Zgadza się, ponad 300 tys. zł za samochód to wciąż dużo. Mało kto trzyma tyle w skarbonce, ale trzeba wziąć pod uwagę, że podobnego auta nie kupicie nawet za wielokrotnie większą kwotę. To jeden z najbardziej wyjątkowych i najciekawszych samochodów, jakimi kiedykolwiek jeździłem. Więcej testów nowych aut przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
Dlaczego tak uważam? Żeby to zrozumieć, trzeba sięgnąć do archetypu samochodu sportowego. Gdy mowa o drogowych autach, moim zdaniem liczy się przede wszystkim przyjemność wynikająca z jazdy. Jeśli tak, Alpine A110 GT jest absolutnym królem, ale nie zrozumieją tego osoby, dla których liczy się tylko wgniatające w fotel przyspieszenie i absurdalne prędkości. Wprawdzie francuskie coupe przyspiesza do setki w zaledwie 4,2 s i osiąga prędkość 250 km/h, ale nie to jest w nim najważniejsze.
Kwintesencją sportowej jazdy zwinność i precyzja prowadzenia. Alpine A110 GT stanowi pod tym względem wzór dla większości producentów. Tak dobre właściwości udało się osiągnąć, bo koncern Renault nie poszedł na kompromis.
Podstawy konstrukcji całej rodziny marki Alpine, przywróconej do życia przez koncern Renault raptem pięć lat temu, stanowią kwintesencję sportowych aut. Chodzi o sztywne nadwozie, w którym silnik został umieszczony nie z przodu, ale centralnie, tuż za plecami kierowcy. Dzięki temu samochód zachowuje się niesamowicie neutralnie i jest precyzyjny jak chirurgiczny skalpel.
Na świecie jest niewiele takich modeli aut i może to dobrze, bo dzięki temu właściciele innych sportowych samochodów nie wiedzą, co tracą. Po przejażdżce jednym z aut o podobnej konstrukcji — nadwoziem coupe i silnikiem umieszczonym centralnie — łatwo zakochać się w takim rozwiązaniu. Za to potem znacznie trudniej czerpać radość z jazdy innymi autami.
Jeżeli wziąć pod uwagę modele z centralnym układem silnika dostępne za kwotę możliwą do wyobrażenia przez śmiertelnika, da się je policzyć na palcach jednej ręki. Dodatkowo Alpine A110 ma jeszcze jeden atut, niedostępny nawet w supersamochodach za miliony. Francuski samochód jest bardzo lekki, w wersji A110 GT waży nieco ponad 1100 kg, co zapewnia zwinność prowadzenia nieporównywalną z jakimkolwiek innym samochodem będącym aktualnie w sprzedaży.
W dodatku wersja GT (od słów Grand Tourer) ma służyć do podróżowania i jest najbardziej cywilizowaną odmianą A110, dzięki czemu łatwiej z nią żyć na co dzień. Została wyposażona w porządniejsze, wręcz eleganckie wnętrze i zapewnia zaskakująco wysoki komfort jazdy.
W Alpine A110 GT podoba mi się jeszcze coś. W porównaniu z większością współczesnych samochodów ma stosunkowo prostą konstrukcję. Jest tylko przycisk "Sport" na kierownicy wzmacniający wrażenia, ale zupełnie nie brakuje dodatkowych trybów jazdy, ustawień pracy skrzyni biegów i sterowanego elektronicznie zawieszenia. Częściowo, ponieważ fabryczne ustawienia wszystkich układów są bliskie ideału.
Czas wymienić potencjalne minusy: w środku Alpine A110 GT jest ciasno i brakuje schowków. Nie ma kieszeni w drzwiach a do sporej półki pomiędzy fotelami trudno się dostać. Za to jest elegancki pojemnik wiszący pionowo na ścianie grodziowej komory sinika pomiędzy fotelami. Mieści się tam zaskakująco dużo rzeczy, ale trudno do niego sięgnąć. Dwa mikroskopijne bagażniki nie są w stanie tego zrekompensować.
Przedni kufer jest tam, gdzie w większości aut mieści się silnik i ma 100 l. Tylny jest jeszcze mniejszy, pomieści 96 l bagażu. To brzmi zniechęcająco, ale wbrew pozorom da się w nich upchać sporo rzeczy, pod warunkiem że jesteśmy i realistami i pakujemy się rozsądnie. Trzeba się jednak trochę postarać, aby odnieść sukces, a większość ludzi nie ma ochoty tego robić.
Czy Alpine A110 GT ma jeszcze jakieś wady? Z handlowego punktu widzenia jest pojazdem prawie niesprzedawalnym i właśnie dlatego podziwiam odwagę dyrekcji koncernu Renault. Alpine A110 zmusza do tak dużych wyrzeczeń, że skusi wyłącznie największych entuzjastów sportowej jazdy, zwłaszcza że na drogach publicznych trudno się nim cieszyć jeżdżąc zgodnie z przepisami i całkowicie bezpiecznie. Czasy się zmieniają i nie są to zmiany korzystne dla entuzjastów sportowych samochodów.
W dodatku marce Alpine brakuje jakiegokolwiek wizerunku i prestiżu, co mnie akurat bardzo odpowiada, bo lubię tajemnicze auta, ale na pewno nie jest atutem marketingowym. Dotychczas nie pomogło nawet sponsorowanie teamu Formuły 1, dlatego na ulicy Alpine A110 GT jest autem kompletnie anonimowym.
Ludzie zwracają na nie uwagę, ale w pierwszej kolejności patrzą na znaczek, żeby sprawdzić, z jaką marką mają do czynienia. Brak jakichkolwiek asocjacji ma jeszcze jedną zaletą: reakcje innych ludzi na widok Alpine A110 GT są w stu procentach pozytywne. Francuskie coupe zwraca dużą uwagę przede wszystkim dzięki zgrabnej sylwetce umiejętnie nawiązującej do protoplasty z lat 60., dzięki czemu wygląda wyjątkowo efektownie i oryginalnie.
Poza znikomą praktycznością i zerową rozpoznawalnością Alpine A110 GT ma wiele specyficznych cech wynikających z nietypowej koncepcji, ale trudno jednoznacznie uznać je za wady. Ich wartościowanie, to kwestia punktu widzenia. Ja znalazłem tylko dwa elementy, które mi trochę przeszkadzały.
Silnik o poj. 1,8 l i mocy 300 KM mógłby mieć ciut więcej charakteru. To taka sama jednostka napędowa jak w hot hatchu Renault RS Megane. Dlatego ma tylko cztery cylindry. Jest całkiem w porządku, mimo zastosowanej turbosprężarki łatwo dozować moment obrotowy, ale w tak wyjątkowym aucie, jak A110 GT chciałbym mieć jeszcze więcej "pazura".
Tym modelem najlepiej jeździ się po mokrej nawierzchni. W takich warunkach Alpine A110 GT nadal nie wykazuje ani śladu podsterowności, a mocy nie brakuje, dzięki czemu łatwa do kontrolowania nadsterowność zawsze jest na wyciągnięcie ręki.
W czasie jazdy po suchym asfalcie można odczuć niedostatek mocy, ale samochód wciąż jest cudownie neutralny, prowadzi się lekko jak obłoczek i zmienia kierunek jazdy szybko jak myśl, a układ kierowniczy, który do tego służy, jest nieprawdopodobnie precyzyjny i rzecz jasna pozbawiony jakichkolwiek wpływów napędu. Nic nie szarpie ani nie przeszkadza, bo moment obrotowy przenoszą na nawierzchnię tylne koła.
Również dwusprzęgłowa skrzynia biegów o siedmiu przełożeniach działa wystarczająco szybko, układ hamulcowy jest naprawdę skuteczny i łatwo dozować siłę hamowania, a sportowy tłumik rasowo strzela przy każdej redukcji biegu z powodu gwałtownej zmianę ciśnienia w układzie wydechowym wynikającej z przymknięcia przepustnicy.
Podejrzewam, że nie jest to do końca naturalne zachowanie i żeby się pojawiało inżynierowie Alpine musieli popracować nad oprogramowaniem sterującym wtryskiem, ale zupełni mi to nie przeszkadza. W trakcie jazdy w trybie Sport mam wrażenia, że ktoś za mną robi popcorn.
Drugi minus na mojej liście to stosunkowo mało stabilne zachowanie przy bardzo wysokich prędkościach, które wynika z połączenia bardzo niskiej masy i dość komfortowych nastawów zawieszenia. Jeśli dodatkowo wieje lub nawierzchnia jest nierówna, Alpine A110 GT prowadzi się mniej pewnie, niż bym sobie życzył. Czy jest na to jakaś rada? Tak, po prostu trzeba jeździć wolniej. Będzie przyjemniej i bezpieczniej, a przecież model A110 GT nie jest autem do bicia rekordów prędkości.
Tak naprawdę nie mam do niego żadnych poważnych zastrzeżeń. Pokładowe multimedia są trochę przestarzałe i dość proste, ale zestaw audio z głośnikami Focal brzmi naprawdę przyzwoicie. Nawet cenę 319 900 zł na tle rynku i konkurentów trzeba uznać za uzasadnioną. Alpine A110 GT jest najbardziej dostępnym ze wszystkich aut marzeń na mojej liście.
Francuskie sportowe auto jest wyjątkowym elementem współczesnego krajobrazu motoryzacyjnego, a w dodatku to model bardzo dopracowany, niezwykle urokliwy i pełny efektownych smaczków. Aż trudno uwierzyć, że firma bez wielkiego doświadczenia w konstruowaniu klasycznych sportowych aut, już za pierwszym razem trafiła w dziesiątkę. Alpine A110 GT to piękne pożegnanie z tradycyjną motoryzacją i wkrótce będzie wyjątkowo poszukiwanym oraz cenionym kąskiem na rynku samochodów używanych. Jeśli macie wystarczająco pękate świnki-skarbonki, spieszcie się je kupować, dopóki to możliwe.