Ford Mustang od zawsze był w gronie moich samochodów marzeń. Kiedy debiutowała aktualna generacja, a było to już ładnych kilka lat temu, Mustang GT zagościł na moim laptopie. Przez bardzo długi czas codziennie witała mnie taka tapeta:
W końcu Mustanga zastąpił jakieś inne zdjęcie z ładnym widoczkiem, ale moja sympatia do tego modelu ani trochę nie osłabła. Nie skruszyła jej też praca w motoryzacyjnej redakcji, gdzie miałem okazję pojeździć samochodami ze znacznie wyższej półki. O wiele szybszymi, mocniejszymi, nowocześniejszymi, lepiej się prowadzącymi, bogaciej wyposażonymi i... oczywiście dużo droższymi.
Pierwszy test Mustanga był przeżyciem. Tak jak każdy kolejny. I mam wrażenie, że nie dotyczy to tylko mniej. W ostatnim czasie do redakcji Mustang przyjeżdżał w kilku ciekawych wersjach. Niezależnie od tego, kto do niego wsiadał, zawsze towarzyszył mu uśmiech na twarzy. Każdy Mustang budzi pozytywne emocje. Można mu wytknąć sporo wad, ale to nic nie zmienia. Tu i tak liczy się jego niepowtarzalny surowy charakter, ponadczasowa stylistyka i wolnossąca pięciolitrowa V-ósemka.
Każdy z Mustangów, jakie ostatnio testowaliśmy, nadawał się na tapetę fana motoryzacji. Czy to Bullitt:
"Zwykłe" GT po liftingu:
Albo Mach-1, który na polski rynek przyjechał całkiem niedawno.
Tego wściekle żółtego Mustanga Mach-1 zaprosiliśmy także do Studia Biznes. Wideorecenzję możecie zobaczyć poniżej:
Tomasz i Łukasz testowali Mustanga Mach-1, ja dostałem kluczyki do jeszcze innej odmiany, która idealnie pasuje na lato. W tym roku w Polsce zadebiutował Mustang California Special. Dostępny tylko jako kabriolet.
To wersja specjalna nawiązująca do modelu z 1968 roku. Jedna z nich, zainspirowana prototypem Shelby GT Coupe zyskała wówczas nazwę California Special. Edycję 2022 rozpoznamy po 19-calowych obręczach kół ze stopów lekkich, lakierowanych w kolorze Carbonized Grey, powiększonym przednim splitterze oraz bocznych wlotach powietrza umiejscowionych z tyłu pojazdu. Do tego dochodzi czarny, przedni wlot powietrza o strukturze plastra miodu, pasy wzdłuż boków nadwozia z logo GT/CS oraz oznaczenie wersji na pokrywie bagażnika. Oznaczenia wersji California Special znajdziemy także w kabinie i pod maską.
Efekt? Mustang w tym wydaniu wygląda znakomicie i samym wyglądem zachęcą do przejażdżki.
Pod maską Mustanga California Special pracuje pięciolitrowy silnik V8 o mocy 450 KM. Samochód jest oferowany w dwóch wersjach: z sześciobiegową skrzynią manualną oraz 10-biegową przekładnia automatyczną. Przyspiesza do 100 km/h, odpowiednio w 4,8 sek. oraz w 4,5 sek. My jeździliśmy z automatem.
Pełny potencjał Mustanga w trybie Normal jest uśpiony, choć i tak trzeba uważać. To wciąż nie jest proste, europejskie auto, które wybacza błędy i pozwala na każdą głupotę. To jednak tylnonapędowy 450-konny pony car. Na gwałtowne wciśnięcie gazu albo dziwne zachowanie kierowcy w zakręcie zareaguje nerwowo. Lubi też zgubić trakcję, co odczułem, kiedy przez Warszawę przeszły ulewy.
W tym jednak tkwi cały urok tego samochodu. Nie jest idealny, ale potrafi dostarczyć całego mnóstwa emocji, a kierowcę zaangażować w każdą przejażdżkę. Polecam zwłaszcza tryb Sport. Auto nie jest zbyt agresywne, ale ujawnia swoją moc. Jeśli kochacie starsze samochody, to sam dźwięk wkręcanej na obroty pięciolitrowej, wolnossącej V-ósemki będzie dla was wspaniałym doznaniem. Zwłaszcza, że Mustang ma rasowy wydech, a w wersji California Special w każdej chwili można zdjąć dach, żeby jeszcze bardziej chłonąć symfonię silnika.
Do tego dochodzi angażujące prowadzenie i poczucie, że prowadzimy prawdziwy samochód. Elektronika na pokładzie oczywiście jest, ale nie jest tak inwazyjna i opiekuńcza, jak w pozostałych samochodach. Tutaj pierwsze skrzypce gra kierowca. Co dla każdego, kto lubi prowadzić oznacza szeroki uśmiech na twarzy.
Bardzo podoba mi się też, że z poziomu wirtualnych zegarów można sterować brzmieniem wydechu. W każdej chwili możecie go przełączyć w tryb "cichy", żeby nie hałasować na osiedlowej uliczce.
Tak naprawdę to ostatni taki silnik na polskim rynku. Jeden z dwóch. Wolnossące V8 znajdziemy jeszcze tylko w Lexusie, ale to jednak samochody o innym charakterze.
Ford Mustang GT w wersji Convertible kosztuje 281 200 zł z ręczną skrzynią i 291 200 zł z automatem. Za pakiet stylizacyjny California Special trzeba zapłacić 9 300 zł.
Czy warto w 2022 r. zainteresować się Mustangiem? Zdecydowanie tak!
Oczywiście ma swoje wady. Projekt wnętrza jest już trochę przestarzały, mimo aktualizacji pokładowego systemu multimedia odstają od naszych czasów (także od nowych fordów), a miejscami natkniemy się na materiały wykończeniowe niezbyt wysokiej jakości. Tylko... kogo to obchodzi? Za około 300 tysięcy dostajemy kabriolet z 450-konnym silnikiem V8 (!), ponadczasową stylistyką, wspaniałym wydechem, charakterem, jakiego nie ma żaden europejski samochód i całą masę pozytywnych emocji w zestawie. Trudno o lepszy stosunek mocy i frajdy z jazdy do ceny.
Ford Mustang GT wciąż znajduje się w świetnej formie.
A za takim widokiem będę bardzo tęsknił.