Postanowiłem to sprawdzić. Nie sposób pozbyć się skojarzeń z filmem o agencie 007, zatytułowanym „Świat to za mało”, w którym brytyjski szpieg spotyka wreszcie naprawdę trudnego przeciwnika, Elektrę King, postać zagraną brawurowo przez piękną Sophie Marceau.
Służbowe BMW Z8 Bonda ginie przecięte gigantyczną piłą zawieszoną pod śmigłowcem. Na pierwszy rzut oka udział samochodu w takim filmie to gwarancja przychylnych recenzji dziennikarzy, jednak Clarkson wiele lat temu sromotnie skrytykował Z8, opowiadając milionom ludzi na całym świecie, że źle się nim jeździ. Wierzyć mu czy nie?
Każdy samochód ma jakieś wady. Musi je mieć, tak samo jak człowiek. Zawsze powstaje pytanie, czy z tymi wadami da się żyć, czy też pewnego dnia poirytowany właściciel poleje samochód benzyną i go podpali. Bezlitosny Clarkson porównał Z8 pod względem własności jezdnych do śmieciarki Scania.
Nawet tuningowane Z8 legendarnej firmy Alpina uznał za pokonujące zakręty w sposób, który kojarzy się z wnoszeniem szafy ubraniowej na schody pożarowe. Stwierdził, że BMW nie wiedziało, czy Z8 ma być samochodem sportowym, muscle carem czy po prostu bulwarowym krążownikiem. I uzyskanie przez czarnego Stiga czasu okrążenia takiego samego, jak za kierownicą Lamborghini Murcielago, nie przekonało krzywonogiego Anglika.
W swojej recenzji nie powiedział, że Alpina ma inaczej zestrojone zawieszenie i że została skonfigurowana pod konkretne wymagania klientów (bardziej miękkie zawieszenie plus automatyczna skrzynia biegów Alpiny Roadster V8, sprzedawanej przez dealerów BMW, miały podobać się nabywcom w USA).
Jazda Alpiną i jednoczesne krytykowanie setupu zawieszenia seryjnego Z8: to było mało profesjonalne, ale większość fanów programu nawet tego nie zauważyła. Na pewno wielbiciele Clarksona nie czytali testu Z8 w magazynie "Car and Driver" w USA, który uznał BMW za lepsze od Ferrari 360 Modena pod względem przyspieszenia, hamowania oraz zachowania w zakrętach
Ani testu w miesięczniku "Motor Trend", w którym przytoczono maksymalne zmierzone przyspieszenie boczne, wynoszące budzące szacunek 0,92 g. Ślepa wiara w autorytety może okazać się zwodnicza, ale w końcu dla milionów ludzi Clarkson to także autorytet.
Jestem we Włoszech, pod butami chrzęści mi czyściutki żwirek hotelowego dziedzińca, a z błękitem nieba konkuruje niebieskie Z8, czyli BMW E52. Trochę się go boję. Aluminiowa rama, specjalnie skonstruowane podwozie, silnik S62 z ówczesnego M5. 400 koni i półtorej tony. Setka w 4,7 sekundy, prędkość maksymalna ograniczona elektronicznie do 250 km/h, choć bez limitera podobno wynosiła solidne 290.
Według Clarksona samochód trudny do opanowania, o niedopracowanym podwoziu i niezdecydowanym charakterze. Przed nami wymagające drogi wiodące w kierunku jeziora Garda. Tam kręcono pościg z „Quantum of Solace”. Lekko mży.
Ruszam zrazu ostrożnie, ale to bez sensu. Albo się dowiemy, czy Clarkson mówił prawdę, albo będziemy się czołgać w tempie elektrycznej hulajnogi. When in doubt, flat out. Gaz w podłogę. Tył robi powolny krok w bok, trochę dymu, jedziemy.
Błażej, fotograf, krzyczy do mnie, że to auto jest czymś w rodzaju nowoczesnej Cobry. I ma rację. Zwarte, mocne konstrukcyjnie. Silnik cofnięty za przednią oś, rozkład mas jak w porządnych starych BMW: pół na pół. Na kierownicy nie czuję lepkiej niedokładności, która jest plagą najnowszych aut z Monachium.
Wszystko jest tak, jak być powinno. Po pierwszych kilometrach nabieram pewności siebie i jadę coraz agresywniej, szybciej, hamuję później, więcej prędkości przenoszę przez zakręty. Samochód okazuje się bardziej przyjazny niż się spodziewałem. Wrażenia są silne. Aerodynamiczne strugi omiatają nasze głowy, niemiłosiernie mierzwiąc włosy.
Silnik brzmi wspaniale, jak nie zagra nigdy żaden motor z turbodoładowaniem, w którym sprężarka kradnie spaliny z wydechu. Choć w samochodzie tym jego projektant, znany potem z innych działań Henrik Fisker, zawarł nawiązania stylistyczne do legendarnego 507, to na tym retrozwiązki się kończą (na szczęście, bo BMW 507 jeździ obrzydliwie i tylko rewelacyjnie wygląda). To na wskroś współczesna konstrukcja, której nie potrafię nic zarzucić. Może dlatego, że wsiadłem do Z8 z otwartą głową, a nie z gotowymi odpowiedziami na wszystkie pytania.
Powietrze nad jeziorem Garda jest chłodniejsze, a lokalizacja zobowiązuje. Jedziemy jeszcze bardziej zdecydowanie. Mięsisty gang silnika wspaniale brzmi w tunelach nad jeziorem, nie goni nas sfora zabójców w czarnych Alfach 159, ale podróżujemy tak, jakby goniła. Z8 wymaga całkiem sporo fizycznej siły, by nim jechać. Trzeba nawet zmieniać biegi Przyjemność z bezbłędnie wykonanej serii redukcji z „heel-and-toe” satysfakcjonuje.
Nie ma ani śladu wrednego charakteru, żadnych pułapek. Trzeba tylko rozumieć, czym się jedzie. To nigdy nie będzie GT-R, myślący za kierowcę. Doprawdy nie wiem, co kierowało Clarksonem, gdy nagrywał ów komentarz - rzekomo na temat Z8, ale stworzony na podstawie jazd Alpiną. Może na jego nastawienie miał wpływ fakt, że w garażu miał wtedy Mercedesa?