Japończycy dość wcześnie dostrzegli w SUV-ach szansę na zwiększenie wolumenu sprzedaży. Pierwsza generacja Forestera zadebiutowała w Europie w 1997. Znacznie wcześniej, niż VW Tiguan, czy Mazda CX-5. Pierwsze wcielenia cechowały się pudełkowatym kształtem naznaczonym wyrazistymi przetłoczeniami. Model przypadł do gustu szerokiej grupie klientów z uwagi na właściwości jezdne i symetryczny napęd obu osi. Przez 25 lat, salony opuściło blisko 360 tysięcy sztuk. W Polsce, roczna sprzedaż bieżącego wcielenia kształtuje się na poziomie 700-800 sztuk.
Więcej testów nowych samochodów znajdziesz na stronie głównej gazety.pl
Mimo upływu lat, wciąż można dostrzec w tym aucie naleciałości z pierwowzoru, choć trzeba przyznać, że Japończycy poszli z duchem czasu i zaczęli lekko spoglądać na konkurencję. Popracowali nad detalami i technologiami. W każdej specyfikacji otrzymamy reflektory LED z funkcją doświetlania zakrętów. Diodowe są też kierunkowskazy i tylne światła. Na tle rywali, Subaru pozytywnie zaskakuje prześwitem – 22 cm. Spore są też gabaryty auta. Nadwozie mierzy 464 cm długości, 181,5 szerokości i 173 wysokości. To jeden z największych przedstawicieli gatunku.
Czasy, gdy Forestera napędzał mocny, doładowany motor benzynowy, minęły bezpowrotnie. Obecnie, wybór ogranicza się do hybrydy bazującej na 2-litrowym boxerze o mocy 150 KM i 194 Nm. Wolnossący motor wspiera technologia zapożyczona z magazynów Toyoty. W sukurs ekologii idzie elektryk o mocy 16,7 KM i 66 Nm. Ta klasyczna hybryda odzyskuje energię podczas hamowania i gromadzi ją w niewielkim, litowo-jonowym akumulatorze. Pozwala przejechać na prądzie dystans około kilometra i najlepiej spisuje się w mieście, gdzie całkiem sprawnie radzi sobie z napędzaniem blisko 1,7-tonowego SUV-a.
Zestaw napędowy korzysta z planetarnej skrzyni bezstopniowej przekazującej parametry na obie osie za sprawą symetrycznego napędu. To rzadkość w tej klasie i na pewno spodoba się kierowcom lubiącym czasem zjechać z utwardzonych szlaków. Forester nie boi się głębokich kolein wypełnionych wodą, piaszczystych podjazdów czy przepraw przez błoto. W segmencie C, trudno o równie dzielne auto. Wystarczy popatrzeć na dane katalogowe. Kąt natarcia wynosi 21,4, zejścia 25,8, zaś rampowy 21,1 stopnia. W praktyce, na szutrowy i wyboistych drogach, Subaru okazuje się bardzo komfortowe. Dzielnie znosi pojawiające się znienacka korzenie, czy niewielkie kamienie. Przy niskich prędkościach zwiększa się siła wspomagania układu kierowniczego, przez co zwrotność nie pozostawia wiele do życzenia.
Tym samym, eksploatacja Forestera w mieście przypadnie do gustu szerokiej grupie odbiorców. Wysoki komfort przeprawiania się przez osiedlowe progi zwalniające, wysokie krawężniki lub zapadnięte studzienki, dla tego auta są bułką z masłem. Japoński SUV czyni to we względnej ciszy i bez zbędnej nerwowości. Do listy plusów możemy też zapisać zużycie paliwa. Komputer pokładowy pokazuje w mieście od 7 do 8,5 litra. W spokojnej trasie da się zejść do 6,5 l, ale dwa razy więcej wyniesie zapotrzebowanie przy prędkościach autostradowych. To sporo. Tym bardziej, że zbiornik mieści skromne 48 litrów.
Subaru korzysta z planetarnej przekładni symulującej zmiany kolejnych przełożeń. O dziwo, wrażenia akustyczne są na satysfakcjonującym poziomie. Nie wyje przesadnie, a mocne dociskanie gazu nie generuje niepotrzebnego utrzymywania zbyt wysokich obrotów. Proces przyspieszania odbywa się płynnie, ale na piorunującą dynamikę nie mamy co liczyć. Przyspieszenie do setki trwa 11,8 sekundy. Niezbyt korzystnie przedstawiają się też próby elastyczności. Wyprzedzanie kolumny ciężarówek warto zaplanować i uzbroić się w cierpliwość. Taki urok hybrydowych napędów. Podobne wrażenia mieliśmy w zbliżonych konstrukcjach Toyoty. Prędkość maksymalna wynosi 188 km/h.
W dobie cyfryzacji, analogowe wnętrza to prawdziwe egzotyki. Niemniej, są zdecydowanie łatwiejsze w codziennej obsłudze i spodobają się bardziej konserwatywnej grupie użytkowników. Przedział pasażerski Subaru ma kilka smaków. To lata 90. w postaci chociażby grafiki ilustrującej przepływ energii lub przełączników zawiadujących podgrzewanymi fotelami. Z tego okresu pochodzi również panel zawiadujący systemami bezpieczeństwa, elektrycznym sterowaniem pokrywy bagażnika czy kontrolą trakcji.
Z drugiej strony, w ten sposób szybko dotrzemy do pożądanych funkcji. Nas to przekonuje. Niemniej, inżynierowie Subaru nie zapomnieli o nowinkach. W każdej wersji dostaniemy 8-calowy ekran dotykowy, reagujący również na gesty. W topowej wersji współpracuje z nagłośnieniem firmy Harman&Kardon. Nieźle przedstawia się też obraz z kamery cofania. Dodatkowy widok mamy spod prawego lusterka. Pomoże w precyzyjnym zajęciu miejsca przy krawężniku lub podczas jazdy w terenie. Kolejny plus za łączność ze smartfonami opartymi na Android Auto oraz Apple CarPlay.
Subaru jest też mistrzem przestronności. Oferuje tyle miejsca w dwóch rzędach, ile 7-osobowe SUV-y z przesuwaną kanapą. To auto dla koszykarzy. Przestrzeni jest mnóstwo w każdej płaszczyźnie. Przed kolanami, nad głowami i na wysokości barków, mimo obecności panoramicznego, otwieranego dachu. Nieźle też przedstawia się bagażnik. W standardowej konfiguracji mieści zadowalające 509 litrów. Wystarczy jednak złożyć asymetryczne oparcie, by zyskać dostęp do 1751 l.
Subaru dobrze wpisuje się w obecne kanony, choć wciąż podąża własną ścieżką. Przekonuje dopracowanym 4x4, komfortowym zawieszeniem i przestrzenią w kabinie. Dobre noty zbiera również za wyciszenie wnętrza. Zostało solidnie wykończone i zyskało niezłe multimedia. Analogowa obsługa ułatwi proces aklimatyzacji. Zastrzeżenia możemy mieć do dynamiki sportowego charakteru, który w tej generacji odszedł w niepamięć. Korzystnie natomiast przedstawia się relacja ceny do jakości. Polski importer podaje ceny w europejskiej walucie. Przy bieżącym kursie (4,65 zł), bazowy wariant został wyceniony na 160,5 tysiąca zł. Topowa specyfikacja uszczupli kieszeń o niespełna 200 tysięcy zł. Nieźle, biorąc pod uwagę możliwości i wyposażenie auta.