Testy samochodów, to w praktyce recenzje, które zawsze są subiektywne. Obiektywne bywają tylko dane techniczne i wyniki pomiarów. Dlatego obiektywny test polegałby na ich podaniu i nie wymagałby żadnego komentarza, bo każde słowo byłoby czyjąś opinią. Wrażenia z jazdy są indywidualne, więc trudno mieć pretensje do kierowców, że odmiennie oceniają identyczne auta.
Więcej testów nowych samochodów przeczytasz na stronie Gazeta.pl
Dlatego nie wstydzę się napisać, że w którymś momencie spędzonym za kierownicą małego Suzuki Jimny pomyślałem sobie: to jest jeden z najlepszych nowych samochodów, jakie można kupić i to bez względu na cenę lub klasę. Właśnie w tamtej chwili dla mnie i tylko dla mnie Suzuki Jimny było najlepszym autem na świecie, bo prowadząc je, czułem się szczęśliwy.
To może wydawać się dziwne, tym bardziej że testowany przeze mnie egzemplarz Jimny był wyjątkowo spartański. Suzuki Jimny w 2020 roku zostało wyeliminowane z europejskiego rynku przez zaostrzone normy emisji. Rok później triumfalnie wróciło, całe w niebieskim kolorze. Japoński koncern skorzystał z faktu, że samochody dostawcze są traktowane przez ustawodawcę łagodniej i wprowadził ten model do Europy ponownie, ale w wersji użytkowej z homologacją ciężarową N1.
Dlatego testowane Suzuki Jimny jest jeszcze prostsze od poprzednio dostępnych modeli. Ma tylko dwa fotele i stalową kratę przykręconą tuż za nimi, która oddziela przestrzeń osobową od użytkowej. Za to pojemność bagażnika to teraz aż 863 litry. W wyposażeniu znalazły się też stalowe koła i radio z poprzedniej epoki.
Szczerze mówiąc, zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo w terenówkach często mniej znaczy więcej. To, co w innych samochodach byłoby wadą, w tej kategorii staje się plusem. Luksusy tylko niepotrzebnie podnoszą masę i komplikują obsługę. Wyposażenie testowego egzemplarza Suzuki idealnie pasuje do tego modelu. W dostawczej wersji Jimny traci resztę uroku małej bulwarówki i staje się tym, do czego było zaprojektowane: pełnokrwistym samochodem terenowym.
Jest wiele wyznaczników prawdziwej terenówki, a Suzuki Jimny ma chyba wszystkie pierwszorzędne cechy tego gatunku. Wcale nie chodzi o kanciaste nadwozie. Samochody terenowe są skonstruowane inaczej niż osobowe. Dlatego Suzuki Jimny ma ramę nośną, sztywne osie zawieszenia, duży skok amortyzatorów, małe zwisy nadwozia i krótki rozstaw osi (225 cm), co zapewnia atrakcyjne kąty natarcia, zejścia i wykrzyżowania osi (odpowiednio: 37, 49 i 28 stopni), mechanicznie załączany stały napęd na cztery koła, którego nie można włączać na asfalcie, bo jest pozbawiony centralnego mechanizmu różnicowego.
Jest też układ kierowniczy z przekładnią śrubowo-kulkową zamiast listwy zębatej. Mają je tylko dostawczaki i prawdziwe terenówki. Z tego powodu układ kierowniczy Jimny jest mało precyzyjny, ale zapewnia większy kąt skrętu kół i wytrzymują znacznie większe obciążenia. Nawet tworzywa, z których wykonano prostą deskę rozdzielczą Suzuki, są twarde i mocne, tak żeby wiele wytrzymały i były łatwe do oczyszczenia z błota. Suzuki Jimny ma jeszcze dwie przydatne w terenie cechy, których brakuje nawet jego konkurentom. Bardzo niską masę i nieduże rozmiary. Waży mniej niż 1,1 tony, dzięki czemu, zamiast zakopać się w błocie, czy piasku prześlizguje się po nim. Szerokość nadwozia to zaledwie 164,5 cm, więc znacznie łatwiej przeciskać się nim pomiędzy drzewami albo skałami.
Z wymienionych wyżej powodów Suzuki Jimny 1.5 VVT 4WD nie jeździ się najlepiej po asfalcie. Trzeba to robić płynnie i raczej wolno, ale mimo to jazda tym autem po utwardzonych drogach sprawiała mi ogromną przyjemność. Małe nadwozie o długości poniżej 3,5 m buja się wesoło na stalowych kołach, 5-biegowa (!) skrzynia chodzi twardo i precyzyjnie, a mocy nigdy nie brakuje. Wolnossący silnik benzynowy o poj. 1,5 l osiąga tylko 102 KM i rozpędza auto do raptem 145 km/h, ale nigdy nie miałem potrzeby jechać nim tak szybko, ani przyspieszać lepiej, niż się dało. W trakcie normalnej jazdy silnik dobrze sobie radzi z niedużą masą auta, tylko trzeba często sięgać do drążka zmiany biegów.
Małym dzielnym Suzuki jeździłem głównie po utwardzonych drogach. Ludzie się oglądali za nami, jakby samochód nie kosztował 108 900 zł, tylko dziesięciokrotnie więcej. W teren starałem się nim nie zapuszczać, po pierwsze dlatego, że miało drogowe opony. Po drugie w polskim oddziale Suzuki są osoby, które mają smutne miny, kiedy tego samochodu używa się zgodnie z przeznaczeniem.
Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo nawet z jazdy po asfalcie czerpałem dużo frajdy. Zaprojektowane przez Hiroyukiego Yonezawę Suzuki Jimny czwartej generacji (JB64) to wspaniałe auto znakomicie spełniające funkcję, do której jest predestynowane. Wcale nie chodzi mi o jazdę po bezdrożach. Kocham Jimny, bo fantastycznie wygląda i poprawia mi humor, ilekroć wsiadam za jego plastikową kierownicę.
Przy okazji zdałem sobie sprawę z jeszcze czegoś: w motoryzacyjnym świecie jestem minimalistą, bo nie potrzebuję do szczęścia więcej emocji, niż jest mi w stanie zapewnić Suzuki Jimny. W dodatku teoretycznie nawet stać mnie na ten model, a mogę to powiedzieć o niewielu samochodach z mojej listy marzeń. Suzuki Jimny jest najtańszym nowym autem, które zasłużyło na miejsce w moim wirtualnym garażu. To chyba wystarczy, żeby nazwać je jednym z najlepszych samochodów na świecie. Przekonajcie mnie, że nie mam racji.
Samochód udostępniła do testu redakcji Moto.pl firma Suzuki Motor Poland.