem uwagę jedynie na światła. Z przodu pojawiły się nowe lampy – charakterystyczne dla Taycana Matrixy z czterema punktami świetlnymi. Nota bene na konferencji właśnie temu elementowi poświęcono najwięcej czasu, ale o tym później. Z kolei z tyłu listwa tylnych lamp została uproszczona – teraz jest węższa, zniknęło też charakterystyczne taliowanie na wysokości klapy bagażnika. I to by było na tyle. Dopiero później dowiedziałem się od inżynierów, że zastosowano tu także liftingowe standardy, czyli nowe kolory i nowe wzory felg (Cayenne może wyjechać z salonu na 20, 21 lub 23-calowych obręczach). Szczerze ani nowa paleta barw, ani obręcze nie wyglądają zbyt imponująco.
No i dopiero po zapakowaniu się do środka, widać, o co było tyle hałasu. Wnętrze przebudowano gruntownie. Tu pierwsze skrzypce gra minimalizm, ale bardzo estetyczny i co ważne funkcjonalny. Kokpit Cayenna przypomina teraz ten z Taycana, czyli mamy tu dwa ekrany (jeden dla kierowcy, drugi wyłącznie do dyspozycji pasażera – jest on niewidoczny z pozycji kierowcy, sprawdzone) bardzo ładnie zmieszczone w desce. Nic tu nie wystaje, nie wygląda jak przyklejone na siłę.
Z kolei wirtualne zegary klasycznie wpasowano w zagłębienie przed kierowcą. Na tunelu środkowym pomiędzy pasażerem i kierowcą, podobnie, jak w Taycanie jest kolejny wyświetlacz do sterowania klimatyzacją. Tu jednak w odróżnieniu od flagowego elektryka, pojawiły się mechaniczne przełączniki, które zdecydowanie ułatwiają życie kierowcy podczas jazdy.
W imię cyfryzacji i pochwały minimalizmu zniknęła też klasyczna dźwignia zmiany przełożeń na środkowym tunelu. Zastąpił ją mały przełącznik, który umieszczono po prawej stronie elektronicznych zegarów. Jest ładny, ma miłe kliknięcie przy zmianie trybu jazdy, ale... mnie nie przekonuje to rozwiązanie, szczególnie że zasłania go wieniec kierownicy. Dla mnie jest to po prostu mało intuicyjne i niewygodne miejsce. Jak już się czepiam, to mam jeszcze jedną uwagę. Do tej pory zastanawia mnie co kierowało projektantami, kiedy zdecydowali się usunąć daszek nad wyświetlaczem zegarów umieszczonych przed kierowcą. Wygląda to trochę jak auto odebrane z serwisu przed ostatecznym zmontowaniem deski. Plus jest taki, że podczas jazdy w słońcu, nie ma to większego znaczenia dla czytelności wyświetlacza.
Reszta to już klasa sama w sobie. Świetne materiały, miękkie i miłe w dotyku skóry, plastiki, Alcantara i zamsze. Wszystko świetnie spasowane. Trudno się do czegoś przyczepić.
Po modernizacji z oferty Cayenne znika najmocniejsza wersja Turbo GT – jednak tylko z Europy. W USA i na innych rynkach nadal będzie w ofercie. Ale spokojnie! Silnik V8 nadal będzie dostępny we flagowym SUV-ie Porsche na Starym kontynencie. Niemcy zdecydowali się na "upgrade" wersji S, która zamiast V6 ma teraz silnik V8. Zatem teraz jest prościej. Aktualnie w ofercie jest bazowy Cayenne (silnik V6), Cayenne E-Hybrid (V6 plus silnik elektryczny) oraz wersja S (V8) i to na razie tyle, choć ma być też GTS. Oczywiście wszystkie odmiany można mieć w klasycznej wersji nadwozia lub odmianie coupe, która wymaga dopłaty 20 tys. złotych.
Niestety, przy okazji liftingu przemodelowano także ceny. Nowy cennik otwiera teraz kwota 428 tys. zł (dopłata do coupe wynosi 20 tys. zł), czyli o równo 30 tys. więcej niż do tej pory. Cayenne E-Hybrid wyceniono na co najmniej 458 tys. zł (473 tys. zł za coupe), a Cayenne S – 529 tys. zł (coupe od 555 tys. zł).
Co za to dostajemy? Między innymi zmodernizowane jednostki. Pojemność silnika V6 wzrosła z 2,9 do 3,0 litrów, a jego moc zwiększyła się o 14 KM. W wersji hybrydowej podkręcono także silnik elektryczny – aktualnie ma 176 KM – oraz zwiększono pojemność baterii z 17,9 do 25,9 kWh. Według zapewnień producenta wydłużyło to zasięg w trybie elektrycznym do 90 km. Wyższe ceny ma też nieco zrekompensować kilka dodatków, za które Porsche nie wymaga w nowej odmianie dopłaty.
Jaki jest efekt? Zwykła wersja rozpędza się do "setki" w 5,7 s, hybryda potrzebuje 4,9 s, a wersja S z V8 pod maską 4,7 s. Czy poczujecie te modyfikacje za kierownicą? Szczerze wątpię. Porsche Cayenne, szczególnie w trybie Sport Plus jest szybkie, sprawnie reaguje na wciśnięcie gazu (choć w wersji hybrydowej, wydaje się robić to z lekkim opóźnieniem, jakby dawał nam czas na zastanowienie, czy na pewno chcemy zwiększać nasz ślad węglowy) i nadal prowadzi się perfekcyjnie.
Zwinność tego 2,3 tonowego auta jest wzorem do naśladowania. Na krętych drogach nawet wyżej umieszczony środek ciężkości nie daje się we znaki i to w cięższej odmianie hybrydowej. Zapewne nieco pomaga tu zawieszenie Porsche Active Suspension Management, czyli kolejna nowość w Cayenne, ale umówmy się – już przed liftingiem Cayenne charakteryzował się zwinnością hot-hatcha.
Po modyfikacjach miało był oszczędniej. Mnie w warunkach mieszanych (autostrada plus kręte alpejskie drogi) udało się uzyskać w wersji hybrydowej średnie spalanie na poziomie 8,4 l/100 km co nie jest wynikiem rewelacyjnym. Oszczędny kierowca mógłby jeszcze nieco urwać z tego, ale z drugiej strony, czy w Cayennie walka o każdy litr paliwa jest aż tak istotna?
Lista modyfikacji Cayenne jest całkiem długa. Inżynierowie nie ograniczyli się bowiem do poprawy silników i przemodelowania wnętrza, ale także podłubali co nieco przy zawieszeniu i zastosowali nowe lampy LED z matrycami wykonanymi w technologii Matrix – to kolejny element wspólny z Taycanem. Na konferencji można było odnieść wrażenie, że reflektory są tym "game changerem", z którego najbardziej dumni są projektanci nowego Cayenne. I faktycznie na filmie pokazowym możliwości matryc są imponujące, ale swoją drogą tę technologię widziałem już 10 lat temu na prezentacji firmy Osram.
W Porsche system potrafi "wycinać" w jednym czasie pieszego idącego poboczem po prawej stronie i nadjeżdżające z naprzeciwka auto, a przy okazji doskonale oświetlać drogę przed autem i po jej bokach. Czy faktycznie tak dobrze to działa? Tego nie udało się sprawdzić na drodze, bo podczas prezentacji w austriackich Alpach mieliśmy okazję jeździć wyłącznie w ciągu dnia.
Szumnie zapowiadane zmiany, zakrojone na niespotykaną do tej pory skalę, faktycznie na papierze są duże, ale czy odmieniły znacznie Cayenne? Tak naprawdę chyba tylko jego wnętrze, które prezentuje się doskonale, jednak umówmy się, przed liftingiem też nie było źle. Reszta poprawek jest już znacznie trudniej zauważalna, ale tylko dlatego, że Cayenne przed modernizacją był po prostu świetny. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że to ostatni Cayenne w wersji spalinowej z V6 i V8 pod maską. To oczywiste, że niebawem zastąpi go elektryczny SUV. Materiał zrealizowany podczas wyjazdu sfinansowanego przez markę Porsche.