Egzemplarz, który trafił w nasze ręce pochodzi z 2016, ale debiut trzeciej generacji przypada na 2008. Wówczas Japończycy zdecydowali się powalczyć z niezbyt pochlebnymi opiniami poprzednika. Drugie wcielenie nie przyniosło chluby Toyocie. Wiele auta przedwcześnie rdzewiało, miewało kłopoty z elektroniką pokładową i motorami wysokoprężnymi. Tym razem znacznie lepiej producent załatwił sprawę zabezpieczenia antykorozyjnego. Niewielu użytkowników skarży się na niedomagania w tej kwestii, o ile dany pojazd nie miał poważnej przygody wypadkowej. Nieźle też przedstawia się sam lakier, choć możemy spotkać się z głosami na temat wrażliwości na mechaniczne uszkodzenia.
Widoczny na zdjęciach egzemplarz nie miał łatwego życia, ale biały, podstawowy lakier niewymagający przed ponad dekadą dopłaty nie nosi śladów wyraźnego zużycia. Próbę czasu dobrze zniosły reflektory z halogenowymi światłami. W opcji występowało też biksenonowe oświetlenie i dość często spotkamy je w ogłoszeniach. Po drugim liftingu przeprowadzonym w 2015, mocniej zaokrąglono przód i dodano LED-y do jazdy dziennej. Poza tym, Avensis nie rozpieszcza rozmiarami – 470 cm długości, 181 szerokości i 148 wysokości. Rozstaw osi wynosi 270 cm.
Odmiana Active była jedną z najtańszych oferowanych przed 7 laty. Skierowano ją do flot, by w Excelu wszystko się zgadzało, a handlowcy mogli szturmować rozmaite przetargi. Trzeba przyznać, że taka polityka sprawdziła się całkiem nieźle, bowiem pośród ogłoszeń znajdziemy wiele podobnie wyposażonych egzemplarzy. W tym przypadku, nie spodziewajmy się fajerwerków, a jedynie podstawowych udogodnień. Szyby przednie regulowane są elektrycznie, a z tyłu już ręcznie. To rzadki widok w klasie średniej. Za to pancerny. Skórę obszyto skórą i mimo 124 tysięcy przebiegu, nie widać na niej śladów użytkowania. Nieco gorzej przedstawia się lewarek manualnej skrzyni, choć tylko esteci będą myśleć o jego wymianie. Reszta elementów przedstawia się bez zarzutu. Toyotę solidnie zmontowano, ale z przeciętnych tworzyw. Mamy do czynienia ze sporymi połaciami twardego i czarnego plastiku. Niewiele też znajdziemy tutaj udogodnień.
Półautomatyczna klimatyzacja zyskała do bólu prosty panel z kreskową skalą regulacji temperatury. Radio świetnie odnalazłoby się w latach 90. Proste menu umożliwia błyskawiczną aklimatyzację, ale sparowanie telefonu zajmie dłuższą chwilę. Dobrze natomiast oceniamy analogowe zegary umieszczone w tubach. Nie zabrakło w nich miejsca na wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej i nieskomplikowanego ekranu komputera pokładowego. W porównaniu do obecnych samochodów klasy D, japoński projekt trąci myszką, ale przypadnie do gustu konserwatywnym użytkownikom.
Bazowe fotele są całkiem wygodne, ale brak im podparcia bocznego. Pozycja za kierownicą nie pozostawia wiele do życzenia. Sporo miejsca jest też w drugim rzędzie. Kanapa zyskała komfortowe oparcie i masywny podłokietnik. W sam raz na długą podróż. Za plecami pasażerów wygospodarowano bagażnik o pojemności 510 litrów z niezbyt obszernym otworem załadunkowym.
Paleta napędowa Toyoty składała się z wysokoprężnych i benzynowych jednostek. W kwestii ropniaków, inżynierowie nie wyciągnęli niestety wniosków z poprzednika. Tym samym, mamy do dyspozycji 2.0 i 2.2 D-CAT o ponadprzeciętnej awaryjności (124-126, 150 i 177 KM). Główny problem dotyczy nietrwałego układu rozrządu i erozji bloku silnika. Właśnie dlatego znacznie lepiej wartość trzymają benzyniaki. Przy okazji liftingu, w gamie pojawiły się motory z BMW – 1.6 i 2.0 o mocy 112 i 143 KM. Są wyraźnie lepsze od japońskiej myśli technicznej, ale nie bez wad.
Zdecydowanie godne polecenia są warianty benzynowe. Ofertę otwiera 4-cylindrowy 1.6 o mocy 132 KM. Pasuje do Yarisa lub Corolli, a w Avensisie sprawdzi się tylko w mieście. Gamę uzupełniły 1.8 147 KM i 2.0 152 KM z systemem Valvematic i teoretycznie bezobsługowym łańcuchem rozrządu.
Dynamika każdego z nich nie pozwala na szaleństwo, zwłaszcza w trasie. 1.8 ma 180 Nm i ręczną przekładnię o 6 stopniach. Zestopniowanie skrzyni dalekie jest od ideału, a poszczególne przełożenia wchodzą dość lekko. Temu zjawisku wtóruje dość gumowy układ kierowniczy, nastawiony na przyjemność i łatwość manewrowania na parkingu. Japońscy konstruktorzy nastawili się na komfort także z układem jezdnym. Jest w zasadzie całkiem sprężysty, ale w żadnym calu nie zachęca na sprawdzanie granicznych wartości praw fizyki. Avensisem wygodnie się podróżuje na 16-calowym felgach z oponami w rozmiarze 205/60. Auto skutecznie radzi sobie z większością ubytków, choć na tych większych zawieszenie potrafi wydać nieprzyjemny odgłos.
Motor chętnie wkręca się na obroty, ale nie podąża za nim wskazówka prędkościomierza. Na papierze, Avensis przyspiesza do setki w 9,4 sekundy. W praktyce, można odnieść wrażenie, że ten proces trwa 2-3 sekundy dłużej. O ile w mieście ten fakt za bardzo nie przeszkadza, o tyle w trasie, z trzema osobami na pokładzie i bagażem, już tak. To zdecydowanie propozycja dla statecznych kierowców. Ci z pierwiastkiem sportowym, powinno skierować uwagę na doładowane silniki konkurencji. W Toyocie docenimy natomiast niezłe wyciszenie i znikomą podatność na boczne podmuchy wiatru. Zużycie paliwa w cyklu mieszanym wyniesie od 8 do 9 litrów. W mieście niełatwo przekroczyć 10 l, a w spokojnej trasie da się zejść do 7.
Najważniejsze jednak, że w przypadku omawianego egzemplarza, benzynowa jednostka zdała egzamin śpiewająco, choć nie miała łatwego życia. Co prawda, w papierach widnieje jeden właściciel, ale samochód użytkowało wielu kierowców. Jedni oszczędzali Japończyka, a inni wszędzie byli spóźnieni. Do tego dochodzi eksploatacja po dziurawych miejskich drogach. To na Avensisie nie zrobiło większego zawieszenia. Mimo 124 tysięcy kilometrów na liczniku, auto wciąż ma fabryczne zawieszenie. Rutynowy serwis polegał na wymianie oleju i filtrów co 15 tysięcy kilometrów. Mimo głosów na forach dotyczących konieczności dolewania oleju, tutaj ten problem nie wystąpił ani razu. Dzielnie też codzienne zmagania zniosło sprzęgło i układ rozrządu. Dwukrotnie wymieniono za to klocki i tarcze z przodu (2 razy 700 zł) i raz klocki z tyłu (250 zł). Mimo lat, reszta elementów pozostała oryginalna.
Toyota pokazała, że opinia o bezawaryjności nie jest bezzasadna. Mimo intensywnej eksploatacji, Avensis dzielnie nawija kolejne kilometry zarówno w mieście, jak i na autostradzie. Nie wyróżnia się z tłumu, ale to jest właśnie jego siła w oczach dyskretnych użytkowników. Zdał próbę czasu i pokazał, że wybór Japończyka ma też odzwierciedlenie na rynku wtórnym. O ile utrata wartości wariantów wysokoprężnych jest znaczna, o tyle benzyniaki trzymają cenę.
Nasz egzemplarz z 2016 kosztuje niewiele ponad 60 tysięcy zł. To zaledwie 30 tysięcy mniej, niż trzeba było za niego zapłacić w salonie przed 7 laty. Do tego istotną rolę gra bezwypadkowa przeszłość i krajowego pochodzenie. Takie egzemplarze są cenione i poszukiwane. Jak pokazuje opisywany przypadek,azjatyckiego przedstawiciela klasy średniej z motorem benzynowym nie musimy się lękać. Wystarczy regularnie zmieniać olej i cieszyć się z bezproblemowej eksploatacji.