Polscy klienci złożyli już kilka zamówień na Lamborghini Huracana STO. Jeśli włoska fabryka dostarczy nad Wisłę odpowiednią liczbę egzemplarzy, to w Polsce pojawić się może nawet około dziesięciu. Przy takich samochodach problemem wcale nie jest popyt, a podaż. Także na naszym rynku. Skąd wiem o tych dziesięciu? Podczas prezentacji pierwszej sztuki STO w naszej części Europy miałem okazję porozmawiać z Piotrem Jędrachem, dyrektorem salonu Lamborghini Warszawa.
Tak, Polska jest jednym z pierwszych krajów nie tylko w Europie, ale także na świecie, do których najnowsze wcielenie Lamborghini Huracana przyjechało. Jeśli nie śledzicie uważnie publikowanych np. Samar raportów o liczbie rejestracji, to ta informacja może dziwić. Bo jak to? Polska priorytetowym rynkiem dla producenta supersamochodów? Rok w rok rejestrujemy po kilkadziesiąt aut z Sant'Agata Bolognese, a ta liczba cały czas powoli, ale konsekwentnie rośnie. Teraz to około 70 sztuk, z czego połowa to Urus. Reszta przypada więc na klasyczne Huracana oraz Aventadora.
I od szefa polskiego salonu dowiedziałem się, że nie są to wcale przypadkowe auta, które akurat były dostępne na "placu". Klienci swoje wymarzone Lamborghini konfigurują, korzystając z szerokich możliwości personalizacji. Raczej nie zdarza się, by przyjechały dwa identyczne samochody. W takich markach jak Lamborghini nic nikogo nie ogranicza. Może za wyjątkiem stanu konta, ale jednak jak ktoś przychodzi akurat po Lamborghini, to już nie patrzy na koszty. Nie musi.
Próbowałem podpytać także o ściśle limitowany model Sian. W ogóle powstanie 63 sztuk, plus 19 roadsterów. Jego ceny to podobno około 3,5 miliona euro. Piszę podobno, ponieważ na tej motoryzacyjnej półce ceny są mocno orientacyjne. Dowiedziałem się tylko, że były konkretne zapytania z Polski, ale już na pytanie, czy któryś egzemplarz nad Wisłę trafi nie uzyskałem odpowiedzi. Choć akurat tego samochodu i tak byśmy pewnie nigdy nie zobaczyli. Tak wyjątkowe auta to inwestycje, które trafiają pod koc.
Lamborghini Huracan STO (Super Trofeo Omologata) został wyceniony na oszałamiające 327 838 dolarów, co przy dzisiejszym kursie daje ponad 1,2 miliona złotych. Kwota tym bardziej imponuje, jeśli weźmiemy pod uwagę, że zwykły Huracan Evo RWD jest o prawie 120 tysięcy dolarów tańszy. Jednak Huraconowi STO do miana "zwykłego" jest najdalej jak tylko można. To supersamochód, który powstał na wyścigowych torach. I to dosłownie. Odmiana STO inspirowana jest Lamborghini, które trzykrotnie z rzędu sięgały po zwycięstwo w 24-godzinnych wyścigach na słynnym torze Daytona. Lamborghini Huracan STO jest jednak samochodem, który bez żadnych przeszkód może wyjechać na publiczne.
Nowe Lamborghini napędzane jest przez wolnossący silnik benzynowy o pojemności 5,2 l i mocy 640 KM. Moment obrotowy (565 Nm) przekazywany jest przez siedmiostopniowy, dwusprzęgłowy automat LDF tylko na koła tylnej osi. Osiągi i liczby Huracana STO? Proszę bardzo:
Ma to być jeden z najbardziej zorientowanych na tory samochodów, które są dopuszczone do jazdy po publicznych drogach. Stąd wyczynowe opony Bridgestone Potenza oraz karbonowe hamulce Brembo CCM-R rodem z Formuły 1. Agresywny pakiet stylistyczny ma nie tylko znakomicie wygląda na plakacie, ale, przede wszystkim, być piekielnie skuteczny na torze. Jego aerodynamiczna skuteczność w porównaniu z Performante ma być większa o 37 proc., a docisk nawet o 52 proc. Kierowca dostanie także trzy nowe tryby jazdy: STO (drogi publiczne), Trophy (tory) oraz Rain, przeznaczone na śliską nawierzchnię.
Do pierwszych zdjęć prasowych Huracan STO pozował w charakterystycznym malowaniu. Z niebieskim lakierem Blue Laufey kontrastuje pomarańczowy California Orange. Akcenty o tej samej kolorystyce znajdziemy także we wnętrzu. Właśnie taki Huracan przyjechał do Warszawy. To jednak tylko sugestia projektantów. Dzięki programowi Ad Personam potencjalnych klientów przy konfiguracji swojego Huracana STO ma ograniczać tylko i wyłącznie wyobraźnia. Już wiemy, że przyszli posiadacze STO z Polski skomponowali kilka równie ciekawych wariacji.
Motoryzacja się zmienia, pewnie za jakiś czas również Lamborghini będzie musiało mocniej postawić na elektryfikację. Na razie elektryczne wsparcie (symboliczne) dostała V-dwunastka w Sianie, było też kilka eksperymentów w konceptach. Trzon oferty stanowią jednak wolnossące jednostki V10 i V12, a Urusa napędza czterolitrowe V8. Z pewnością mogłaby to być hybryda, ponieważ inne SUV-y koncernu zbudowane na tej płycie już dawno takie wersje mają, ale klienci Lamborghini jeszcze o nie nie pytają. A producent tak niszowy może sobie pozwolić na wolne wchodzenie w nową erę.
Lamborghini na razie skupia się na swoich kierowcach, a ci oczekują po włoskiej marce samochodów pokroju Huracana STO. Rasowego supersamochodu z wolnossącą V-dziesiątką i bezkompromisowym charakterem.