Renault Megane E-TECH to samochód elektryczny nowej generacji, który powstał na dedykowanej temu napędowi platformie opracowanej przez alians Renault-Nissan-Mitsubishi. Chodzi o tę samą architekturę CMF-EV, na której opracowano Nissana Ariyę.
Oba auta różnią się diametralnie, ale są równie nowoczesne. Francuski producent wybrał bardziej przyziemne podejście w kwestii osiągów i wyglądu, bo chce zdobyć europejski rynek. Uważa, że model podobny do klasycznych aut ma większą szansę na masową sprzedaż. Czy ma rację? Więcej testów nowych samochodów znajdziesz na stronie Gazeta.pl.
Zacznijmy od wyglądu, bo jest dużą zaletą nowego Megane E-TECH. Sylwetka kompaktowego (421 cm długości) samochodu ma klasyczne proporcje, m.in. z powodu silnika i napędu umieszczonego z przodu, ale już linię okien poprowadzono bardzo wysoko. Dzięki temu oraz dużym 20-calowym felgom samochód wygląda nowocześnie, masywnie i budzi zaufanie. Poza tym jego nadwozie jest pełne atrakcyjnie zaprojektowanych detali: fantazyjnych świateł LED, zgrabnie ukrytych klamek itp.
We wnętrzu jest równie ciekawie, bo poza kilkoma drobiazgami, kabina Megane E-TECH jest bardzo praktyczna i dość efektowna. Mam takie wrażenie mimo zastosowania tworzyw sztucznych przeciętnej jakości. Może dlatego, że towarzyszy im atrakcyjnie prezentująca się tapicerka z recyklingu.
Najważniejsze jednak, że w środku jest mnóstwo użytecznych schowków, a ilość miejsca dla 4-5 osób wydaje się w sam raz. Megane E-TECH nie rozpieszcza przestrzenią, ale też nie jest w nim ciasno. To ponieważ francuski producent zdecydował się na umieszczenie silnika z przodu i napęd na przednią oś.
W związku z tym komora silnika jest dość długa, a rozstaw osi mniejszy (268 cm), niż w elektrykach z zespołem napędowym z tyłu. W zamian Megane E-TECH może pochwalić się bagażnikiem o poj. 440 l, chociaż próg przestrzeni ładunkowej jest dość wysoko, co może utrudniać wkładanie ciężkiego bagażu.
Szczególnie ciekawie wygląda otoczenie kierowcy, który patrzy w dwa duże kolorowe ekrany. Renault jest jednym z pierwszych producentów, którzy zdecydowali się zastosować w samochodzie system operacyjny Android Automotive. Oprogramowanie dostarczone przez Google wygląda atrakcyjnie, działa szybko i jest proste w obsłudze, zwłaszcza jeśli ktoś korzysta na co dzień ze smartfona z systemem tej samej firmy.
Pozostałe elementy interfejsu służące do obsługi samochodu opracowane przez Renault prezentują się równie dobrze i pasują do reszty systemu. Jak przystało na samochód XXI w., możemy ustawić mnóstwo opcji dotyczących jazdy i działania pokładowych urządzeń, ale nie musimy tego robić. Wtedy konfiguracja ukryta w menu nie przeszkadza, a auto i tak jest znakomicie przygotowane do jazdy już z ustawieniami fabrycznymi.
Android Automotive to system przyszłości, ale na razie cierpi na drobne bolączki wieku dziecięcego. Trudno na przykład połapać się w ekranach nawigacji po bezprzewodowym podłączeniu telefonu za pomocą funkcji Android Auto.
Mamy wówczas do dyspozycji dwie różne wersje map Google. Jedna jest odbiciem telefonicznej apki na ekranie, druga to nawigacja fabryczna w aucie. Zwłaszcza po zalogowaniu się w samochodowym systemie na własnym koncie, łatwo się pogubić i nie wiemy, z której aktualnie korzystamy. Z kolei zaletą tego systemu jest dogłębna integracja samochodowego interfejsu ze smartfonowym, o ile mamy telefon z Androidem. Dzięki temu, po wybraniu celu podróży na smartfonie, możemy nie tylko cieszyć się wskazówkami w aucie, ale nawet oglądać piękną kolorową mapę trasy w miejscu tradycyjnych wskaźników.
Mimo zastosowania dotykowego ekranu w kabinie jest sporo klasycznych przycisków, co mnie cieszy, tylko... nie przy kierownicy gdzie jest zbyt dużo dźwigienek. Niemal wszyscy mają o to pretensje do projektantów Renault i słusznie. Nawet po tygodniu jazdy zdarzało mi się pomylić dźwignię wycieraczek z tą, która wybiera tryb jazdy. Kiedyś pewnie bym się przyzwyczaił do takiego układu.
Za to bardzo wygodne są łopatki za kierownicą, które zamiast do zmiany biegów (w elektryku jest tylko jeden) służą do regulacji stopnia hamowania silnikiem i odzyskiwania energii. To bardzo naturalny sposób dla osób przyzwyczajonych do jazdy samochodem ze spalinowym napędem, bo przypomina redukcję biegów.
W Renault Megane E-TECH siedzi się tylko ciut wyżej, niż w zwykłym hatchbacku, a pozycja, którą zajmują w fotelach kierowca i pasażerowie, jest wygodna. Francuskim elektrykiem również jeździ się łatwo i wygodnie. Duża kanciasta kierownica leży w rękach zaskakująco dobrze, a auto natychmiast spełnia wszystkie polecenia kierowcy. Elektryczny hatchback prowadzi się precyzyjnie, a ze względu na ciężką baterię w podwoziu, przy gwałtownych manewrach zachowuje się bardzo pewnie. Brakuje mu tylko trochę zwinności, ale pewnie klienci tego modelu niespecjalnie jej szukają.
Mimo to liczę, że w przyszłości pojawi się wersja tego auta sygnowana przez sportową markę Alpine, wyposażona w napęd na obie osie (platforma CMF-EV daje taką możliwość), a wtedy inżynierowie z dawnego Renault Sport po raz kolejny pokażą, ile da się wycisnąć przyjemności z jazdy z rodzinnego, kompaktowego modelu.
Na razie Megane E-TECH najlepiej jeździć spokojnie. Wtedy nawet zimą da się utrzymać zużycie energii poniżej 20 kWh/100 km, chociaż zasięg z deklarowanej maksymalnej wartości 450 km szybko spada do nieco ponad 300 km.
Jeździłem wersją Megane E-TECH EV60 z większym akumulatorem (60 kWh), mocniejszą pokładową ładowarką (130 kW) oraz silnikiem o mocy 218 KM. To idealne osiągi, lepszych nie potrzeba w aucie tej klasy. Zgodnie z danymi technicznymi ten model przyspiesza do setki w 7,4 s i rozpędza się do prędkości 160 km/h. Prędkość jest wrogiem zasięgu, dlatego również z tego powodu lepiej jej nie rozwijać zbyt często, nawet na mitycznych niemieckich autostradach.
Podoba mi się, że w przeciwieństwie do większości rywali Renault daje klientom wybór pomiędzy odmianą o skromniejszych parametrach (130 KM i 40 kWh) i 220-konną wersją testową. Większość producentów proponuje jedno albo drugie. Moc zbliżona do 200 KM jest w tej klasie optymalna. Podejrzewam, że większość klientów samochodów segmentu kompaktowego szuka raczej oszczędnego elektryka, a nie kilkusetkonnych potworów.
Renault Megane E-TECH to dopracowany i nowoczesny, ale jednocześnie skromny i zaskakująco zwyczajny samochód. Podczas jazd nie czujemy się jak kosmicznym statku, ale dzięki temu szybciej odnajdą się w nim kierowcy przesiadający ze starszych samochodów.
Siłą Renault Megane jest jego przyjazność dla kierowcy. Dzięki temu oraz użyciu takiej samej nazwy użytkownikom normalnych hatchbacków będzie łatwiej się do niego przyzwyczaić i zaakceptować napęd elektryczny jako nową normę. Dlatego, jeśli jesteście gotowi na samochód elektryczny, dajcie szansę Renault Megane E-TECH. Nie rozczaruje was.
Francuski hatchback ma tylko kilka drobnych wad. Większość wymieniłem, ale trzeba do nich dodać niezbyt wygodne klamki i przycisk do otwierania bagażnika, który wygląda, jakby uruchamiał elektryczny mechanizm, ale tak nie jest. Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń do samochodu roku The Best of Moto 2023.
Nie pomyliliśmy się. Jeśli ktoś szuka nowoczesnego auta na prąd, Renault Megane E-TECH jest jednym z lepszych wyborów. Platforma przednim napędem nie brzmi tak efektownie, jak w przypadku konkurentów AWD, czy RWD, ale pozwala obniżyć masę własną (E-TECH EV60 waży ok. 1,7 tony), poprawić wydajność oraz uprościć konstrukcję.
Za tym powinna iść minimalnie niższa cena i tak naprawdę to jest mój jedyny poważny zarzut do Renault Megane E-TECH. Chciałbym, żeby było ciut tańsze. To stwierdzenie, które dotyczy większości nowych modeli na rynku, ale tego szczególnie.
Za wersję EV60 z 220-konnym motorem, akumulatorem 60 kWh i ładowarką 130 kW trzeba zapłacić co najmniej 207 tys. zł bez paru groszy (wyposażenie "equilibre"), a lepiej wyposażony testowy model "techno" z takim napędem kosztuje co najmniej 219 900 zł.
To wciąż konkurencyjna oferta, chociaż trudno to dokładnie określić, bo ceny na rynku nowych aut zmieniają się jak w kalejdoskopie. Natomiast gdyby Renault zauważalnie obniżyło ceny (zakupu albo leasingu), chociaż w przypadku bazowej wersji Megane E-TECH, ten model byłby murowanym hitem. Pewnie i tak się nim stanie i za jakiś czas będzie jednym z najpopularniejszych elektryków w Europie.