Ustalmy fakty. Countryman jest najbardziej "nadmuchaną" wersją Mini nowej ery. Mówiąc najdelikatniej wygląda, jakby spuchł po ukąszeniu pszczoły. W gamie mini pełni rolę SUV-a albo raczej SAV-a (Sport Activity Vehicle), bo tak lubi określać tego typu auta koncern BMW.
Więcej testów nowych samochodów znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Mini Countryman JCW ma napęd na obie osie All4, a wersji sygnowanej inicjałami firmy słynnego konstruktora aut wyścigowych, John Cooper Works, jego silnik rozwija moc aż 306 KM. Moim zdaniem taki napęd w Countrymanie, który z natury nie ma sportowego charakteru, jest jak kwiatek do kożucha, w dodatku trochę wyliniałego.
Mam sporo sympatii do współczesnego Mini albo raczej miałem? Pierwsza generacja (R50) tego modelu zaprojektowana przez Franka Stephensona była bardzo zgrabna i stanowiła powiew świeżości w stylu neoretro, który ożywił samochodowy rynek. W wersji Cooper S z silnikiem doładowanym mechaniczną sprężarką była oryginalną propozycją i prawdziwym "diabelskim pudełkiem". Miała mnóstwo charakteru.
Potem było coraz gorzej. Kolejne generacje miniaka (R5x i F5x) rosły i tyły w szybkim tempie oddalając się coraz bardziej od pierwotnej idei Aleca Issigonisa zrealizowanej w formie Morrisa Mini-Minor. Co gorsze, firma BMW uznała, że trzeba zmultiplikować sukces sprzedażowy nowej marki i zaczęła tworzyć kolejne iteracje nowego Mini.
Tak powstało Mini kabrio, wersja pięciodrzwiowa hatchbacka, Clubman, Countryman, a nawet takie dziwa jak Roadster, Coupe i Paceman. Czy ktoś je jeszcze pamięta? Projektanci marki należącej do BMW dwoili się i troili. Dokładali kolejne pary drzwi, rozciągali nadwozie na wszystkie strony, podnosili zawieszenie, dodawali napęd na cztery koła...
Większość odmian Mini nowej ery miała protoplastów w formie oryginalnych modeli z przeszłości, ale w praktyce niewiele je łączyło. Kulminacją tego szaleństwa jest właśnie Mini Countryman JCW (F60), który ma pięcioro drzwi, napęd na obie osie i dużo mocy. Jest wysoki, długi, sportowy i terenowy. Mini Countryman JCW ma wszystko poza urokiem.
Jego brata Clubmana ratują urokliwe dwuskrzydłowe drzwi bagażnika. W przypadku Countrymana trudno mi znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie jego istnienia. Za to znajdują je klienci, którzy bardzo chętnie kupują SAV-a Mini. Dlaczego? Pewnie, ponieważ jest najbardziej przestronny i praktyczny, znaczek Mini daje pewien prestiż. Poza tym wszystko, co choć trochę przypomina SUV-a, automatycznie staje się modne.
Moja niechęć do tej wersji Mini nie wynika z wrodzonej złośliwości, ani tendencyjnego spojrzenia. Po prostu sądzę, że jest zbyt mało wdzięczny, aby go kupić z odruchu serca i ma za dużo wad, żeby zrobić to z rozsądku. Jedną z nich jest starzejąca się konstrukcja, której nie zdołały ukryć kolejne modernizacje.
Subiektywnie uważam, że wygląd nie jest najmocniejszą stroną Clubmana. W podwyższonym i wydłużonym nadwoziu zagubiły się efektowne proporcje Mini, z którego została przede wszystkim przednia część nadwozia i monstrualna pokrywa komory silnika (nawiasem mówiąc jest jednym z najciekawszych elementów tego auta).
Za to Countryman jest samochodem o kompaktowych rozmiarach. Ma 429,7 cm długości, 182,2 cm szerokości i 155,7 cm wysokości, a jego rozstaw osi mierzy 267 cm. Może pod tym względem śmiało konkurować z Volkswagenem Golfem albo... przednionapędowym BMW serii 1.
Mini może się podobać lub nie, ale przede wszystkim jest mocno przestarzały. To generacja, która trafiła na rynek w 2014 r. i od tego czasu mimo modernizacji i kolejnych wersji, podstawy konstrukcyjne pozostały takie same. Osiem lat w kwestii samochodowej inżynierii jest całą epoką i to niestety łatwo zauważyć w czasie jazdy Countrymanem.
Wnętrze jest wykonane z materiałów o zróżnicowanej jakości. Cześć jest bardzo przyzwoita, ale niektóre są nieprzyjemnie twarde i trzeszczące. Kabina Countrymana jest pod wieloma względami zaprzeczeniem zasad ergonomii. Mam na to sporo dowodów.
Chodzi m.in. o za gruby wieniec kierownicy (szkoda, że marka zapożyczyła akurat to z BMW), niewygodne klamki drzwi, prostokątny ekran w okrągłej obudowie, dwukierunkowe "lotnicze" przełączniki, które sugerują inne działanie w zależności od tego, w jaką stronę je przechylimy, ale w większości przypadków tak nie jest.
Poza tym starsze wersje nowego Mini miały bardziej analogowe wnętrza, w których projekt lepiej się bronił. Po zastąpieniu klasycznych zegarów ciekłokrystalicznymi ekranami kabina straciła spójność. Również fotele mnie nie zachwycają, bo są trochę za twarde, zwłaszcza jak na auto o praktycznych rodzinnych aspiracjach.
Mini Countryman JCW jest niedużym crossoverem o osiągach klasy GTI. Turbodoładowany silnik o poj. 2 l i mocy 306 KM produkcji BMW jest niezły, ale ma przeciętny wigor w porównaniu z konkurencyjnymi jednostkami. Osiągi Countrymana JCW są dobre, ale przyjemność z jazdy zabija mało efektywny napęd na obie osie i ślamazarnie działająca ośmiobiegowa automatyczna skrzynia biegów Steptronic.
W czasie jazdy Countryman JCW wydaje się wolniejszy, niż sugerują techniczne dane (przyspieszenie do setki 5,1 s i prędkość maksymalna 250 km/h). Przede wszystkim powoli rusza z miejsca. Zakręty pokonuje sprawnie, ale mało finezyjnie. Przyczepność dają mu szerokie opony Pirelli P Zero, sztywne mimo zwiększonego skoku zawieszenie, ale brakuje subtelności w reakcjach auta na ujęcie gazu, czy dotknięcie hamulca na zakręcie.
Sytuację pogarsza pozbawiony czucia układ kierowniczy i automatyczna przekładnia, która potrafi zmieniać biegi w najbardziej zaskakujących chwilach. Można to oczywiście robić ręcznie łopatkami przy kierownicy, ale dalej nie ma odpowiedniej frajdy z jazdy. Poza tym w praktyczno-aktywnej wersji Countryman sportowe aspiracje po prostu nie mają sensu, mimo że o rodowodzie przypomina przyprawiająca o zawroty głowy liczba znaczków JCW. Próbowałem znaleźć wszystkie, możecie spróbować policzyć je na zdjęciach.
W teorii Mini Countryman JCW jest wyjątkowo uniwersalny. Ma sportowe osiągi, pojemność kompaktowego auta, aspiracje SUV-a i luksusowe wyposażenie. W praktyce niestety się okazuje, że żadnej z tych funkcji nie pełni najlepiej.
Za model Mini Countryman JCW trzeba zapłacić co najmniej 189 tys. zł, bo taka jest bazowa cena tego modelu. Za porównywalne pieniądze można kupić sporo ciekawszych i nowocześniejszych samochodów, choćby macierzystej marki BMW. Tu jest za wiele grzybów w barszczu, który w dodatku zaczął nieświeżo pachnieć. Sorry Mini, ale desperacko potrzebujesz następcy.