Spodobał Ci się ten artykuł? Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
„Nadciągają klony, będą ich miliony!" tak prezentowała się jedna fraza z utworu formacji Big Cyc. Trudno temu zaprzeczyć, chociaż o ile tam miała więcej wspólnego z polityką o zabarwieniu humorystycznym, to świat motoryzacji dokładnie zna takie same przypadki. Jeden producent tworzy pojazd, a inny na jego licencji tworzy swój np. nowy Ford Ranger i nowy Volkswagen Amarok.
Sytuacja jest jeszcze prostsza, gdy w jednej grupie jest więcej marek, które współdzielą ze sobą wiele elementów np. pojazdy z Grupy Volkswagena lub Opel z Peugeotem. Jest łatwiej, taniej i tylko należy zmienić znaczek lub panele nadwozia, aby samochód wyróżniał się na tle rodzeństwa.
Dokładnie tą drogą poszedł Hyundai i Kia. Pierwszy ma Ioniqa 5, a brat bliźniak to EV6. Jednak z charakteru są to zupełnie różne pojazdy. Kia przypomina kapsułę z przyszłości, a Hyundai? No właśnie, tutaj rozstrzygniemy z czym mamy do czynienia.
Ioniq 5 to dosyć ciekawy przykład unowocześnionego pojazdu z domieszką retro lub odwrotnie. Zależy co komu się podoba. Przypomina pojazd żywcem wyjęty z filmów sci-fi z przełomu lat 80-90 XX wieku.
Od przodu Ioniq 5 wygląda jak opancerzony krążownik ulic przyszłości. Do tego światła składające się z kwadratów, które wyglądają jakby zostały wydrukowane na jakimś nowym materiale. Jednak oświetlenie nie kończy się jedynie na czarnej listwie rozciągającej się pod maską, a która ma przywoływać na myśl coś na wzór grilla. Pod nią znajdują się dwa srebrne panele, które schodzą się ku środkowi przez co tworzą literę „V". Właśnie na nich pojawiają się świetlne pionowe paski, które nie są widoczne w ciągu dnia.
U podstawy przedniego zderzaka znajduje się srebrny panel, który kontynuuje swoją podróż przez boki pojazdu i kończy się na tyle. Z profilu widać zagięcia, które nadają pojazdowi wyraz. Do tego mocno opadające linia dachu na słupku C i dwa przestronne okna.
Tył można powiedzieć kontynuuje stylistykę przodu. Poza wcześniej wspomnianym paskiem, tutaj również znajduje się czarna listwa, pod którą ukryto światła, również skonstruowane z kwadratów. Na jego środku dumnie widnieje biały napis Ioniq 5, a powyżej tylnej szyby usytuowano spojler.
Pytanie, gdzie jest gniazdo do ładowania? Otóż znajduje się po prawej stronie (od pasażera), który został ukryty pod automatycznie otwieraną klapką. O tym, że znajduje się dokładnie w tym miejscu świadczą cztery kwadraty na karoserii. Klapkę otwiera się za pomocą przycisku na pilocie.
Warto jeszcze wspomnieć o dachu. Ioniq 5 ma dach solarny, który gwarantuje dodatkowe zasilanie podczas jazdy w słoneczne dni. Nie ogranicza się jedynie do obsługi ekranów i klimatyzacji, ale według zapewnień producenta, również wspomaga ładowanie baterii.
Ten Hyundai nie jest też małym autem. Jego wymiary to: 4635 mm długości, 1890 mm szerokości i 1647 mm wysokości. Rozstaw osi wynosi równe 3000 mm.
Z wyglądu Ioniq 5 przypomina leciwe auto, któremu zrobiono nowoczesne przeszczepy i do tego trochę podniesiono. Jest to w końcu crossover. Jakiś hot-hatch? Polonez od przodu? Trudno powiedzieć skąd znamy te elementy nadwozia, ale wyglądają mocno znajomo.
Co ciekawe, elektryczny Hyundai chociaż jest już od jakiegoś czasu na rynku, to nadal przyciąga wzrok. Ludzie go sobie pokazują, dzieci odwracają wzrok. Jest to pojazd z charakterem.
Z zewnątrz Ioniq 5 jest niebieski/błękitny, więc można przypuszczać, że w środku jest nudny, czarny i nieciekawy. I tutaj błąd. Jest jasny aż oczy bolą. Wszystko jest białe lub w odcieniu jasnej szarości. Jeśli ktoś widział już wnętrze Kii EV6 to tutaj mamy kopię niemal 1:1. Mamy te same ekrany (obydwa po 12,5’’), podobną kierownicę, ale całkowicie różną konsolę środkową, która znajduje się pomiędzy przednimi fotelami. W Kii mamy jeden panel, który łączy się z deską rozdzielczą, tutaj mamy podłokietnik, który nie łączy się, przez co mamy przestrzeń z płaską podłogą, która łączy kierowcę i pasażera.
W oparciu fotela pasażera mamy przyciski to sterowania przednim fotelem, tak aby osoba za nim miała więcej miejsca i do kontrolowania oparcia tylnego oparcia. Pod tylną kanapą mamy również klasyczne wejście na klasyczne wtyczki. Podobne rozwiązanie było w Kii.
To co może jeszcze się spodobać osobom na tylnej kanapie, to fakt, że ich siedziska są przesuwne i można lekko rozłożyć oparcie. Dokonać tego można za pomocą uchwytów po bokach kanapy.
Na kierownicy mamy cztery kwadraty zamiast klasycznego logo. Co oznaczają? To nazwa Hyundai zapisana alfabetem Morse’a.
Hyundai ma również dwie ciekawe opcje, które wyświetlają się na ekranie informacyjno-multimedialnym. Znajdziemy tam dane dotyczące dachu solarnego – ile prądu udaje nam się pobrać z energii słonecznej. Drugą ciekawą funkcją jest „Tryb Cichy", który jest wyraźnym ukłonem w stronę rodziców z dziećmi. Otóż po jego uruchomieniu radio i multimedia są odtwarzane jedynie w przedniej części pojazdu i do tego przyciszone. Maksymalny poziom to 25. Miło ze strony Hyundaia, że pomaga rodzicom.
Co się tyczy przestrzeni bagażowej, to poza standardowym bagażnikiem (swoją drogą z podwójną podłogą), mamy jeszcze zamykany schowek w miejscu, gdzie w klasycznych samochodach mamy silnik.
Hyundai ma jednak ten sam problem co Kia, czyli trzymając dłońmi wyżej kierownicę niż zgodnie z przepisami całkowicie sobie zasłaniamy prędkościomierz. Jest jednak coś, co jest lepsze w Hyundaiu. Lusterko wsteczne normalnie się unosi i nie trzeba się schylać, aby cokolwiek przez nie zobaczyć.
Wnętrze robi bardzo pozytywne wrażenie. Wydaje się bardziej przemyślane niż w Kii. Co więcej jest przyjaźniejsze i bardziej nastawione na rodzinę. Tutaj kluczowym elementem jest wygoda i komfort.
Ioniq 5 skonstruowany został na płycie E-GMP. Pod podłogą umieszczono akumulator o mocy 72,6 kWh, który już niedługo zostanie zastąpiony wersją 77 kWh. Do tego auto ma napęd na wszystkie koła stąd dopisek HTrack. Wyposażony w dwa silniki elektryczne, po jednym na każdą oś, do dyspozycji ma 305 KM mocy oraz 605 Nm momentu obrotowego. Prędkość maksymalna wynosi 185 km/h i z łatwością ją osiąga. Od 0 do 100 km/h rozpędza się w 5,2 s.
W trybie Sport to auto jest rakietą, przynajmniej na starcie. Później trochę traci animuszu, ale ten efekt „wow!" spełnia. W trybie Eco, który jest domyślny również nie brakuje Hyundaiowi mocy, jest jednak bardziej oswojony.
Ioniq 5 można określić jako przyjazne auto dla użytkownika, niekoniecznie dla pieszych. Gdy jedzie się za pieszymi, którzy rozmawiają albo za rowerzystami, praktycznie mogą nie zauważyć, że za nimi jedzie samochód. Nie słychać go, chociaż przy niższych prędkościach uruchamia się specjalny dźwięk ostrzegający o nadjeżdżającym pojedzie, jednak musi być za cichy lub za mało zwracający uwagę.
Auto całkiem nieźle radzi sobie w zakrętach, jest miękki na wybojach, a napęd na cztery koła co jakiś czas daje o sobie znać i całkiem nieźle pomaga przy żwawszym ruszaniu.
To co przypadło mi do gustu to sposób zmiany biegów. Nie ma fantazyjnych pokręteł czy przycisków. Przy kolumnie kierownicy mamy drążek, który przekręcamy w górę lub w dół, aby wybrać D lub R, a u jego szczytu jest przycisk od P. Lepiej się go obsługuje niż te wszystkie „nowoczesne rozwiązania".
Za kierownicą znajdują się manetki odpowiadające za rekuperację. Po wybraniu czwartego poziomu uruchamia się obsługa auta za pomocą jednego pedału – można hamować i przyspieszać.
Podczas testów Hyundai zużył około 16,4 kWh/100 km. Zasięg jaki pokazywał przy pełnym naładowaniu w trybie Eco to 350 km.
Hyundai Ioniq 5 to pojazd, którego trudno oceniać nie patrząc na Kie EV6. Jest bardziej zachowawczy niż brat, ale przez to ciekawszy. Dach słoneczny jest oryginalnym rozwiązaniem, a wygoda jaką oferuje z całą pewnością zainteresuje rodziny. Jak wcześniej zostało wspomniane wersja z akumulatorami o pojemności 72,6 kWh zostaje wycofana, a na jej miejsce pojawi się 77 kWh. Ta nowa kosztować ma z napędem na wszystkie koła najmniej od 275.900 zł w wersji Techniq, a za wersję Uniq (w takiej wersji był testowany ten Ioniq 5) 296.900 zł.
Wysoka cena odpowiada jednak wygodzie i możliwościom auta. Trzeba jednak pamiętać, że na bazie tego modelu powstanie jeszcze Gensis, który doda luksusu, czyli tego czego brakuje zarówno Hyundaiowi i Kii. Na ten moment jednak Hyundai wygrywa wygodą z Kią, a kwestię designu pozostawiam własnym odczuciom. Są to tak różne samochody, że nie sposób określić, który jest ciekawszy.