Po krótkich pierwszych jazdach chcieliśmy się skupić na pytaniu "Jak jeździ się samochodem na wodór?". Dlatego dzisiaj skupimy się na wrażeniach z jazdy, ciekawostkach i paru praktycznych rzeczach. Znacznie bardziej techniczny tekst, gdzie dokładnie omówiliśmy napęd drugiej generacji Toyoty Mirai przygotowaliśmy oddzielnie. Znajdziecie w nim wszystkie najważniejsze informacje. Zapraszamy:
Na pytanie, czy wodór stanie się paliwem przyszłości nie da się jeszcze jednoznacznie odpowiedzieć. To zależy. Od rozwoju technologii i woli ustawodawców. Na wodór jednak stawia coraz więcej państw z Japonią i Koreą na czele. Nie bez powodu liderami rozwoju tej technologii są Toyota i Hyundai. W Europie wodorem najbardziej interesuje się BMW, ale wszystkie wiodące marki, które nawet same nad nim nie pracują, to wchodzą w partnerstwa z tymi, którzy to robią.
"Samochód wodorowy" ma wszystkie zalety elektryka, którym tak naprawdę jest. Porusza się na silnikach elektrycznych, ma zerową emisję, moment obrotowy dostępny od razu i imponującą elastyczność. Przy tym eliminuje największą wadę aut typu BEV. Napędzane wodorem ogniwa same produkują prąd dla jednostki napędowej. Nie są więc potrzebne ogromne i ciężkie akumulatory, odpada też problem ładowania.
Polski kierowca na to pytanie odpowiada "nie wiem". Nad Wisłą wciąż nie ma odpowiedniej stacji, a najbliższa znajduje się w Berlinie. To jednak niedługo się zmieni. Już w kwietniu w zachodniej Polsce zacznie działać pierwsza ogólnodostępna stacja ładowania wodorem. Jeszcze w tym roku powinna być gotowa stacja w Warszawie. Z czasem dołączą kolejne. I wtedy posiadanie takiego samochodu jak Toyota Mirai II nabierze sensu.
Trzy, sprytnie rozmieszczone, zbiorniki na wodór Toyoty Mirai II mają w sumie 5,6 kg pojemności, co pozwala przejechać od 500 do 700 km. Podczas pierwszych jazd komputer pokładowy pokazywał zasięg około 600 km. Co się dzieje kiedy kończy się wodór? Podjeżdżamy na stację (kiedy już będą) i tankujemy w niecałe pięć minut. I możemy jechać dalej. Dokładnie tak jak samochodem spalinowym. Nie ma tu mowy o przymusowym postoju, polowaniu na szybką ładowarkę i modleniu się, by akurat była w stanie pracować z pełną mocą.
Silnik elektryczny ma 182 KM i 300 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Rozpędza Toyotę Mirai do pierwszej setki w dziewięć sekund, a na niemieckiej autostradzie pozwoli pojechać nawet 180 km/h. Samo przyspieszenie może nie robi wrażenia, ale Mirai działa jak zwykły samochód elektryczny. Błyskawicznie reaguje na gaz i zachwyca elastycznością praktycznie przy każdej prędkości. Za kierownicą wydaje się, że Mirai jest dużo szybsza niż na papierze.
Na pewno zauważyliście, że w tekstach o nowej Toyocie Mirai zaskakująco dużo jest... Lexusa. To nie powinno jednak dziwić. Mierząca pięć metrów Toyota powstała na bazie skróconej platformy Lexusa LS, flagowej limuzyny japońskiej marki premium. Toyota Mirai II jest samochodem tylnonapędowym i na każdym roku pokazuje swoje szlachetne korzenie. Prowadzenie pozytywnie zaskakuje, a my cały czas mamy wrażenie, że jedziemy samochodem z wyższej półki. Sposób, w jaki Mirai pokonuje kolejne kilometry kojarzy się właśnie z drogim autem klasy premium. Czuć geny Lexusa. Nie spodziewałem się tego, a w rozmowach po prezentacji koledzy z innych redakcji także chwalili prowadzenie. Dzięki przeniesieniu napędu na tylną oś, idealnemu rozkładowi mas (50:50 proc.), niezależnemu zawieszeniu wszystkich kół i nisko umieszczonemu środkowi ciężkości, nowa Toyota Mirai zapewnia prawdziwą frajdę z prowadzenia.
Co ważne, jazda Toyotą Mirai nie różni się w niczym od jazdy najzwyklejszym samochodem z automatem. Te wszystkie opowieści o pojeździe przyszłości mogą niektórych kierowców przerazić. Bez powodu. Jeśli nie interesuje was strona techniczna auta, którym jedziecie, to nawet nie zauważycie, że to niezwykły samochód. Wsiadacie, wrzucacie bieg D, a Mirai II jedzie. Niczym nie musicie się tu przejmować ani nie musicie zmieniać swoich nawyków. Cała ta technologia jest nieinwazyjna.
Odmienność Toyoty Mirai odczujecie, nie licząc wizyty na tankowanie, tylko w kilku przypadkach. Do uszu nie dociera dźwięk silnika (e-motory są praktycznie bezgłośne), a futurystyczny dźwięk opracowany przez inżynierów. Można go wyłączyć, ale mi się bardzo podobał. Wśród przycisków znajdziecie też jeden tajemniczy z napisem "H2O". Podczas jazdy Toyota Mirai emituje tylko wodę. Przycisk służy do opróżniania zbiorniczka. Można to zrobić ręcznie, żeby np. auto nie zrobiło tego w garażu. To tyle dziwactw Mirai.
Producent chwali się, że nowa Toyota Mirai nie tylko nie emituje żadnych szkodliwych substancji (jedyny produktem ubocznym reakcji chemicznej zachodzącej w ogniwach jest woda), ale wręcz oczyszcza powietrze. To zgrabna figura retoryczna, ale nie tylko. Katalityczne filtry powietrza doprowadzanego do ogniw oczyszczają je przed przystąpieniem do procesu przemiany w energię elektryczną. Zastosowane rozwiązanie wychwytuje do 100 proc. zanieczyszczeń o średnicy od 0 do 2,5 mikrona, w tym wyjątkowo szkodliwych cząstek stałych PM 2.5. Przy okazji pozbywa się z niego też dwutlenku siarki tlenków azotu.
Mirai pierwszej generacji również był wyposażony w tego typu rozwiązanie. W modelu drugiej generacji filtr jest bardziej wyspecjalizowany i skuteczny (wyłapuje 99,9 proc. cząstek zanieczyszczeń). Toyota zarzeka się, że powietrze opuszczające układ napędowy Mirai jest czystsze niż pobierane z otoczenia. Przejechanie 10 tysięcy km oczyszcza powietrze dla jednej osoby na rok.
O kilku takich ciekawostkach możecie się więcej dowiedzieć z filmu przygotowanego przez polski oddział marki:
Nowa Toyota Mirai II została w Polsce wyceniona na 299 900 zł. To bazowa, ale już bogato wyposażona. Standardem są tu m.in. cyfrowe zegary, automatyczną klimatyzację, system oczyszczania powietrza, 12,3-calowy ekran systemu multimedialnego i nagłośnienie JBL, oraz LED-owe światła z przodu i z tyłu. Półkę wyżej znajdziemy wersję Executive, ale jej cena zostanie jeszcze opublikowana.
Do niej dostępny będzie jeszcze pakiet VIP, który znacząco zbliży Toyotę Mirai do Lexusa LS, co odczują zwłaszcza pasażerowie na tylnej kanapie. Będą mogli podziwiać niebo przez duży panoramiczny dach, będą mogli ustawić swoją temperaturę klimatyzacji (trzy strefy), a między dwoma fotelami pojawi się wygodny podłokietnik z małym tabletem do sterowania najważniejszymi funkcjami. Z kolei kierowca Miraia Executive VIP doceni wyświetlacz head-up, cyfrowe lusterko wsteczne (są dwa tryby, klasyczne lusterko i ekran wyświetlający obraz z kamery) oraz zaawansowany system automatycznego hamowania. To właśnie wodorową Toyotę w takim wydaniu widzicie na zdjęciach i filmach.
Pokrewieństwo z Lexusem czuć nie tylko podczas jazdy, ale też w kabinie. Wymieniliśmy przed chwilą najciekawsze wyposażenie, ale pochwalić trzeba także poziom wykonania i wykorzystane materiały. Na pokładzie jest luksusowo i przestronnie. Mamy tylko dwie uwagi:
Toyota Mirai II to samochód imponujący pod wieloma względami. Już sam wodorowy napęd w masowo produkowanym aucie każe pokiwać z uznaniem głową, ale Mirai II zachwyci nie tylko inżynierów i maniaków techniki. To dopracowana, wygodna, bogato wyposażona i znakomicie jeżdżąca limuzyna z przyszłości. Pierwsza generacja trochę odstraszała stylistyką, paroma kompromisami i skomplikowanym wnętrzem. Dwójka - nie.
To po prostu zwykły samochód. Z niezwykłym napędem.