By się o tym przekonać wybrałem się do Hiszpanii, gdzie miały miejsce pierwsze jazdy testowe nowym modelem od Citroena. Jest to nietypowa premiera, ponieważ pierwszy raz od długiego czasu dotyczyła modelu z segmentu D, który nie jest już tak oczywistym, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Przykładem może być decyzja Volkswagena, który wykluczył z oferty Passata w wariancie sedan. Francuski koncern twierdzi jednak, że po prostu spełnia oczekiwania klientów, którzy chcieli mieć samochód pokroju C5.
Więcej testów samochodów znajdziesz na stronie głównej gazety.pl
Stylistycznie nowy C5 X jest miksem stylów, które na przestrzeni ostatnich dwóch lat możemy podziwiać w gamie modelowej Citroena. Z przodu widać nawiązania do nowego C4, gdzie oddzielono przednie reflektory od świateł do jazdy dziennej. W przypadku C5 X, jest to nieco inaczej rozwiązane. Tutaj mamy jeden szereg LED-owych świateł dziennych nad reflektorem głównym, a drugi w reflektorze. Razem tworzą to literę „V". Ponadto przód jest nowoczesny z licznymi przetłoczeniami i przysadzistym designem. Idąc do tyłu zaczynam powoli zmieniać styl, który staje się spokojniejszy, nawiązując bardziej do rodzinnego liftbacka, którym właśnie jest.
Nowoczesności dodają z tyłu dwa spojlery. Jeden umieszczony nad tylną szybą, a drugi tuż przy jej dolnej krawędzi. Nie mogło też zabraknąć wysoko podciągniętych czarnych osłon, nawiązujących do crossoverów. Tym samym litera „X" w nazwie nie jest bezpodstawna. W końcu prześwit ma 194 mm.
We wnętrzu natomiast otrzymujemy powiew nowoczesności, którego od dawna brakowało w Citroenie. Przede wszystkim w oczy rzuca się 12-calowy wyświetlacz centralny z nowym oprogramowaniem, które w końcu działa sprawnie i bez większych lagów. Ponadto został on graficznie unowocześniony. To bez wątpienia postęp. Nowością jest też 21-calowy wyświetlacz HUD, który kolorowy obraz wyświetla na szybie przedniej, a nie tak jak bywało wcześniej, na wysuwającej się płytce. Nie zabrakło również czterech złącz USB-C, by każdy z podróżnych mógł podłączyć sprzęt do ładowania.
To co trzeba jeszcze podkreślić w przypadku wnętrza to ogrom miejsca. W nadwoziu o długości 4805 mm i 1815 mm szerokości, udało się zarówno z przodu, jak i z tyłu wygenerować tyle przestrzeni, że mogą tam podróżować wysokie osoby bez obawy, że zabraknie im miejsca. Podróż umilą też wyjątkowo wygodne siedzenia. Można raczej powiedzieć, że są to raczej komfortowe fotele niczym w domowym salonie. Ich jedyną wadą jest brak wystarczającego podparcia bocznego. Ich płaskość może dosłownie powalać.
To jednak jasno zdradza do czego ten samochód został stworzony. Tutaj nie ma co liczyć na twarde zawieszenie, sztywną konstrukcję niczym w Porsche czy Lamborghini, a układ kierowniczy daleki jest od precyzji sportowych modeli od Stellantis.
C5 X to typowy cruiser, który najlepiej czuje się na prostej autostradzie bez znacznej liczby zakrętów – zwłaszcza tych ostrych. Przekonałem się o tym na górskim odcinku wyznaczonej drogi testowej, gdzie wychył nadwozia na zakrętach dosłownie zaskakiwał, a precyzję układu kierowniczego raczej można uznać za wskazówkę kierunku jazdy niż jej perfekcyjną linię. Oczywiście ratunkiem może być aktywne zawieszenie, które podobno rekompensuje wychyły oraz poprawia odczucia z jazdy. Jednak chyba w wersji, którą jechałem jej zabrakło. Kolejną kwestią jest skrzynia biegów. Tutaj nie liczmy na precyzję PDK czy DSG. Jest to automat, który po prostu spełnia swoją funkcję, ale opóźnienie w pracy jest odczuwalne. To o czym warto pamiętać, to fakt, że w odmianie benzynowej do dyspozycji jest jej 8-biegowy wariant, a w hybrydzie plug-in jest tylko 6-przełożeniowy.
Tak przechodzimy do napędu. Pierwszego dnia miałem okazję sprawdzić jak na hiszpańskich drogach zachowuje się wariant podstawowy, posiadający 3-cylindrowy silnik o objętości 1,2-litra (PureTech), generujący 130 KM i 230 Nm (drugą opcją jest PureTech 180 KM i 250 Nm ale z tą różnicą, że jednostka napędowa jest 4-cylindrowa). Mimo dość małej mocy, jest to jednostka z potencjałem. Przede wszystkim może rozpędzić się do 210 km/h, a sprint do 100 km/h zajmuje 10,4 sekundy. Je przewagą jest natomiast zużycie paliwa. W cyklu mieszanym, na trasie 120 km, średnie zużycie wyniosło 6,2 l/100 km. To całkiem przyzwoity wynik jak na przepisową jazdę w trzy osoby i trzema walizkami umieszczonymi w 545 litrowym bagażniku.
Drugiego dnia zamieniłem samochód na topową odmianę – hybrydę PHEV. Tym razem do dyspozycji były dwa silniki: spalinowy PureTech o mocy 180 KM oraz jednostka elektryczna, która w efekcie podbijała moc do 225 KM i 360 Nm. Jak przystało na hybrydę plug-in, osiągi są lepsze niż w podstawowe wersji. W tym przypadku sprint do 100 km/h zajmuje 7,8 sekundy, a maksymalnie można rozpędzać się do 233 km/h (135 km/h w trybie w pełni elektrycznym). Oczywiście warto też wspomnieć o zużyciu paliwa. Przy w pełni naładowanym akumulatorze trakcyjnym, udało się przejechać w trybie zeroemisyjnym (elektrycznym) ponad 45 km. Następnie z pomocą przyszedł silnik spalinowy. Na koniec 120 km drogi okazało się, że średnie zużycie z cyklu mieszanego wyniosło 4,6 l/100 km. Według mnie dość przyzwoity wynik.
W przypadku różnych odmian napędowych należy też podkreślić, że w hybrydzie plug-in mniejszy jest bagażnik. Zamiast 545 litrów otrzymujemy 485 litrów. Jest to efekt umieszczenia pod podłogą bagażnika, akumulatora trakcyjnego o pojemności 12,4 kWh. To co jeszcze w przestrzeni bagażowej jest niedogodnością to umieszczenie na podłodze szyn ozdobnych. Poza wyglądem nie widzę zastosowania dla nich. Przede wszystkim są to rysujące się elementy, a do tego wszystkie bagaże dosłownie przesuwają się na każdym nawet najmniejszym zakręcie. Ratunkiem oczywiście jest siatka zabezpieczająca, ale najpierw trzeba ją mieć.
Nowy Citroen C5 X nie należy też do najtańszych. Jego podstawowa cena została ustalona na 135 900 zł. Za tą kwotę otrzymujemy wariant o mocy 130 KM w wyposażeniu Feel (jedna z czterech opcji). Odmiana z mocniejszą benzyną pod maską (180 KM) oferowana jest od wariantu Shine i startuje od 168 900 zł. Najdroższa jest hybryda plug-in. Za 192 400 zł klienci mogą kupić jej podstawową wersję w wyposażeniu Feel Pack (drugi z czterech poziomów). Topowy model w najwyższej opcji (Shine Pack) to wydatek minimum 211 900 zł plus wyposażenie dodatkowe.
To co należy jeszcze podkreślić to fakt, że zgodnie z oczekiwaniami, nowy Citroen C5 X jest w pełni wyposażonym pod względem bezpieczeństwa. Posiada m.in. tempomat z radarem odległości, system ostrzegawczy przed nadjeżdżającymi pojazdami przy wyjeździe z miejsca parkingowego tyłem, system kamer 360 stopni – i to z dużo lepszą jakością wyświetlania na ekranie środkowym, asystenta linii z korekcją toru jazdy, jak też blind spot z funkcją ostrzegania i w razie potrzeby korygowania toru jazdy. Poza tym są też takie udogodnienia jak podgrzewane siedzenia przednie, podgrzewany wieniec kierownicy czy osobny panel od klimatyzacji, co jest nieoczekiwaną nowością, biorąc pod uwagę wcześniejsze modele, gdzie wszystko było obsługiwane przez jeden ekran multimedialny.
Nowy Citroen C5 X to pewnego rodzaju rodzynek rynku. Będzie najprawdopodobniej konkurował ze Skodą Octavią, biorąc pod uwagę jego długość i przestrzeń bagażową. Tym samym może okazać się ciekawym rozwiązaniem dla firm. Z ogólnego punktu widzenia jest to samochód, który nie zaskakuje, ale za to mocno nawiązuje do historii aut oferowanych w segmencie D. Zapewne zachwyceni będą nim ci klienci, którzy lubią spokojną jazdę z wysokim poziomem komfortu. Pod tym względem jest to auto wymarzone, choć cały czas mam wrażenie, że jego głównymi rynkami zbytu będzie Francja oraz Chiny, gdzie będzie produkowany.