Więcej testów samochodów znajdziesz na stronie głównej gazeta.pl
Słowo elegancki dobrze opisuje estetykę koreańskiego okrętu flagowego. Agresywnie wystylizowane nadwozie mierzy 478,5 cm długości. Z prześwitem na poziomie 17,5 cm i napędem na cztery koła, sprawdzi się zarówno przy forsowaniu miejskich krawężników, jak i przeszkód w lekkim terenie. Na kiepsko oświetlonych drogach warto korzystać z wydajnych, adaptacyjnych reflektorów LED-owych. Jego żywiołem są jednak asfaltowe szlaki. Zwłaszcza miejskie, gdzie hybryda ładowana z gniazdka czuje się najlepiej.
W Hyundai wciąż znajdziemy diesle, co nie jest takie oczywiste w pozostałych producentów. Wpływa na to coraz mniejsze zainteresowanie takim napędem, ale nie możemy przekreślać ropniaków. W dużych SUV-ach sprawdzają się wciąż nad wyraz dobrze. W Santa Fe mamy do dyspozycji znaną konstrukcją o pojemności 2.2 litra i mocy 202 KM. Współpracuje z AWD i automatyczną, hydrokinetyczną przekładnią o ośmiu przełożeniach.
Na drugim biegunie są hybrydy. Jest klasyczna oraz taka, którą doładujemy z gniazdka. Ten drugi wariant to najmocniejsza w gamie propozycja. Rozwija 265 koni mechanicznych i dysponuje 6-stopniowym automatem. Co ciekawe, za kluczowe źródło napędu uchodzi benzynowa jednostka o pojemności zaledwie 1.6 litra. Ma 180 KM i 265 Nm. Dzięki wsparciu motoru elektrycznego, parametry są bardzo przyzwoite i jak się okazuje, wystarczające do rozpędzania ponad 2-tonowego auta.
Sumaryczna moc obu jednostek to 265 KM. To sprawia, że pędzony na obie osie SUV przyspiesza do setki w 8,8 sekundy, a wskazówka prędkościomierza kończy bieg na 187 km/h. To tożsama liczba dla wszystkich wersji benzynowych. Bez fajerwerków, ale z powodzeniem wystarczy podczas codziennej eksploatacji nie tylko w mieście. W aglomeracyjnych korkach szybko do akcji włącza się elektryk o mocy 91 KM. Litowo-polimerowa bateria mieści w sobie 13,8 kWh.
Przy spokojnej jeździe i korzystaniu z delikatnej rekuperacji, pokonamy na prądzie dystans rzędu 45-50 kilometrów. Nieźle, bowiem producent obiecuje zasięg na poziomie 58 km i średnie zużycie paliwa poniżej 2 litrów. Brzmi absurdalnie? Nie do końca.
Delikatne obchodzenie się z pedałem gazu w powolnym tempie opróżnia zasoby paliwowe. A w tej kwestii trzeba mieć na uwadze, że zbiornik mieści niespełna 50 litrów. Niewiele, biorąc pod uwagę charakterystykę auta i nastawienie na długie podróże. Nie musimy się jednak przesadnie martwić. Hyundai potrafi być wyjątkowo oszczędny.
Postanowiliśmy go sprawdzić na trasie liczącej około 80 km. Objęła odcinek miejski i lokalne drogi, gdzie nie przekraczaliśmy 90 km/h. Santa Fe dobrze czuje się w takich warunkach. Jego nadwozie lekko przechyla się w szybciej pokonywanych łukach, a zawieszenie zestrojono z myślą o komforcie. Układ jezdny harmonijnie rozprawia się z ubytkami w asfalcie.
Pracuje cicho i nie zachęca do mocnego dociskania gazu. To wszystko przekłada się na zużycie paliwa i pokazuje, że plug-in ma sens. 3,8 litra wskazał komputer pokładowy. W drugą stronę jechaliśmy klasyczną hybrydą i posiłkowaliśmy się tym, czym odzyskaliśmy podczas hamowania. Niemniej, w tych okolicznościach SUV również pokazał się z oszczędnej strony zużywając niespełna 7 litrów.
Ze znacznie większą konsumpcją benzyny spotkamy się na autostradzie. Utrzymywanie prędkości rzędu 140-150 km/h sprawi, że na każde 100 kilometrów będziemy potrzebować 10-11 litrów paliwa. To niezbyt korzystna wiadomość dla długodystansowców, którzy będą musieli wypatrywać dystrybutora co 400-450 km. Na drogach ekspresowych docenimy natomiast skuteczną izolację od świata zewnętrznego, stabilność pojazdu i niezłą reakcję silnika podczas prób dynamicznego wyprzedzania.
Hyundai z rozstawem osi na poziomie 276,5 cm pozwala zabrać na pokład nawet 7 osób. Trzeba się jednak liczyć z faktem, że ostatni rząd przewidziany jest dla ludzi o wzroście do 170 cm i wymaga dopłaty w wysokości 5 tysięcy zł. Pozostałe miejsca są bardzo komfortowe. Fotele masywne i opcjonalnie wyposażone w podgrzewanie i wentylację, a także dwuosiowo regulowane zagłówki. Docenimy też bagażnik, który w standardowej konfiguracji mieści aż 782 l. Otwór załadunkowy jest spory, a próg znajduje się na wysokości 78 cm od podłoża. Pokrywa unosi się elektrycznie.
Kokpit zmontowano z porządnych i w znacznej mierze miękkich materiałów. Cieszy obecność wielu fizycznych przycisków, których obsługa jest intuicyjna. W kontrze pozostają dobra elektroniczne. W miejscu analogowych zegarów mamy do dyspozycji elektroniczne wskaźniki. Są czytelne, a po wrzuceniu kierunkowskazu, wyświetlają obraz z kamery monitorującej martwe pole. Ciekawe rozwiązanie, choć nieskuteczne podczas opadów deszczu.
Na szczycie deski umieszczono panoramiczny ekran o przekątnej 10,25 cala. Przekonuje uporządkowanym menu i sporych rozmiarów ikonkami, w które dość łatwo trafić palcem podczas jazdy po nierównościach. Oferuje też niezłej jakości zestaw kamer i całkiem precyzyjną nawigację.
Santa Fe jest flagowym okrętem w polskiej ofercie koreańskiego koncernu. Nowoczesnym i komfortowym, choć w wersji plug-in rozczarowuje pojemnością zbiornika paliwa. To propozycja dla osób, które mają możliwość regularnego uzupełniania prądu i często poruszają się w mieście na krótkich odcinkach. Wówczas, koszty eksploatacji będą wyjątkowo niskie.
Musimy też pogodzić się z dość wysoką ceną. O ile podstawowy wariant z klasyczną hybrydą wyceniono na przyzwoite 160 tysięcy zł, o tyle auto ładowane z gniazdka wymaga wysupłania z portfela przynajmniej 228 900 zł. W zamian otrzymujemy niemal pełne wyposażenie z zakresu komfortu i bezpieczeństwa.